separateurCreated with Sketch.

Kiedy szłam w ciemność, On był zawsze krok przede mną i nigdy mnie nie zostawił. To miłość, która mnie wzrusza [wywiad]

FUNDACJA EMOCJA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ewa Liegman współtworzy „wyjątkowe miejsce na mapie świata” – Hospicjum Pomorze Dzieciom. W rozmowie z Aleteią opowiada m.in. o tym, dlaczego milczące Anioły na zawsze zmieniają rzeczywistość, czy trudniej jest bliskim przyjąć śmierć dziecka oraz czy każda rodzina jest w stanie poradzić sobie ze stratą.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

– Dzieci hospicyjne są dla mnie armią służb specjalnych Pana Boga, największymi prorokami XXI wieku. Całym swoim życiem pytają: Czy przyjmiesz mnie takim, jakim jestem? A to największa tęsknota każdego z nas, by być przyjętym z całym bagażem ran, wad, który nosimy. Znamy ból odrzucenia, osamotnienia i tę ogałacającą prawdę, że nie potrafimy kochać – mówi Aletei Ewa Liegman, prezes Hospicjum Pomorze Dzieciom*.

Jeśli chcesz zostać Aniołem w hospicjum, czyli przekazywać 8 zł miesięcznie na pomoc medyczną dzieciom, kliknij TUTAJ.

Ewa Liegman z Hospicjum Pomorze Dzieciom

Anna Gębalska-Berekets: Anioł w hospicjum to chyba szczególna rola?

Ewa Liegman: To prawda. Nie odwraca głowy od trudnych tematów. Stawia im czoła. Otula swoim skrzydłem słabszych, w naszym wypadku dzieci potrzebujące pomocy. Prowadzimy akcję pod hasłem: „Zostań Aniołem dla dzieci w Hospicjum” – to zaproszenie do stawania się codziennie lepszą wersją siebie. Wyruszenie w tę drogę, przez ewangeliczne: „wąskie przejście” przygotuje i nas na dobrą śmierć. Dzieci w hospicjum uczą przeciskania się przez własne słabości, wady, ograniczenia, bezradność, mroki i cienie z lekcją przyjmowania siebie samego z tym wszystkim, a więc kochania i jednocześnie pielęgnowania mocnych cech, zalet, talentów, skarbów, które trzeba w sobie odkryć.

W wieku 13 lat trafiła pani do domu dla seniorów i tam pracowała jako wolontariuszka. Skąd decyzja, aby poświęcić życie niesieniu pomocy innym?

Już jako dziecko bardzo bałam się śmierci. Lęk był na tyle silny, że zaczęłam się jemu przyglądać. Osoby, które spotkałam w domu starców, bardzo mi pomogły. Szczególnie jedna starsza pani. Wyróżniała się spośród przygnębionych, zgorzkniałych ludzi, do których i ja byłam – mimo młodego wieku – bardzo podobna. W jej oczach było światło i pogoda ducha. Stroiła się, pisała wiersze o miłości. Pokazała mi kobiecość, płodność, która jest daleko poza ciałem, dojrzewa z czasem. Ile w tym wolności. Nie muszę odmładzać się na siłę, ale pielęgnować skarb w sercu, który pozwoli mi zachować radość, mimo trudnych zewnętrznych okoliczności. Tak wielu świętych, którzy pokazali, że ta droga jest możliwa: św. Franciszek i jego „siostra Śmierć”, św. Maksymilian Kolbe i św. Teresa Benedykta od Krzyża w obozie koncentracyjnym niosący światło. Zapragnęłam ten skarb zdobyć.

EWA LIEGMAN

Ewa Liegman: Cisza zawsze pokazuje prawdę

W hospicjum spotyka pani codziennie także inne anioły. Niektóre są milczące, niektóre żyją tylko kilka minut, ale zmieniają rzeczywistość na zawsze. Temat hospicjum jest jednym z tematów tabu?

Dzieci hospicyjne są dla mnie armią służb specjalnych Pana Boga, największymi prorokami XXI wieku. Całym swoim życiem pytają: Czy przyjmiesz mnie takim, jakim jestem? A to największa tęsknota każdego z nas, by być przyjętym z całym bagażem ran, wad, który nosimy. Znamy ból odrzucenia, osamotnienia i tę ogałacającą prawdę, że nie potrafimy kochać. Uczymy się tego od zera. Rodzicielstwa, przyjaźni na dobre i złe, czułości do siebie samych.

Hospicjum to szkoła empatii i miłości? Mówi pani, że dzieci są ciszą, która tak wiele mówi...

Cisza zawsze pokazuje prawdę – co mam w sercu, czego się boję, przed czym uciekam. Śmierć zawsze odsłania całą prawdę, a więc i prawdę o nas samych. Zawsze kiedy staję przy łóżku ciężko chorego człowieka i kiedy wpadam w pychę, że tak wiele udało się już zrobić, pomóc, zadaję sobie jedno pytanie: Czy jestem gotowa zamienić się z tym człowiekiem miejscami? Jeśli wciąż w sercu pojawia się sprzeciw, natychmiast wiem, gdzie jest moje miejsce w szeregu. Na szarym końcu. Hospicyjni bohaterowie są ciszą… Bo i śmierć, ostateczna diagnoza, sprawia, że wszyscy milkną.

EWA LIEGMAN

Ewa Liegman: W momencie straty dopełnia się miłość

Trudniej przyjąć śmierć dziecka? One bardziej ją rozumieją?

Śmierć jest zawsze wielką tajemnicą. To w hospicjum, po latach różnych doświadczeń, dowiedziałam się, że przychodzi zawsze punktualnie, nawet jeśli nagle. Dzieci nierzadko obdarzone są szóstym zmysłem. Widzą rzeczywistość zupełnie inaczej niż dorośli.

Przekonuje pani, że śmierć nie jest końcem, ale jest przemianą... Często współcześnie uciekamy przed śmiercią, a ona jest przecież pewnikiem.

Strach przed śmiercią jest wkodowany w nasze życie, a ona zawsze pokazuje drugą stronę medalu. Najwięcej czułych słów pada na cmentarzu. Już „po wszystkim”, często gdy jest za późno. Tracąc bliską osobę, od razu widzimy szereg naszych zaniedbań. Mieliśmy ze sobą tak wiele godzin, dni, czasem lat… A zabrakło kluczowych spraw. Śmierć puka do naszego serca w wielu sytuacjach, ale nie chcemy jej słuchać. W momencie straty dopełnia się miłość. Wtedy właśnie kochamy najbardziej. To najgłębsza, rozdzierająca lekcja, z jaką przychodzi śmierć.

Obserwuje pani na co dzień emocje rodziców, którzy dowiadują się o tym, że ich dziecko umrze. Towarzyszy im pani. Jak reagują?

Hospicjum nauczyło mnie, by nigdy nie porównywać żadnej historii. Patrzeć na każdego, jakby był pierwszym i ostatnim człowiekiem na świecie.

FUNDACJA EMOCJA

Ewa Liegman: Cud obudzenia się do pełni życia

W hospicjum prowadzicie również spotkania „Obudzić się do życia”. Każda rodzina po śmierci dziecka budzi się do tego życia?

Uwielbiam czytać Pieśń nad Pieśniami. Mocno wryłam sobie w sercu cytat: „Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama”. Wszystko wydarza się w odpowiednim czasie, a moment oceny przebudzenia nie należy do mnie. Wierzę, że Bóg wyrył sobie na sercu każdego z nas i to On prowadzi tę historię. W hospicjum uczę się cichej obecności, jak latarnia, która nie wycisza burzy, póki nie spadnie cały deszcz, ale przetrwa. Najtrudniej jest trwać i wytrwać przy drugim człowieku, zwłaszcza kiedy idzie na dno. Tak ja w swoim życiu zakochałam się w Jezusie. Kiedy odkryłam, że w sytuacjach, które były dla mnie najtrudniejsze, popełniałam błędy, szłam w ciemność, On był zawsze krok przede mną i nigdy mnie nie zostawił. To jest miłość, która mnie wzrusza.

Macie też warsztaty, podczas których zadajecie pytanie: „Jak byś chciał spędzić ostatni dzień twojego życia?”. Jakie odpowiedzi padają?

Słyszałam wiele odpowiedzi na to pytanie od ludzi w różnych momentach życia – uczniów, studentów, więźniów. To niebywałe, jak natychmiast puszczamy hamulce. Wycisnęlibyśmy z dnia wszystkie soki, odważylibyśmy się na różne szaleństwa. Wiele problemów spędzających sen z powiek nagle przestaje być kłopotem, a wydaje się z perspektywy śmierci błahostką. A przy tym praktycznie każdy, po chwilach fantazji, różnych zabawnych pomysłów, przyznaje, że gdyby miał jeszcze ten jeden jedyny dzień, wyznałby miłość, przeprosiłby, choć do tej pory słowo przepraszam stawało w gardle, podziękował, zjadł najprostsze, ale ulubione danie z takim apetytem, jak nigdy dotąd. I to nazywam cudem obudzenia się do pełni życia.

FUNDACJA EMOCJA

Żałoba

"Żałoba to podróż" – jak ją przeżyć?

Ważne, aby w tej drodze zadbać o siebie, mieć dużo czułości i wyrozumiałości, nie wstydzić się łez, rozmawiać z bliskimi o wszystkim, co przeżywam, bo często zamykamy się, cierpimy w samotności.

Podobno najgorsza jest ta podróż 40-centymetrowa, od głowy do serca!

Nieprawdopodobnie długą drogę przechodzą ludzie na łożu śmierci, nie ruszając się z miejsca. Mam za sobą wiele egzotycznych podróży w odległe krańce świata, ale dziś nie mam wątpliwości, że bez ruszenia się z miejsca, mogę przejść samą siebie. A to największy sukces!

Ewa Liegman: Nie mam już odwagi mówić o ludziach wierzący lub niewierzący

Wierzy pani w życie wieczne, gdzie śmierć pozwala na przebudzenie się do życia. Jak sobie radzą z odchodzeniem osoby niewierzące? Zdarza się, że śmierć bliskiej osoby jest początkiem nawrócenia?

Nie mam już odwagi mówić o ludziach wierzący lub niewierzący, bo często osoby niezadeklarowane jako chrześcijanie zaskakują mnie głębokim poznaniem Boga, a więc miłości w czystej postaci. A z drugiej strony spotykam duchownych, którzy przechodzą kryzys wiary. Mocno przyglądam się i swojej pobożności, by nie zmieniła się w próżność i w lenistwo. Pojawia się pokusa, że skoro jestem religijna, mogę odpuścić sobie wiele pracy nad sobą. Jezus jest skandalistą, powtarza, że celnicy, prostytutki wejdą przed nami do królestwa Bożego. Rzeczywiście nie raz zawstydzają mnie więźniowie, osoby, które są daleko od Boga.

Wśród pacjentów hospicjum są też pary w ciąży, które dowiadują się o chorobie swojego dziecka. Mówi pani o nich „bohaterowie strzelający prosto w serce”.

Podopieczni hospicjum perinatalnego uczą mnie niebywałego szacunku do każdego życia. Chylę czoła przed rodzicami, którzy przez okres ciąży przygotowują się do szalenie trudnego rodzicielstwa, które będzie trwało tylko chwilę. Pokazują wymiar ojcostwa i macierzyństwa, którego nie znałam. Opiekując się śmiertelnie chorymi dziećmi, codziennie stajemy oko w oko ze śmiercią, która odziera z masek, iluzji, stawia w bezradności, a więc w prawdzie: sam nic nie jestem w stanie zrobić.

Wsparcie po stracie dziecka

Przychodzą tu także pary, które zakończyły ciążę ze względu na nierokujące rozpoznanie.

Usłyszeli w amoku emocji, szoku: „indukcja porodu”, „zabieg, który pomoże”. Dopiero po wszystkim okazywał się on wywoływaniem porodu przedwcześnie, a więc w bardzo bolesnych okolicznościach. Spotykam także kobiety, które przez większość życia nie żałowały decyzji o aborcji nie jednego, a nawet kilkorga dzieci. Ale też takie, które przepraszały dziecko już w czasie całej medycznej procedury i takie, które w starości zaczynały odkrywać źródło swoich psychicznych i duchowych problemów.

Jest też Holistyczne Centrum Wsparcia po stracie. Co to takiego? Jak wygląda w tym przypadku forma wsparcia?

W tak trudnym doświadczeniu straty niezwykle cenna jest indywidualna opieka psychologa, osoby duchownej, w czasie choroby i w żałobie, grupy wsparcia, a także rozmaite formy pracy z ciałem, takie jak masaże relaksacyjne, warsztaty poświęcone medytacji oraz relaksacji, rehabilitacja czy konsultacje z dietetykiem. A wszystko bezpłatnie.

*Ewa Liegman – podróżniczka, aktywna działaczka społeczna. Kreatorka i pomysłodawczyni licznych akcji charytatywnych. Prezes Hospicjum Pomorze Dzieciom. Propagatorka ruchu hospicyjnego, prezes hospicjum dla dzieci. Inicjatorka licznych projektów na rzecz osób zmagających się z ciężką chorobą, stratą i żałobą. Twórczyni licznych spotkań, warsztatów lokalnych i ogólnopolskich, dla zespołów firm, uczniów, studentów, personelu medycznego, więźniów pt.: „Jak przebudzić się do pełni życia?”. Autorka książek: Prognoza pogody ducha oraz Nocny Stróż.

FUNDACJA EMOCJA
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!