separateurCreated with Sketch.

„Bóg dał mi świętą mamę, bym dzieliła się nią z całym światem”. Świadectwo córki św. Joanny Beretty Molli [część 1]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Silvia Lucchetti - 22.08.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Oto pierwsza część przepięknego świadectwa Gianny Emanueli Molli. Jej mama, św. Joanna Beretta Molla, oddała życie, by móc ją urodzić.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Św. Joanna Beretta Molla i jej ofiara z miłości

W sierpniu 1961 r. Joanna dowiaduje się, że po raz kolejny jest w ciąży. Wielkiej radości towarzyszy jednak nie mniejszy niepokój: w macicy rozwija się duży włókniak. Odważna mama decyduje się na usunięcie go w taki sposób, by nie zaszkodzić córce, mimo że tym samym naraża swoje życie na wielkie niebezpieczeństwo. Chirurgowi, który miał wykonać zabieg, mówi: „Przede wszystkim ratujmy dziecko!”. Zabieg się udaje, ale na krótko przed porodem Joanna, świadoma zagrożenia, przekazuje mężowi swoją wolę: „Jeśli trzeba będzie wybierać między mną, a dzieckiem, wybierzcie dziecko, nie mnie”.

Narodziny Gianny Emanueli

W Wielki Piątek 1962 r. zaczyna się męka Joanny. W sobotę na świat przychodzi jej córka Gianna Emanuela. U Joanny błyskawicznie rozwija się zapalenie otrzewnej. Kobieta dzielnie znosi cierpienia, całując krzyż i przystępując do Komunii. Umiera w sobotę po Wielkanocy, udręczona bólem tak silnym, że prosi Matkę Bożą, by zlitowała się nad nią i zabrała ją do nieba.

Giannę Emanuelę Mollę poznałam na Marszu dla życia 22 maja 2021 roku. Korzystając z widocznej ciąży (w najbliższych dniach przyszła na świat moja trzecia córeczka), przepchnęłam się do Gianny Emanueli, żeby się z nią przywitać i chwilkę porozmawiać.

Od razu uderzył mnie poziomkowy sweterek, uśmiech na twarzy, jakieś zdumienie, graniczące z obawą w oczach, a przede wszystkim delikatny ton głosu.

„Módl się do św. Joanny Beretty Molli o łaskę macierzyństwa”

Z wrażenia zapomniałam jej powiedzieć, że po raz pierwszy usłyszałam o jej mamie w konfesjonale w Asyżu 15 marca 2014 r. Przed rozgrzeszeniem kapłan wręczył mi obrazek i powiedział, żebym modliła się o łaskę macierzyństwa do św. Joanny Beretty Molli. Jestem przekonana, że to dzięki wstawiennictwu świętej lekarki zostaliśmy z mężem rodzicami w 2018 r.

Tej soboty w czasie Marszu dla życia także Gianna Emanuela, wypytawszy mnie, jak się czuję w ciąży, wygrzebała z torebki obrazek ze swoją mamą i wręczyła mi go z szerokim uśmiechem na twarzy.

Gianna Emanuela Molla o swojej mamie

Jednak na pytanie, czy nie zechciałaby opowiedzieć swojej historii, udzielić swego rodzaju wywiadu, odparła, że nie – bez zastanowienia, aż mnie to rozbawiło. Powiedziała, że nie przepada za prasą. Woli przesłać mi swoje świadectwo, „które z Bożą pomocą głosi na całym świecie”. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. I nie mam wątpliwości, że jej słowa obudzą odrobinę tęsknoty za niebem nawet u tych, którzy są bardzo daleko.

A oto pierwsza część jej świadectwa:

Przede wszystkim, tak jak każdego ranka zaraz po przebudzeniu, chcę podziękować Panu Bogu i Najświętszej Maryi Pannie za to, że serca mamy i taty, mojej najukochańszej, świętej mamy i mojego najukochańszego taty, jej ze wszech miar godnego małżonka, mogły się spotkać. I za dar życia, który jest naprawdę czymś wspaniałym. Wiem coś o tym – nie byłoby mnie, gdybym nie była tak bardzo kochana! Dar życia jest naprawdę największym, najcenniejszym i najświętszym darem, godnym czci, poszanowania i obrony.

To świadectwo chciałabym zacząć listem taty do mamy. Trzeba tu wspomnieć, że kiedy mama była w ciąży z moją siostrą Laurą, trzecią córką, tata musiał wyjechać do Stanów Zjednoczonych w długą podróż służbową, od 26 kwietnia do 16 czerwca 1959 r. Przez cały ten czas prawie codziennie do siebie pisali, żeby czuć się bliżej siebie.

Czytając ten list zrozumiałam, że bliskość wobec kogoś nie zależy od realnego dystansu. Moi rodzice, oddaleni o tysiące kilometrów, byli sobie niezwykle bliscy dzięki gorącej miłości, która ich połączyła i żarliwej modlitwie za siebie nawzajem.

Mama bardzo kochała przyrodę i kontemplację. W cudach stworzenia potrafiła dostrzec odblask miłości Stworzyciela. Dlatego w pierwszej części listu tata opisuje widok z samolotu przelatującego nad Górami Skalistymi i Wielkim Kanionem, żeby i ona mogła cieszyć się tym pięknem.

Czytając ten list z tatą, powiedziałam mu kiedyś: „Tato, jesteś poetą!”. On tylko skromnie spuścił wzrok i milczał. Dodałam więc: „Tato, musiał cię oświecić Duch Święty, żebyś mógł napisać ten list do mamy, sam byś nie potrafił”. „Na pewno!” – przyznał. 

Trzeba dodać, że mama zawsze bardzo się martwiła, kiedy tata miał lecieć samolotem, a odległości w Stanach Zjednoczonych są tak wielkie, że tylko kilka razy mógł – dla jej spokoju – podróżować pociągiem. Dlatego w tym liście napisał też modlitwę, moim zdaniem przepiękną, zatytułowaną „Moja modlitwa w podniebnej podróży”.

List Piotra Molli

Nowy Jork, 31 maja 1959 roku, niedziela, godzina 1.50 PM [tj. 13.50 – red.], we Włoszech 20.50

Joasiu moja najukochańsza,

właśnie lecę po przepięknym niebie – mniej więcej na wysokości 6000 m – nad Górami Skalistymi i Wielkim Kanionem Kolorado w Utah. Tego widoku nigdy nie zapomnę: poszarpane, strzeliste szczyty strzegą rzek i dolin, rzeki przebijają się przez skały i wiją się wśród nich: zielone rzeki i błękitne jeziora; skały – od złocistych po szkarłatne i ciemnorude, miedziane. Siła wyrazu tego, co widzę, przekracza wszelkie moje wyobrażenia.

I na tym przepięknym niebie, nad tymi skałami, tu i ówdzie przechodzącymi w czerwoną, piaszczystą pustynię, które wyraźniej niż cokolwiek innego ukazują potęgę i Opatrzność Stwórcy, powtarzam moją modlitwę w podniebnej podróży. Zaczynam ją w tej chwili, miedzy niebem a skałami, trzymając w dłoniach i całując cudne fotografie, na których jesteś Ty i nasze skarby:

Modlitwa

„Jezu, który mnie stworzyłeś i utrzymujesz mnie przy życiu, udzielając bezgranicznych łask i błogosławieństw: Ty, który pośród niegdysiejszych i obecnych podniebnych podróży obdarzyłeś mnie wspaniałą żoną – ona jest niczym cudowny świt, który można podziwiać tylko stąd – i dwoma skarbami, wspaniałymi jak niebo w pełni swojego przepychu, który można podziwiać tylko stąd; Ty, który niedługo obdarzysz nas kolejnym skarbem, wysłuchaj mojej modlitwy:

Pobłogosław Joannę i nasze skarby! Zamień w łaski niepokój i obawy z powodu mojego długiego oddalenia i moich podróży.

Wysłuchaj dzisiaj i zawsze modlitw Joanny, mojego Gigetto, mojej mamy i wszystkich, którzy mnie kochają! Miej wzgląd na złożone rączki mojej Marioliny! Obdarz mnie łaską szczęśliwego powrotu!

Spraw, abym ciągle podążał ku Tobie niczym samolot po niebie: wyznaczoną trasą, bezpiecznie, kierowany przez radio.

Spraw, bym zawsze miał w sobie bojaźń Bożą tak, jak teraz, kiedy bardziej niż kiedykolwiek powierzam się Bożej Opatrzności, jakby unoszony na skrzydłach modlitw Joanny, moich skarbów, mojej mamy i wszystkich, którzy się za mnie modlą.

Spraw, by nasza rodzina była pogodna i pełna światła, jak to niebo, po którym teraz lecę; byśmy oddychali czystym powietrzem, jak teraz.

Spraw, by chmury ledwie nas dotknęły i przepłynęły mimo, jak te obłoczki w górze.

Zachowaj moją rodzinę i moich bliskich w radości i spokoju Twojej Drogi i w Twoim Świetle, teraz i do dnia, kiedy wzniesiemy się wyżej, wyżej, coraz wyżej, aż do Ciebie. Amen”.

Odpowiedź św. Joanny Beretty Molli

Mama odpisała: „Jesteś moim najdroższym i najczulszym mężem, świętym tatą, więcej niż złotym – jesteś jak największy i najcenniejszy na tej ziemi brylant…”.

Gianna Emanuela opiekuje się ojcem

Mama miała rację. On naprawdę był „świętym tatą… jak brylant” i dlatego w styczniu 2003 r. poczułam, że powinnam zrezygnować z pracy lekarza geriatry, żeby poświęcić się opiece nad nim. Miał 90 lat i ciągle starał się aktywnie propagować na świecie sylwetkę i przykład swojej świętej małżonki, kiedy zaczęły się poważne problemy ze zdrowiem. Okazało się, że żeby mógł, tak jak chciał, dalej mieszkać w domu, konieczna będzie stała obecność lekarza.

Pomyślałam wtedy, że on zawsze darzył ogromną miłością moje rodzeństwo i mnie i że to mu się ode mnie należy. Poświęcenie mu całego czasu – i miłość – będzie najwspanialszym darem, jaki mogę mu dać. Gdyby wola Pana była inna, teraz byłaby przy nim moja mama. Czułam, że jeśli będę przy nim, ona też będzie się cieszyć – będzie trochę tak, jakbym robiła coś dla niej.

Łaska opiekowania się nim przez ostatnie 7 lat jego życia

I tak otrzymałam łaskę, radość i zaszczyt opiekowania się tatą przez ostatnie 7 lat i trzy miesiące jego długiego życia, dniem i nocą. Czułam, że jestem narzędziem w rękach Boga, bo przecież pomagam mu także jako lekarz. 3 kwietnia 2010 r., w Wielką Sobotę, w wieku prawie 98 lat, dołączył w niebie do swojej ukochanej żony. Do ostatniego dnia zachował jasny umysł i przez te lata spędzone razem mogłam za jego pośrednictwem jeszcze lepiej poznać mamę.

„Twój ojciec naprawdę był świętym człowiekiem”

Amerykański ksiądz o. Gino Dalpiaz, który ma wielkie nabożeństwo do mamy, po przeczytaniu moich wspomnień o tacie, drukowanych w biuletynie „Gianna, sorriso di Dio” w latach 2010-2011, napisał w liście do mnie:

Pierwszym i najważniejszym inspiratorem procesu beatyfikacyjnego mamy był Jego Świątobliwość św. Paweł VI, jak powiedział bp. Carlo Colombo, zwany teologiem Pawła VI. Historię życia i śmierci mamy poznał, kiedy był arcybiskupem Mediolanu.

Ofiara z własnego życia

Na prośbę bp. Carlo Colombo w kwietniu 1971 r., kiedy miałam zaledwie 9 lat, tata napisał biografię mamy: krótką, ale bardzo treściwą, przepiękną. Zadedykował ją mojemu rodzeństwu i mnie. Zaczyna się tak:

Święta Joanna Beretta Molla – przykład dla wielu

Pan Bóg wybrał moją mamę spośród wielu świętych mam, które są w niebie, by była przykładem dla mam, młodych, narzeczonych, żon, lekarzy, pracowników służby zdrowia, rodzin i by przez nią działo się wiele dobrego, jak to się dzieje już od wielu lat, w wielu krajach na całym świecie, czego jestem bezpośrednim świadkiem.

Pamiętam, że tata mówił, że błagał Boga o ocalenie nie tylko mojego życia, ale także mojej mamy. Jednak Pan Bóg, w swojej nieskończonej mądrości i w swoich nieprzeniknionych zamysłach, nie ocalił mojej mamy. Mimo niewypowiedzianego cierpienia tata przyjął Jego świętą wolę, choć jej nie rozumiał.

To, czego Pan Bóg chciał dla mamy

Czego Pan Bóg chciał dla mamy, zrozumiał dopiero wiele lat później, kiedy Kościół zwrócił się do niego z prośbą o zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Potem, 24 kwietnia 1994 r., zaledwie 32 lata po śmierci mamy, św. Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną jako „matkę rodziny”, a dziesięć lat później, 16 maja 2004 r., świętą.

Straciłam już rachubę wszystkich łask udzielonych ludziom na całym świecie za jej wstawiennictwem! Przykład jej chrześcijańskiego życia i śmierci przynosi Panu chwałę i cześć. Przez swoje potężne wstawiennictwo ona nadal chwali Pana, a Pan Bóg za jej pośrednictwem ukazuje swą nieskończoną miłość do nas.

Patronka nienarodzonych dzieci

Jest patronką mam, lekarzy i nienarodzonych dzieci, a w czasie VIII Światowego Spotkania Rodzin (WMOF), które odbyło się od 22 do 27 września 2015 r. w Filadelfii w Stanach Zjednoczonych, została ogłoszona patronką tego wielkiego wydarzenia, wraz ze św. Janem Pawłem II. Cóż to za wielki zaszczyt dla mamy! A dla mnie i dla mojej rodziny wielka radość i wzruszenie!

Organizatorzy poprosili mnie o wygłoszenie świadectwa na Kongresie. Miałam to zrobić 24 września, dokładnie w dniu 60. rocznicy ślubu moich rodziców (o czym organizatorzy nie wiedzieli), w czasie sesji poświęconej niepłodności. W pierwszej chwili byłam tym bardzo zaskoczona, ale potem zrozumiałam, że Boża Opatrzność stwarza wspaniałą okazję do tego, by sławić i chwalić Pana!

Ponieważ występowałam jako ostatnia, postanowiłam zakończyć mocnym przesłaniem nadziei dla wszystkich, szczególnie dla małżonków, którym jeszcze nie udało się począć dziecka i które nadal mają nadzieję i bardzo cierpią: naprawdę „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37).

Dar potomstwa za wstawiennictwem św. Joanny Beretty Molli

Mogę zaświadczyć, że za wstawiennictwem mojej mamy na całym świecie najczęściej udzielana jest łaska potomstwa, nawet po siedmiu i więcej latach małżeństwa, także po wielu poronieniach. Ileż to dziewczynek o imieniu Gianna spotykam w czasie podróży do Stanów Zjednoczonych!

Małżonkowie, którzy otrzymali od Boga łaskę potomstwa, dzielą się ze mną ogromną radością, dziękują Bogu i pragną świadczyć o otrzymanej łasce, w przekonaniu, że skoro im udało się począć dziecko po tylu latach małżeństwa, ludzie uwierzą, że Pan Bóg czyni cuda także dzisiaj. Piszą do mnie z głęboką wdzięcznością dla mamy za to, że zmieniła ich życie. Piszą, że ją kochają, że stała się członkiem ich rodzin i pragną krzewić nabożeństwo do niej, aby dzięki jej wstawiennictwu wiele innych osób otrzymało szczególne łaski.

Święta żona dla taty, święta mama dla nas, dzieci

Naprawdę nie wiem, jak dziękować Bogu za ten wyjątkowy i niezmierny dar, jak go zawsze nazywał tata, za to, że ponownie dał jemu – świętą małżonkę, a nam – świętą mamę, byśmy dzielili się nią z całym światem.

Z Jego woli mama została wyniesiona na ołtarze jako druga święta z diecezji mediolańskiej, jednej z największych diecezji na świecie, po św. kardynale Karolu Boromeuszu, kanonizowanym w 1610 r.

Ogłoszona świętą przez św. Jana Pawła II

Była ostatnią świętą wyniesioną na ołtarze przez św. Jana Pawła II, w obecności mojego, wówczas 92-letniego, taty. Nigdy dotąd w dziejach Kościoła mąż nie uczestniczył w kanonizacji własnej żony! Ojciec Święty powiedział w homilii:

Jej heroiczne świadectwo nazwał „prawdziwym hymnem na cześć życia”. Oczywiście świętym nie zostaje się z przypadku: mama została ogłoszona błogosławioną, a potem świętą, przede wszystkim za to, jak żyła: jej śmierć, która również jest wzorem, stanowiła ukoronowanie jej życia.

Druga część świadectwa Gianny Emanueli Molli:

Trzecia część świadectwa Gianny Emanueli Molli:

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.