Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kto pamięta lata 80. XX wieku, czyli czasy walki o zmiany w Polsce i chodził do kościoła, nie może nie pamiętać wzruszenia, z jakim śpiewano wtedy „Boże, coś Polskę”. „Przed Twe ołtarze zanosim błaganie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” było wtedy ważną deklaracją, że ludzie powszechnie czują się w swoim państwie zniewoleni. Zniewoleni brakiem wolności sumienia, słowa, zgromadzeń itd., które tylko teoretycznie zapewniała Konstytucja PRL.
Pieśń ta rzeczywiście bywała, również wcześniej, nie tylko religijnym wołaniem. Wyrażała też narodowe przywiązanie do niepodległości i samostanowienia. W 1918 r. była kandydatką do miana polskiego hymnu państwowego. Jednak jej historia jest jeszcze bardziej skomplikowana: zawiera wątki nieoczekiwane, z dzisiejszej perspektywy wręcz zaskakujące.
„Boże, coś Polskę” jak „God save the King”
W 1816 r., rok po kongresie wiedeńskim, który ziemie Księstwa Warszawskiego wcielił do Imperium Rosyjskiego jako Królestwo Polskie pod berłem cara Aleksandra I, jego urzędujący w Warszawie brat, wielki książę Konstanty, zamówił hymn na cześć imperatora. Zamówienie zrealizował Alojzy Feliński, dawny adiutant Tadeusza Kościuszki z czasów insurekcji, poeta, dramatopisarz, historyk literatury, a wkrótce dyrektor słynnego Liceum Krzemienieckiego.
Pisząc, wzorował się na angielskim hymnie królewskim „God save the King” (w czasie panowania królowych Wiktorii i Elżbiety II było to „God save the Queen”). Podobnie zresztą uczynił Wasilij Żukowski, autor napisanego również w 1816 r. pierwszego oficjalnego hymnu Rosji – tzw. „Modlitwy Rosjan”, zaczynającej się od słów „Boże, zachowaj Cara”.
„Pieśń narodowa za pomyślność Króla”
Pieśń została opublikowana w „Gazecie Warszawskiej” 20 lipca 1816 r. jako „Hymn na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego z woli Naczelnego Wodza Wojsku Polskiemu do śpiewania podany”. Pierwszy raz wykonano ją publicznie 3 sierpnia. A wkrótce stała się jako „Pieśń narodowa za pomyślność Króla” hymnem Królestwa Polskiego.
Brzmiała tak:
Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały.
Ref. Przed Twe ołtarze zanosim błaganie
Naszego Króla zachowaj nam Panie!
Tyś, coś ją potem tknięty jej upadkiem
Wspierał walczącą za najświętszą sprawę
I chcąc świat cały mieć jej męstwa świadkiem
Wśród samych nieszczęść pomnożył jej sławę.
Ref.
Ty, coś na koniec nowymi ją cudy
Wskrzesił i sławne z klęsk wzajemnych w boju
Połączył z sobą dwa braterskie ludy
Pod jedno berło Anioła pokoju.
Ref.
Wróć nowej Polsce świetność starożytną
I spraw niech pod Nim szczęśliwą zostanie
Niech zaprzyjaźnione dwa narody kwitną
I błogosławią Jego panowanie.
„Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”
Wychowani na Panu Tadeuszu i z wiedzą o przyczynach powstania listopadowego możemy się dziwić: jak to możliwe, że tak krótko po tragicznym finale wielkich nadziei odbudowy Polski przy Napoleonie, w Polsce śpiewano o braterskich narodach polskim i rosyjskim, a cara nazywano Aniołem pokoju?
No cóż, początkowo retoryka carska była bardzo liberalna, szanująca odrębność ustrojową, kulturową i religijną Polski. Aleksander zdołał przekonać wielu Polaków, że będzie naprawdę ich królem i mężem opatrznościowym i że to on odbuduje państwo polskie. Podsycał te nadzieje, nadając Królestwu konstytucję, która zachowywała wiele rozwiązań ustrojowych naszej tradycji, czy sugerując możliwość przyłączenia do Królestwa ziem utraconych podczas zaborów, a niewłączonych w jego skład.
Oczywiście nigdy tego nie zrealizował, ale początkowo naprawdę przyjmowano jego panowanie z nadzieją. Z drugiej strony pamiętano, że z Napoleonem przyszły na ziemie polskie idee rewolucji francuskiej, także te przeciwne tradycji i religii, jak choćby instytucja rozwodów czy kasata niektórych zakonów. W tej sytuacji panowanie Aleksandra przynosiło stabilizację i spokój.
Szybko jednak nastroje Polaków wobec praktyk rosyjskich władz w Polsce się zmieniły. Wtedy lud zaczął śpiewać nowy refren: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Dwie ostatnie zwrotki pierwotnej, lojalistycznej wersji coraz częściej zastępowano słowami z „Hymnu do Boga o zachowanie wolności” (1817) Antoniego Góreckiego – poety, uczestnika kampanii napoleońskiej i późniejszego powstańca.
„Boże coś Polskę” zakazane
W takiej postaci pieśń przekroczyła granice zaboru i była śpiewana również przez Polaków w zaborze austriackim. Coraz bardziej, zwłaszcza po upadku powstania listopadowego, rosła patriotyczna rola pieśni, wyrażającej powszechną tęsknotę za powrotem niepodległej Polski.
Doprowadziło to wreszcie do oficjalnego zakazu wykonywania pieśni, wydanego przez władze carskie w 1862 r. Już rok później była powszechnie śpiewana przez powstańców styczniowych. W czasie powstania śpiewano też na tę samą melodię 5-zwrotkowy hymn do Matki Bożej Bolesnej za poległych, zaczynający się od słów:
Tu nasi bracia w tej wielkiej mogile
Polegli za kraj przeciw wrażej sile
I już się teraz połączyli z Bogiem,
Prosząc za nami zwycięstwa nad wrogiem.
W międzyczasie do „Boże, coś Polskę” dopisywano kolejne zwrotki i ok. 1860 r. było ich jedenaście. Nowe zwrotki pojawiały się także regionalnie w czasie I wojny światowej – np. na Śląsku śpiewano refren „Spod jarzma Niemców wybaw nas, Panie”.
5 XI 1916 r. w katedrze wileńskiej po raz pierwszy zaśpiewano tę dodatkową zwrotkę (pisownia oryg.):
Za głuchej nocy niezgłębione cienie,
Za cichą mękę i ofiary krwawe,
Najświętsze nasze spełnić racz marzenie:
Nanowo połącz Wilno i Warszawę.
„Daj nam Monarchę, o Boże!, o Panie!”
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. pieśń z refrenem zaktualizowanym na „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie” i usunięciem wszelkich nawiązań monarchistycznych była jedną z kandydatek do miana hymnu państwowego.
Pod koniec lat 20. XX w. w kręgu utworzonej na Jasnej Górze w 1926 r. Monarchistycznej Organizacji Wszechstanowej pojawiła się dwuzwrotkowa pieśń na melodię „Boże, coś Polskę” z nowymi słowami. I choć nie zyskała popularności, to warto ją przytoczyć jako świadectwo nadziei części ówczesnego społeczeństwa:
Boże, coś Króla odmówił nam na to,
Byśmy poznali, że bezeń zginiemy –
Niech miłościwe zakwitnie nam lato,
Czem jest swawola, już wiemy, już wiemy!
Ref. Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Daj nam Monarchę, o Boże!, o Panie!
Piastów, Jagiełłów koroną wspaniałą,
Co na Wawelu śni sen o wielkości,
Otocz mu skronie! Niech ręką wytrwałą
Wiedzie Swój naród ku świetlnej przyszłości!
Rzeczywistość okupacji hitlerowskiej, a potem reżimu komunistycznego przywróciły wśród wiernych potrzebę śpiewania wersji z prośbą o przywrócenie wolnej ojczyzny... Co ciekawe, jej tłumaczenie bywało w tym czasie wykonywane po hymnie węgierskim (rzadko używanym poza okazjami sportowymi przez władze komunistyczne w Budapeszcie) w kościołach na Węgrzech – jako manifestacja uczuć patriotycznych i przyjaznych związków z Polską.
Po 1989 r. zazwyczaj (choć zdarzały się, stanowiące zazwyczaj polityczną manifestację, wyjątki) śpiewamy znowu tak jak w czasach II Rzeczpospolitej, prosząc Boga o błogosławieństwo, nawet jeśli rzeczywistość wolnej Polski nie zawsze i nie we wszystkim wydaje się nam idealna...
Melodie do „Boże, coś Polskę”
Co ciekawe, burzliwa historia „Boże, coś Polskę” dotyczy nie tylko słów hymnu, ale i jego melodii. Pierwotna, z 1816 r., została napisana przez Jana Nepomucena Piotra Kaszewskiego – kompozytora, wirtuoza skrzypiec, oficera, uczestnika kampanii napoleońskiej, a w przyszłości powstania listopadowego.
Ta wersja od początku cieszyła się małą popularnością i dziś jest kompletnie nieznana. Możemy ją usłyszeć tylko w tzw. Largo es-dur op. pośmiertnym Fryderyka Chopina. To dzieło uważa się za zharmonizowaną przez kompozytora na organy tę właśnie melodię z czasów, kiedy co niedzielę jako uczeń liceum grał do mszy św. na organach warszawskiego kościoła wizytek.
Szybko jej miejsce zajęła inna melodia, śpiewana do dziś. Jej pochodzenie jest niepewne, ale prawdopodobnie wywodzi się z zapomnianego dziś krakowskiego hejnału maryjnego „Bądź pozdrowiona, Panienko Maryjo”. Co ciekawe, na tę samą melodię śpiewamy „Serdeczna Matko”, o czym możesz się, drogi Czytelniku, łatwo przekonać, śpiewając lub choćby nucąc obie pieśni. Zachęcam!