Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Szkarpetowska: Znany specjalista w dziedzinie terapii uzależnień, lekarz Gabor Maté, powiedział kiedyś, że każdy nałóg, każde uzależnienie zaczyna się od bólu. Krystianie, jaki rodzaj cierpienia sprawił, że uzależniłeś się od alkoholu, narkotyków i pornografii?
Krystian Gumienny: W czasach mojej młodości, w dzielnicy, w której mieszkałem, wiele rodzin borykało się z uzależnieniem od alkoholu. Moja również. Z powodu nałogu alkoholowego w wieku zaledwie 29 lat zmarł mój cioteczny brat. Nie chcę usprawiedliwiać sięgania po używki, ale wydaje mi się, że wpisane w PRL-owską rzeczywistość szarość i marazm po prostu sprzyjały uzależnieniom, takiemu życiu bez celu. Na porządku dziennym była też pornografia. Pamiętam np. karty do gry z nagimi paniami, kasety VHS z filmami erotycznymi, gazety z treściami pornograficznymi. To było praktycznie w każdym domu.
Ile miałeś lat, kiedy pierwszy raz sięgnąłeś po narkotyki?
Byłem wtedy w szkole podstawowej. Zaczynałem od wąchania kleju, paliłem marihuanę. Alkohol był wtedy tak wszechobecny, tak ogólnodostępny, że narkotyki na początku w ogóle mnie nie kręciły. Dopiero w szkole średniej gruntowniej zgłębiłem temat.
Na studniówkę zaprosiłem dziewczynę z Warszawy. Przywiozła ze sobą amfetaminę, zaproponowała, bym spróbował. Nawet nie wiedziałem, że to amfa, dopiero później mi powiedziała. Potem wielokrotnie sięgałem po ten narkotyk – kiedy potrzebowałem coś załatwić, w chwilach zmęczenia, słabości. Eksperymentowałem też z tabletkami extasy, z heroiną. Sporo tego było.
Komputer na śmietniku, czyli o walce z nałogiem
Na początku rozmowy wspomniałeś o pornografii. Co ona ci zabrała?
Pornografia przede wszystkim wypaczyła moje spojrzenie na miłość. Nawiązywałem przypadkowe znajomości z kobietami… Mówię „znajomości”, bo trudno powiedzieć, że to były relacje. Uzależniłem się od oglądania filmów erotycznych. To ewidentnie było zniewolenie. Kiedy zacząłem się nawracać, rozebrałem komputer na części i wyrzuciłem na śmietnik.
Nie prościej było usunąć treści pornograficzne, a sprzęt zostawić?
To był mój świadomy wybór. Wtedy byłem w takim stanie ducha, że nawet gdybym schował ten komputer do szafy, nic by to nie dało. Uznałem, że lepiej będzie pozbyć się go z domu.
Pan Bóg zawsze, prędzej czy później, stawia nas w prawdzie. Kiedy tobie przyszło się z nią skonfrontować?
Nawróciłem się około pięć lat temu. Po jednej z kłótni z tatą usłyszałem, że mam wyprowadzić się z domu. Zamieszkałem u znajomego. W mieszkaniu, które nie było przytulnym kątem, ale pijacką meliną. Spałem wtedy na podłodze. Byłem zaniedbany, głodny, odwodniony, miałem myśli samobójcze. Pewnej nocy, leżąc tak na tej podłodze, zawołałem: „Boże, ratuj mnie, bo nie chcę w ten sposób żyć! Albo mnie zabierz, albo mi pomóż!”. Po tej rozpaczliwej modlitwie, która tak naprawdę była manifestacją niemocy, przyszło natchnienie, żeby następnego dnia pójść do rodzinnego domu.
Poszedłeś?
Tak. Tata pozwolił mi wrócić. Byłem wyniszczony psychicznie, fizycznie i duchowo. Obiecałem mu, że rozpocznę leczenie, pójdę na terapię. Ta okazała się bardzo pomocna. Dzięki terapii zrozumiałem, że alkoholizm to choroba, która realnie zagraża życiu i naprawdę może skończyć się śmiercią. Podczas spotkań Anonimowych Alkoholików usłyszałem wiele tragicznych historii, które starałem się traktować jak ostrzeżenie. Walczyłem ze sobą, by powstrzymać się od sięgnięcia po alkohol. Masturbacja była jedynym znanym mi sposobem rozładowania emocji, a te w tamtym czasie mocno mną targały. Do placówki, w której odbywałem leczenie, przyjeżdżała Małgosia, która rozdawała pacjentom obrazki z wizerunkiem Maryi i Jezusa. Boża dziewczyna. Jedna z pielęgniarek, którą tam poznałem, powiedziała: „Krystian, najlepszym terapeutą jest Jezus Chrystus”.
„Krystian, najlepszym terapeutą jest Jezus Chrystus”
Wygooglowałeś, gdzie On przyjmuje?
Był tuż obok (uśmiech). Cały czas przy mnie. Niósł mnie na rękach, bo sam nie ruszyłbym z miejsca. Po powrocie z terapii, której nie ukończyłem – z różnych powodów, m.in. z powodu braku dyscypliny z mojej strony, nieprzestrzegania panujących w ośrodku zasad – udałem się do kościoła. Uklęknąłem przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej w kościele przy parafii św. Kazimierza w Chełmie i… rozpłakałem się.
Poprosiłem Maryję, aby wyrwała mnie z sideł nałogów, w których byłem pogrążony. Obiecałem Jej, że jeśli da mi siłę, to nigdy więcej nie sięgnę po żadne używki. Wysłuchała. Po modlitwie przez najświętszym obrazem puściły wszystkie głody. Od tamtej pory nie sięgnąłem już ani po alkohol, ani po papierosy, ani narkotyki. Maryja wyprosiła mi też łaskę czystości. Każdego dnia uczę się Bożej miłości.
Ksiądz Jan Kaczkowski mówił, że miłość jest rozlewna i musi wykipieć, bo taka już jej natura. Czujesz potrzebę dzielenia się nią z ludźmi?
Tak, od momentu, kiedy zacząłem się nawracać, Pan Bóg często stawia na mojej drodze osoby uzależnione. Widzę w nich siebie sprzed lat. Świeżo po nawróceniu Pan Jezus dał mi możliwość – chociaż ja tę możliwość nazywam łaską – poprowadzenia grupy wsparcia „Zaufaj” powstałej z ramienia Ośrodka Pomocy Osobom Uzależnionym w Chełmie. Wspominam ten czas z wdzięcznością. Obecnie pracuję w Lublinie, w Polskich Kolejach Państwowych, ale w niedalekiej przyszłości chciałbym zostać terapeutą.
Wspieranie ludzi w wychodzeniu z bagna uzależnień, w powrocie do Chrystusa, do wiary, odczytujesz jako Boży plan na swoje życie?
Zdecydowanie. Jakiś czas temu modliłem się o trzeźwość i nawrócenie młodej dziewczyny. Spotkałem ją na Dworcu Głównym w Lublinie. Poczułem w sercu, że Matka Boża chce, abym podarował jej Cudowny Medalik. Kiedy go wręczałem, kobieta przyznała, że niedawno otrzymała talizman od wróżki. Dziś np. spotkałem mężczyznę, Wojtka, który siedział skulony przy ruchliwej ulicy. Gdy podszedłem i zapytałem, w jaki sposób mogę mu pomóc, powiedział, że jest uzależniony od heroiny, ale leczy się i wierzy w moc modlitwy do Matki Bożej i Pana Jezusa. Opowiedział o kłopotach ze zdrowiem, o cierpieniu, przez które przechodzi. Jemu także wręczyłem Cudowny Medalik. Kiedy odprowadzałem go na przystanek, zobaczyłem w nim, w jego spojrzeniu żywego Pana Jezusa. Wiem, że to sam Bóg włożył w moje serce pragnienie świadczenia o Jego miłości. Ja tylko mam współpracować z Jego łaską.