separateurCreated with Sketch.

Franek Dolas, Protazy. Marian Kociniak „sam w sobie był Teatrem”! [wspomnienie]

MARIAN KOCINIAK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Chętnie uczestniczył w mszach za ojczyznę w kościele pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. „Ks. Popiełuszko nas pilotował, wchodziliśmy na ambonę i z niej mówiliśmy” – wspominał w jednym z wywiadów Marian Kociniak.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Marian Kociniak, niezapomniany Franek Dolas z komedii Jak rozpętałem drugą wojnę światową, murgrabia z Janosika, Protazy z Pana Tadeusza. Przez ponad pół wieku związany był z Ateneum, występował również w Teatrze na Woli im. Tadeusza Łomnickiego. – Marian Kociniak sam w sobie jest Teatrem – mówił o aktorze jego przyjaciel i mistrz Gustaw Holoubek.

Niezapomniany Franek Dolas

Dzieciństwo aktora przypadło na trudne lata okupacji. Gdy miał zaledwie kilka lat, Niemcy podpalili dom, w którym mieszkał z rodzicami i rodzeństwem. Kazimierz Kociniak, ojciec artysty, stwierdził wówczas, że trzeba jak najszybciej uciekać z Warszawy. Schronienie rodzina znalazła w cegielni w Dąbrówce.

Warunki okazały się tam jednak spartańskie. – Spaliśmy na słomie. Na głowie zrobił mi się taki czerep, rozlewisko, a przecież nie było lekarstw ani preparatów. Matka zdzierała ze mnie miliony wszy. Była straszna bieda i głód – opowiadał Remigiuszowi Grzeli na łamach książki Spełniony.

Warszawa po wojnie

Do Warszawy wrócił z bliskimi po okupacji. Po rodzinnym domu zostały jedynie zgliszcza. Kazimierz Kociniak natychmiast zabrał się do pracy i zbudował nieduży budynek, który – jak zapamiętał aktor – bardziej przypominał barak niż dom.

Po powrocie z Dąbrówki chłopiec został ministrantem. Służby przy ołtarzu podjął się w kościele przy ul. Chełmskiej.

Marian Kociniak i aktorstwo

Zamiłowanie do aktorstwa odkrył m.in. dzięki nauczycielce z technikum budowy silników lotniczych, która prowadziła szkolny teatr dramatyczny. Mówił o niej: „Cudowna profesorka […] ubłagała moich rodziców, żeby puścili mnie do Warszawy, przekonała ich, że po prostu muszę się uczyć”. Z powodzeniem ukończył warszawską PWST.

Żonę Grażynę, utalentowaną montażystkę filmową, poznał w Ateneum w 1961 roku. Dwa lata później byli już po ślubie. „Wciąż jesteśmy ze sobą szczęśliwi, szanujemy się i kochamy” – mówił po prawie pięćdziesięciu latach wspólnego życia.

Ogień zabiera dorobek życia

W tym życiu jednak, obok dobrych chwil, było też wiele trudnych. W 2008 roku ogień zabrał małżonkom dorobek życia, spaliło się ich mieszkanie na Saskiej Kępie. Do aktora ze zdwojoną siłą powróciły wówczas traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to w płomieniach stanął jego rodzinny dom.

Kiedyś jedna z bratanic poprosiła go, aby ocenił, czy przejawia ona talent aktorski. Obiecał, że podejmie się zadania, ale od razu zaznaczył, żeby nie liczyła na taryfę ulgową ze względu na pokrewieństwo. Po jakimś czasie dziewczyna zgłosiła się do wuja na egzamin, ale przesłuchania wypadły blado.

– Zadzwoniłem do brata i powiedziałem: Nie, braciszku, niestety nie nadaje się do tego zawodu – wspominał w książce Spełniony. Wtedy nawet nie przypuszczał, że to będzie jego ostatnia rozmowa z bratem. Ten obraził się na artystę na wiele lat. Przed śmiercią nie było im dane pojednać się. Brat artysty zmarł nagle, powodem śmierci było zaczadzenie domku letniskowego, w którym przebywał z żoną.

Kociniak i ks. Popiełuszko

Kociniak znał ks. Popiełuszkę. Chętnie też uczestniczył w mszach za ojczyznę odprawianych w parafii pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. – Ksiądz Jerzy Popiełuszko nas pilotował, wchodziliśmy na ambonę i z niej mówiliśmy. Ludzie słuchali poezji jak mszy – wspominał w wywiadzie Remigiusza Grzeli.

O śmierci kapłana, którego darzył szacunkiem i zaufaniem, dowiedział się z telewizji. – To był nieprawdopodobny wstrząs […] Dla mnie do dzisiaj to wielka, męczeńska, niepotrzebna śmierć – mówił.

Sprawy z Bogiem

Jak każdy człowiek miał swoje sprawy z Bogiem. I swoje wątpliwości. Nie krył, że ma problem z wiarą w życie pozagrobowe. Z nadzieją, że po śmierci istnieje „coś więcej”. W pewnym momencie stwierdził nawet: „Dochodzę do wniosku, że jedyna nauka z Kościoła, która jest piękna, to ta, w której dowiaduję się, że z prochu powstałem i w proch się obrócę”.

Przeszedł skomplikowaną operację jelita grubego (w 2010 roku). W powrocie do zdrowia wspierała go żona. – Mimo wszystkich kłód, której jej waliłem pod nogi. Wciąż jest ze mną i trzyma mnie przy życiu. Grażyna i jeszcze raz Grażyna – tłumaczył aktor w rozmowie z Grzelą.

Gdy w 2016 roku odeszła do Domu Ojca, aktor nie potrafił znaleźć sobie miejsca, był kompletnie rozbity. Zmarł miesiąc po pogrzebie ukochanej. Jego ciało spoczęło obok niej, na cmentarzu przy ul. Żytniej w Warszawie.

*Cytaty pochodzą z książki „Marian Kociniak. Spełniony” autorstwa Remigiusza Grzeli, Wydawnictwo Trio

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.