Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Samouk-pasjonat naprawiania i konserwacji zegarów, przez 39 lat pracownik naukowy Politechniki Białostockiej, żeglarz, pasjonat podróży, filmowania i fotografii, biegły sądowy i rzeczoznawca, ma na swoim koncie około dziesięciu różnych patentów, włącznie z tym uzyskanym w ubiegłym roku na nożyczki do zdejmowania szwów chirurgicznych.
Cały czas aktywny zawodowo – już na emeryturze rozpoczął współpracę z …Wyższą Szkołą Kosmetologii, obecnie przekształconą w Wyższą Szkołę Medyczną. Nie byłoby może w tym nic aż tak dziwnego, gdyby nie to, że Witalis Puczyński urodził się w 1936 r.
– Jeśli chce się być konkurencyjnym na rynku, trzeba być cały czas na bieżąco, a nawet pół kroku do przodu. Bez komputera ani rusz – mówi Witalis Puczyński.
Na Politechnice Białostockiej zajmował się naukowo eksploatacją, a dokładniej technikami wytwarzania; głównie spawalnictwem i technologią budowy maszyn. Gdy rozpoczynał przygodę z kosmetologią, podjął wykłady dwóch przedmiotów: materiałoznawstwa i podstaw eksploatacji.
Na pytanie o dzisiejszą młodzież – czy zgadza się z nie najlepszą opinią o niej, radzi:
– Ci „narzekacze” niech sobie usiądą, wyrównają oddech, wypiją kawę i… przypomną, jak sami byli w średniej szkole czy na studiach. Też nie zawsze robiło się tylko smaczne żarty nauczycielom – mówi.
Jego pasja do dłubania w zegarach, jak mówi – „zassała” go już we wczesnej młodości, jako nastolatka.
– To był czas powojenny, istniała potrzeba naprawiania wszystkiego. Zaczęło się więc od zamków w drzwiach i kluczyków do mebli. Mój pierwszy zegar, który rozebrałem na części pierwsze dostałem od kolegi, to był zegar kieszonkowy. Potrzebna była do niego sprężyna, ale gdzie zaraz po wojnie ją znaleźć? Wymyśliłem, że wezmę ją z niemieckiej metrówki, która miała sprężynę, ale za dużą. Więc wyciąłem ją i zrobiłem odpowiedniej wielkości – wspomina.
Jest talentem samorodnym, nikt nie wpoił mu tej pasji ani umiejętności.
Gdy w latach 90. władze Białegostoku chciały uruchomić zegar w wieży ratuszowej, zwróciły się do politechniki, czy się tego podejmie. I tak ta sprawa trafiła w ręce pana Witalisa.
– Pomimo że zegar był wybudowany w latach 50., to już od kilkudziesięciu lat nie chodził. Ale udało mi się go uruchomić. Trudniej było z zegarem w bramie wjazdowej do Pałacu Branickich. Pochodzi z połowy XVIII w. i w 90 proc. ma zachowane oryginalne części. Miał tylko jedną wskazówkę i dorabiałem mu drugą. To jednak nie jest takie proste, bo trzeba było dorobić przekładnię, która by zmieniała bieg drugiej wskazówki. I powiem jak imć pan Onufry Zagłoba – nie chwaląc się, jam to uczynił – opowiada żartobliwie.
Zresztą cała rozmowa z panem Witalisem jest jak wartki strumień rzeki, płynie swobodnie odkrywając coraz to nowe krajobrazy.
Z wyrachowania nie kolekcjonuje zegarów – musiałby mieć pałacyk – jak mówi, żeby mieć je gdzie trzymać. Za to w swojej bibliotece ma kilkadziesiąt pozycji książkowych, począwszy od przedwojennych aż do współczesnych, dotyczących zegarmistrzostwa.
Zegary – i ten w wieży ratuszowej, i ten w bramie Pałacu Branickich działają, pod warunkiem, że się je nakręca. Pan Witalis wymyślił nawet system – robią to strażnicy miejscy. Ale to nie było proste, bo pracują zmianowo i jest ich ok. 100. Dlatego przy zegarze jest zeszyt, gdzie notują kto i kiedy ostatnio nakręcał mechanizm.
– I muszę ich pochwalić, robią to bardzo sprawnie przez wiele już lat – dodaje pan Witalis.
– Mam też inne hobby, więc nie mogę cały czas siedzieć w zegarach. Ale jak znajomi proszą, to naprawiam, nie wyznaczając terminu – mówi Witalis Puczyński.
Pod żaglami przepłynął wielokrotnie Mazury, trabantem z żoną i dwójką dzieci przejechał Polskę wzdłuż i wszerz. Także trabantem w 1978 r. przejechał trasę Białystok–Krym–Jałta. W roku 1980 z kolei, gdy w Związku Radzieckim odbywała się olimpiada, przejechał trasę Moskwa–Leningrad–Tallin w okresie białych nocy. Podróżował także po krajach demoludów, m.in. po Bułgarii, Gruzji. – Wtedy te wyjazdy były tanie. Mam mnóstwo przeźroczy, a także już współczesnych filmów z podróży – mówi.
Witalis Puczyński jest urodzonym optymistą. – Na pewno w jednym zgadzam się z ojcem Rydzykiem – Alleluja i do przodu – mówi żartobliwie.
Gdy pytam na końcu rozmowy, jaki zegarek najlepiej kupić, odpowiada bez wahania – ładny. I na pewno z tej rady warto skorzystać.