Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 25/04/2024 |
Św. Marka
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Jak Polakom zmieniły się ręce? Anna Giedroyć zaprasza do pracowni rękawiczek

RĘKAWICE GIEDROYĆ

fot. archiwum prywatne

Jolanta Tokarczyk - 13.02.22

Rodzime zakłady, jak warszawska pracownia rękawiczek Anny Giedroyć, w naszych czasach stanowią prawdziwe perełki na mapie polskiego rzemiosła. Pani Anna o rękawiczkach wie wszystko, a pracownia, którą przejęła po rodzicach, istnieje ponad 70 lat.

Jolanta Tokarczyk: Prowadzi pani w Warszawie pracownię z tradycjami.

Anna Giedroyć: Istnieje już od 1946 roku. Założycielem i właścicielem warsztatu był tata, Jan Giedroyć-Juraha. Ze względu na historię swojej rodziny nie był gotów pracować dla reżimu PRL jako ekonomista (w 1926 r. ukończył SGH), zatem podjął decyzję o wykonywaniu rzemiosła. Rodzice zawsze pracowali razem i po śmierci taty pracownię przejęła mama, Maria Giedroyć-Juraha. Sklep kontynuował tradycję przez kolejne 26 lat, a od 1 września 2015 r. zakład prowadzę ja.

Jak zapamiętała pani to miejsce sprzed lat?

Sklep i kamienica przy ul. Śniadeckich 18 to miejsce, w którym bywałam od dziecka i jest mi ono niezmiernie bliskie. Kiedy staję na podwórku, w oficynie słyszę dziecięce głosy: Agnieszki, Jacka, Adama, Dusi… Bawimy się w “chowanego”. Do dziś pamiętam rozkład piwnic, strychów, kotłowni, pralni pani Peli, która prała dla lokatorów. Była dla nas bardzo wyrozumiała. Pamiętam też serdeczny uśmiech spod kapeluszy pani Hanki Bielickiej i jej gosposię spacerującą z pieskami. Nie zapomniałam też smaku obiadów, które podjadałam tacie. Towarzyszył temu pełny dezaprobaty wzrok pani Haliny Wrońskiej – naszej szwaczki, która uważała, że powinnam zjeść w domu. No cóż, taty było lepsze… Ściany pracowni są nasiąknięte wspomnieniami i do dziś trafiają się klienci z rękawiczkami sprzed czterdziestu lat. Nie myślałam, że kiedykolwiek zajmę się prowadzeniem pracowni, ale życie jest nieprzewidywalne…

Tata przez wiele lat był podstarszym Cechu Kuśnierzy, Rękawiczników i Garbarzy. W okresie PRL-u dużo prywatnego czasu poświęcił na zdobywaniu skór dla Warszawy. Czuję się w obowiązku wyrazić wielkie uznanie wobec pracy rodziców. Mimo stałego kontaktu z pracownią nie myślałam, że wykonują aż tak ciężki, żmudny, ale też i artystyczny zawód.

Anna Giedroyć: Jak zmieniała się moda na rękawiczki

Rękawiczki należą do tych elementów garderoby, które nosili i oficerowie, i dystyngowane damy. Jaka zmieniała się moda?

W czasach PRL-u trudno było mówić o modzie, ponieważ styl dyktował surowiec, który z trudem był zdobywany. Szyto przede wszystkim proste rękawiczki o długości do nadgarstka, ocieplane, i letnie z wyszyciami. Mieliśmy wtedy jednak inne, mroźne zimy, dlatego dużo szyło się tzw. łapek, czyli rękawiczek z jednym palcem. Wykonane z gładkiej, czarnej skóry nie mają znamion wielkiej elegancji, lecz wtedy cokolwiek zostało wyprodukowane, sprzedawało się na pniu. Jako dziecko często słyszałam, jak rodzice mówili klientom: „Skór nie ma”. Potem wymyśliłam rękawiczki, które miały na wierzchu zwykły materiał, co ratowało brak skóry. Na ul. Pięknej w Warszawie udawało się kupić sztruks, a rękawiczki ze skóry połączonej ze sztruksem i lamówką dookoła nadgarstka cieszyły się dużym zainteresowaniem. Takie w Warszawie szyli tylko rodzice.

W latach 80. ubiegłego stulecia w sklepie pracowała mama. Wtedy zainteresowaniem cieszyły się rękawiczki samochodowe we wzory z wycinanymi otworami na kostkach, krótkie, poręczne, zapinane na butony. Mama często stosowała na rękawiczkach wybijane wzory czy ozdoby paskami skóry innego koloru. Odkąd sięgam pamięcią, modne były też długie rękawiczki do łokcia, które doskonale komponowały się z pelerynami i płaszczykami z krótszym, szerokim rękawem. Nosiło się też rękawiczki z irchy, czyli skóry, którą można prać w wodzie z mydłem.

Z moich obserwacji wynika, że Polakom zmieniły się ręce. Szyjąc zamówienia, odrysowuję i opisuję dłonie (żartuję, że to cenne informacje dla antropologa). Kiedyś damskie dłonie były szczupłe, o długich palcach, więc rękawiczki sprzed lat są wąziutkie i zgrabne. Męskie zaś – solidne i duże. Teraz widzę mnóstwo dużych, silnych damskich rąk i mniejszych męskich dłoni.

Zobacz jak wygląda pracownia rękawicznika:

Rękawice bokserskie, motocyklowe, ślubne

Rękawiczka to nie tylko produkt użytkowy, ale i oznaka stylu. Czy Polacy stawiają na indywidualizm?

Tak, od początku nowego tysiąclecia oczekiwania dotyczą przede wszystkim oryginalnych fasonów. Uważa się, że takie można kupić w pracowniach rzemieślniczych. Najczęstsze oczekiwania dotyczą kolorów: modne są czerwone, zielone, pomarańczowe, a w ubiegłym roku – różowo-szare rękawiczki. Mogą być urozmaicone falą lub łezką, którą uzyskuje się po podkrojeniu wierzchu rękawiczki. Ja szyję rękawiczki krótsze i dłuższe, z wyszyciami i wstawkami między palcami, a także pośredniej długości – nie tylko 25 cm i 43 cm (do łokcia), ale też model typu ¾ o długości 30 cm.

W okresie wiosennym, sylwestrowym, a nawet na pogrzeby chętnie kupowane są rękawiczki kordonkowe. Ponieważ bardzo lubię meksykański i amerykański folklor, wymyśliłam rękawiczki mitenki z wzorami indiańskimi.

Pamięta pani najbardziej oryginalne zamówienia?

Bardzo ciekawe było szycie w pełni lata, przy 40 stopniowym upale, rękawiczek na ślub, o długości do pachy (70 cm). Podziwiam pannę młodą. Mimo że skóra była cienka, to przy takiej temperaturze trudno mówić o komfortowym wykończeniu stroju.

Czasami zaskakują mnie propozycje kolorystyczne versus człowiek, który zleca zamówienie. Pamiętam mężczyznę, który zamawiał dla siebie szafirowe rękawiczki z pomarańczowymi wstawkami i takimiż wyszyciami oraz ok. 90-letnią kobietę, która weszła do pracowni pobrzękując bransoletkami, po czym zamówiła dla siebie rękawiczki w stylu indianki. Moda to zabawa.

Pamiętam też mężczyznę, który zamawiał rękawiczki zrośnięte palcami, otwierające się dookoła suwakiem. Jedna rękawiczka, do której wsuwało się obie dłonie. Zdziwiłam się, ale pan mnie zapewnił, że nie jestem w ukrytej kamerze. Okazało się, że klient był znanym warszawskim fotografem, który potrzebował na wystawę eksponat rękawiczniczy.

Oryginalne są też naprawy ulubionych rękawic dla motocyklistów i narciarzy. Nie wszystko da się zrobić, czasami nie ma dostępu do uszkodzeń lub skóra się kruszy. Kiedyś przyszedł człowiek, który nie używał już swojej biało-czerwonej rękawicy bokserskiej, lecz chciał ją powiesić jako ozdobę. Udało się ją naprawić.

Anna Giedroyć o tym, jak wygląda praca nad rękawiczkami

Ile czasu zajmuje wykonanie pary rękawic?

Cały dzień. Najpierw namacza się skórę, potem wyciąga ją i układa, kroi pasy odpowiedniej szerokości, wyciąga w drugą stronę, przycina części na rękawiczki, potem znów wyciąga, a następnie kładzie pod kamień, żeby skóra się ułożyła i znieruchomiała w odpowiedniej wersji i dopiero potem się kroi i szyje, co też nie jest zbyt szybką czynnością.

Nie dziwią pani zamówienia z teatru i filmu?

Z wytwórni na Chełmskiej przychodzą scenografki, które kupują rękawiczki do filmów, a moją stałą klientką jest kostiumografka Dorota Roqueplo. Ostatnio wymieniałam część rękawicy do przedstawienia Piotruś Pan i szyłam do filmu dla Andrzeja Seweryna. Do filmu często kupowane są kordonkowe rękawiczki, a w zasobach filmowców znajdują się egzemplarze z poprzednich epok, które trzeba artystycznie reperować. Reperacje są bardzo potrzebne w punkcie usługowym i robię to chętnie, bo jest to odskocznia od standardowej pracy.

Z rękawiczek można też zrobić oryginalną dekorację…

To prawda, kiedyś udekorowałam wystawę z okazji święta narodowego patriotycznym motywem z rękawiczek w kolorze biało-czerwonym. Ze skóry w tej kolorystyce można ułożyć mapę Polski, a klienci często fotografują taką wystawę.

Myślałam też o specjalnej dekoracji przed Bożym Narodzeniem, ale ponieważ dla rękawicznika jest to bardzo pracowity czas, nie udało się. Staram się, aby na witrynie znalazł się element religijny, bo uważam, że tak być powinno, a ponadto lampki, bombki, szyszki. Może w przyszłym roku przygotuję choinkę z rękawiczek?

“Bardzo chętnie szyję dla osób niepełnosprawnych”

Nie znudziło się pani to zajęcie?

Po 30 latach pracy w korporacji prowadzenie pracowni, kiedy jestem już na emeryturze, okazało się fantastycznym zajęciem. Wzrastałam w tym środowisku, szyłam dla siebie, więc przystępując do zawodu byłam osłuchana z wieloma tematami. Jeśli ktoś lubi zajęcia manualne, na późne, jesienne lata, jest to wspaniałe. Rytm pracy dostosowuję do tego, jak czuję się danego dnia. Jednego mam wenę do tworzenia nowych rzeczy, a drugiego czuję się gorzej i siadam do reperacji, robiąc to pomału.

Czy szyje pani rękawice na specjalne okazje? Na przykład na procesje, dla osób duchownych?

Nie mam takich zamówień, choć kilka lat temu zakonnica cierpiąca na jakieś schorzenie nie mogła kupić gotowych rękawic i zamówiła zimowe z jednym palcem.

Wydarzenia religijne odbywają się częściej latem na zewnątrz i czasami ktoś pyta o rękawiczki z tkanin, ale takich nie mam.

Bardzo chętnie szyję natomiast dla osób niepełnosprawnych, po wypadkach, które mają zdeformowane dłonie czy po amputacjach. Wiem, że ci ludzie mają ogromny problem z kupieniem rękawiczek. Teraz szyję dla pana, który stracił 4 palce. Prawdopodobnie skrócę jakąś rękawiczkę, wykończę i mam nadzieję, że jakoś pomogę.

Wdzięczność tych ludzi nie ma granic, bo przecież nie wszystkim wystarczają wełniane rękawiczki, które też trzeba obrobić, wykończyć. Ta wdzięczność to wielka nagroda dla mnie.

Czy rękawicznictwo to indywidualne rzemiosło, zanikający zawód?

Zanikający, jak prawie wszystkie zawody rzemieślnicze. Kiedyś ludzie szli do zawodu, terminowali u mistrzów, a teraz rzemieślnicy nie mają czasu na uczenie, a i zainteresowanie jest niewielkie. W ciągu ostatnich lat pytały o to dwie osoby… W całej Warszawie zostały już tylko trzy pracownie rękawicznicze i czwarta prowadzona przez pana, który już raczej nie szyje, a tylko sprzedaje. Zawód odchodzi do lamusa.

Tags:
wywiad
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail