separateurCreated with Sketch.

Ich serca „płonęły”, a krew niemal wrzała. Wielu mistyków fizycznie odczuwało „ogień” Bożej miłości

KATARZYNA Z GENUI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Temperatura ich ciała sięgała nawet 50 stopni Celsjusza. Wielu świętych realnie czuło w swoim ciele „pożar” Bożej miłości. Ona dosłownie rozpalała ich serca tak bardzo, że parzyły dłonie. To zjawisko było odczuwalne fizycznie.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Podczas sekcji zwłok dokonanej dziewięć godzin po śmierci, z jej serca uniosły się opary żaru. Chirurg cofnął się. Po chwili „włożył dłoń w zwłoki, aby wyjąć serce, ale było ono tak gorące, że – parząc się – musiał wyciągać kilkakrotnie rękę, zanim udało mu się je wydostać” – czytamy w dokumencie sporządzonym po autopsji siostry Marii Villani, dominikanki z Neapolu zmarłej w 1670 roku.

Hipertermia (z j. gr. hyper – nad; therme – ciepło) – to zjawisko, które występowało u wielu świętych Kościoła katolickiego. Przejawia się ono niezwykłym wzrostem temperatury ciała. Z doświadczenia wiemy, że silne emocje u „zwykłych śmiertelników” powodują podwyższoną temperaturę. Okazuje się, że realna bliskość Boga może powodować jeszcze większy wewnętrzny „pożar”. Niektórzy mistycy niemal „płonęli” Bożą miłością. Można powiedzieć, że fizyczne ciepło było zewnętrznym znakiem ich żarliwej wiary i miłości. W tym kontekście samo słowo „żarliwość”  – zawierające w sobie „żar” – dobrze oddaje istotę sprawy.

Św. Katarzyna z Genui (1447-1510)

W jej „Żywocie” czytamy, że przez pewien czas nie przyjmowała ona żadnego pokarmu, tylko piła dziwny napój składający się z wody, octu i soli. „Kiedy piła tę substancję, zdawało się, jakby płyn padał na rozpaloną do czerwoności płytę i jakby natychmiast wysychał pod wpływem płonącego w niej ognia”. Okazuje się, że płonęła ona nie tylko sercem, ale także wewnętrznymi stronami dłoni. „Chcąc je ochłodzić, włożyła je do misy z lodowatą wodą. Wówczas woda stała się tak gorąca, że nawet misa parzyła” – czytamy w „Żywocie”. Św. Katarzyna w dniu swojej śmierci straciła dużą ilość krwi. Wówczas okazało się, że jej krew była tak gorąca, że rozgrzewała naczynia, w które ją zbierano i parzyła osoby mające z nią styczność.

Matka Serafina

Karmelitanka z Capri, która zmarła w opinii świętości w 1699 roku, również ujawniała fenomen hipertermii. W zeznaniach z jej procesu beatyfikacyjnego czytamy, że „zakonnice widziały ją często na modlitwie, gdy jej twarz promieniała jak płomień, a oczy lśniły. Kiedy ją dotykały, ulegały oparzeniu. Ona sama mówiła, że trawi ją żywy ogień, a jej krew się gotowała”.

W protokole sporządzonym po śmierci Serafiny czytamy, że „przez 22 godziny po zgonie jej ciało zachowało takie ciepło, zwłaszcza w okolicy serca, że można było przy nim ogrzać dłonie. Ciało ochłodziło się dopiero, gdy wyjęto z niego serce”.

Także św. Stanisław Kostka (1550-1568) odczuwał potężny ogień miłości. Świadectwa głoszą, że „zalewała go tak gwałtowna miłość do Najświętszego Zbawiciela, że często mdlał i wstrząsały nim bolesne spazmy. Musiał przykładać sobie do piersi płótna zamoczone w zimnej wodzie, by schodzić żar miłości, jaką odczuwał”.

Kolejnym przykładem jest św. Filip Neri (1515-1595). Odprawiając mszę św. nieraz wpadał w ekstazę. „Wtedy jego oczy miotały iskry, twarz jaśniała. Ten wewnętrzny ogień był taki, że omdlewał – czytamy w świadectwie z jego procesu beatyfikacyjnego.

Włoska mistyczka św. Gemma z Lukki (zmarła w 1903 r.) również mówiła: „Ten ogień tak się nasilił, że prawie nie mogę go znieść. Żeby go ugasić, potrzeba mi lodu”. I dodaje wymowne słowa: „O Boże! Ty jesteś płomieniem!”.

Boży ogień w Biblii

Ogień dość często występuje na kartach Pisma Świętego. To właśnie poprzez symbolikę płomienia sam Bóg ujawniał się człowiekowi.

Tak jest w Starym Testamencie. W Księdze Wyjścia czytamy, że Mojżesz spotyka Boga w płonącym krzewie na pustyni: „Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba» (Wj 3 2-6).

Po wyjściu z Egiptu Bóg prowadzi Izraelitów przez pustynię, ukazując się również jako ogień: „A Pan szedł przed nimi podczas dnia, jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, podczas nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy (Wj 13,21).

Przechodząc do Nowego Testamentu, warto przypomnieć scenę Zesłania Ducha Świętego. „Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,3-4).

W Liście do Hebrajczyków również znajdujemy bardzo wymowne zdanie: „Bóg nasz bowiem jest ogniem pochłaniającym” (Hbr 12,29).

Przypadki hipertermii w Piśmie Świętym

Czy ten ogień obrazujący obecność Boga również rozpalał serca postaci biblijnych, tak jak późniejszych świętych, o których wspominaliśmy? Okazuje się, że tak! Mistycznego zjawiska hipertermii doświadczali wierzący w Boga już kilka tysięcy lat temu.

Przykładem jest Mojżesz. Z Biblii wiemy, że przeżył on wyjątkowe spotkanie z Bogiem na górze Synaj, gdzie otrzymał Dekalog. „Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem" (Wj 34,29). Można zatem domniemywać, że tak jak opisani wyżej mistycy, także on był „rozpalony” przebywając 40 dni w bezpośredniej bliskości z żywym Bogiem.

„Boży płomień” w sercu odczuwał także prorok Jeremiasz. W opisie jego walki wewnętrznej czytamy: „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem” (Jr 20,9).

Oczyszczający „ogień miłości” – czyściec

W refleksji nad zjawiskiem „płonącej” miłości Boga i Jego ukazywaniu się w formie ognia docieramy do spraw ostatecznych. W Liście do Koryntian św. Paweł zawarł cenną myśl na ten temat. „Tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień Pański; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień” (1 Kor 3,13-16).

W teologii katolickiej pojęcie „czyśćca” związane jest z symbolem „ognia oczyszczającego”. Wizję czyśćca miała św. Faustyna Kowalska. Tak opisała ją w swoim „Dzienniczku”: „W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. I zapytałam się tych dusz, jakie jest ich największe cierpienie? I odpowiedziały mi, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Usłyszałam też głos wewnętrzny: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”.

Jak uczy Katechizm Kościoła katolickiego, czyściec to przejściowy stan. Dostępują go dusze osób umierających w łasce uświęcającej, ale które nie są całkowicie oczyszczone. Boże miłosierdzie dopuszcza możliwość oczyszczenia miłości z egoistycznych przywiązań. Oczyszczenie dokonuje się przez „ogień”, który nie jest fizycznej natury, lecz jest bólem duchowym wynikającym z uświadomienia sobie miłości Boga i własnych niedoskonałości (por. KKK 1030-1032).

Nie czekając na czyściec, warto już teraz próbować rozpalić w sobie ten Boży „ogień”. Bo Bóg pragnie, aby pełnia Jego Miłości płonęła w nas! Dobitnie wyraził to sam Jezus w gorących słowach: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!” (Łk 12,49).

Korzystałem z książki: „Tajemne Moce Wiary” autor: Jean Guitton i Jean-Jacques Antier

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.