separateurCreated with Sketch.

Kocham moją rodzinę, ale bardzo potrzebuję samotności

RELAKS
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dzięki samotności mogę spojrzeć na siebie jako na odrębną osobę, która ma swoje potrzeby i granice swoich możliwości. Mogę usłyszeć, co się u mnie dzieje.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Na początku wakacji zobaczyłam w mediach kawałek pogadanki dla rodziców, której myślą przewodnią było mniej więcej to: „Jeśli dzieci będą z wami, porzućcie nadzieję na to, że odpoczniecie”. Uśmiechnęłam się, że to mnie nie dotyczy. Kocham być z bliskimi. Uwielbiam robić rzeczy razem. Planujemy w wakacje dużo wspólnych wyjazdów. Po prawie miesiącu tego „razem” odczuwam wyczerpanie. Nie dlatego, że nie kocham moich bliskich. Odkrywamy wszyscy, że każdy z nas bardzo potrzebuje pobyć sam. I mieć tego nie pięć minut, ale tyle, by się tym stanem nacieszyć.

Pierwszy przebłysk przyszedł do mnie nad jeziorem, rano, gdy wszyscy jeszcze spali. Jestem sową, więc potrzebuję porannego snu, ale w ciszy lasu odkryłam coś, czego potrzebuję równie mocno. Sytuacji, gdy jestem tylko ja i ja. Kiedy dużo się w naszym życiu dzieje, zapominam, że samotność i bycie razem są jak wdech i wydech. Jak rytm zatokowy serca, potrzebny nie tylko, żeby nie zwariować, ale żeby po prostu żyć. Nie na wydechu, z wytrzeszczem oczu i zaciśniętymi mięśniami, ale doświadczając chwili.

Samotności w różnych dawkach potrzebuje każdy w rodzinie. I malec, który przepada w swoich klockach, i nastolatek, który znika w swoim pokoju, i każdy z rodziców. Ponieważ zaś potrzeby rodziców najłatwiej rozpuszczają się w potrzebach rodziny, dorosłym najtrudniej zadbać o wartościowy czas na osobności. Czasem gdy myślimy „potrzeby rodziny”, nie uwzględniamy siebie samych. „My będziemy szczęśliwi, jak rodzina będzie szczęśliwa”. Najgorzej, gdy z tego starania się i troszczenia o innych kosztem siebie skutek jest taki, że szczęśliwy nie jest nikt. Ani nastolatki zabrane na dziesiątą wycieczkę rowerową, ani maluch, który ma zjeść „pyszny obiad”, a nie jest głodny, ani przebodźcowany drugi dorosły.

Dzięki samotności mogę spojrzeć na siebie jako na odrębną osobę, która ma swoje potrzeby i granice swoich możliwości. Mogę usłyszeć, co się u mnie dzieje. Ktoś może powiedzieć, że przecież tę rolę spełnia modlitwa. Otóż nie. Relacja z Bogiem, choć tak ważna (jak w „Czułej przewodniczce” zauważa Natalia de Barbaro, sposób, w jaki widzimy Boga i czego się od niego spodziewamy, rzutuje na wszystko, co myślimy o sobie i czego spodziewamy się w życiu), nie zastąpi relacji wewnętrznej. Czyli sposobu, w jaki odnoszę się do siebie samego/samej, w jaki się sobą opiekuję i radzę sobie ze swoim wewnętrznym światem.

Gdy nosimy w sobie wiele nieprzeżytych strat i mało siebie znamy, samotność może kojarzyć się źle. Im jednak bardziej uczymy się kochać i rozumieć siebie, tym samotne chwile stają się łatwiejsze i bardziej upragnione. Pomagają ładować akumulatory. Otulają ciszą zmysły. Dają odpocząć naszej neurocepcji – czyli takiej aktywności układu nerwowego, która sczytuje wszystkie sygnały z otoczenia i sprawdza, czy jesteśmy bezpieczni.

Kiedy mamy mało wprawy w byciu z samymi sobą, pierwsze próby mogą nas przytłaczać. Możemy czuć albo niepokój i pustkę w głowie, albo mieć natłok pomysłów, „jak najlepiej spożytkować ten czas” (uregulować zaległe kwity czy sprzątnąć szufladę, do której nie zaglądaliśmy dwa lata), skutkiem czego włączymy telewizor albo Facebooka i się „znieczulimy”, a cenny czas przepadnie. Dlatego dobrze na ten swój czas dla siebie zaplanować coś przyjemnego. Może to być też coś, czego dawno nie robiliśmy. Po to, by to była naprawdę karmiąca chwila, potrzebujemy skierować uwagę na samych siebie. I bez względu na to, czym się zajmiemy, ważne, byśmy traktowali siebie samych z troską i czułością.

Komuś może pomóc lista takich ulubionych zajęć, książek, zapachów, miejsc – by z niej korzystać, gdy mamy czas dla siebie. Wspierające są też stałe rytuały, wpisane w domowy kalendarz, tak, by inni też wiedzieli, że nas dla nich w tym czasie „nie ma”.

Jeśli nie zadbamy o takie chwile, nasz przeładowany układ nerwowy i tak sam się wyłączy. Czytając książkę dziecku, odpłyniemy myślami w siną dal. Wyłączymy się przy rodzinnym obiedzie. Albo bliski nam człowiek będzie opowiadał o czymś ważnym, ale do nas nic nie dotrze. Przybędzie nam zaś wrażliwości na innych, kiedy nasza potrzeba samotności zostanie zaopiekowana.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.