separateurCreated with Sketch.

S. Karolina z Żytomierza: Kiedy wyją syreny, bierzemy Najświętszy Sakrament, chowamy się i modlimy [rozmowa]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Paweł Kęska - 01.03.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Bardzo dużo osób z Polski się za nas modli i to nam dodaje sił – mówi s. Karolina, Siostra Franciszkanka Służebnica Krzyża z Żytomierza. – Proszę dalej nie ustawać. Pan Bóg na pewno coś z tym wszystkim zrobi.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Paweł Kęska: Na Ukrainie toczy się wojna. Oprócz wojska toczą ją zwykli ludzie, którzy trwają, nie poddając się zwątpieniu i trudom. Są to ludzie świeccy i duchowni, wśród nich ważne miejsce zajmują siostry zakonne. Proszę siostry, co się działo w domu zakonnym sióstr franciszkanek w ciągu ostatnich pięciu dni?

S. Karolina FKS: Sytuacja od samego początku bardzo napięta. Myśmy się bardzo modliły o pokój w kościołach i w naszych wspólnotach. 24 lutego o piątej rano obudził nas potężny huk i hałas samolotów. Wstałyśmy w szoku. Zorientowałyśmy się, że coś strasznego się stało. Poszłyśmy do kościoła, a tam już wszyscy mówili, że jest wojna, że najechała nas Rosja. Więc zaczęłyśmy się modlić.

To jest zupełnie nowa rzeczywistość i wszystko się toczy bardzo szybko. Dużo ludzi wyjeżdża. Najwięcej do Polski, ale nie tylko. My tutaj prowadzimy centrum opieki dziennej dla dzieci niewidomych. Z samego rana zadzwoniłyśmy do wszystkich, żeby nie przyprowadzali dzieci. Te dzieci często z rodzinami powyjeżdżały na wieś, bo tam jest bezpieczniej. No a my zostałyśmy na miejscu, żeby być z ludźmi, wspierać, towarzyszyć. Na początku było spokojnie, ale od dwóch dni coraz częściej są alarmy rakietowe. Wczoraj dwie rakiety uderzyły w lotnisko. To od nas daleko, ale był straszny huk i wszystko się trzęsło. Jest duży stres. Trwamy na modlitwie, staramy się jakoś normalnie żyć, tylko wciąż wyją te syreny.

Siostra z Żytomierza: Kiedy wyją syreny, biegniemy po Pana Jezusa

Co siostry robią, kiedy wyją te syreny?

Każdy musi jak najszybciej biec do schronu. Bierzemy z kaplicy Najświętszy Sakrament i schodzimy na korytarz na najniższym piętrze domu – bo nie mamy piwnicy. Modlimy się. Po alarmie wychodzimy na ulicę, spotykamy się z sąsiadami i wspólnie oceniamy sytuację. Wzajemnie się podtrzymujemy. Księża otworzyli kościoły dla tych, którzy nie mają się gdzie schronić. Jak wyją syreny, to wiem, że ludzie też tam są przyjmowani.

Czyli kiedy wyją syreny, to siostry biegną do kaplicy, żeby chronić Pana Jezusa?

Tak. I potem trwamy na modlitwie i czekamy, aż się wszystko uspokoi. Ostatnio trudne są noce, bo alarmy są częste. No ale Pan Bóg daje nam to przetrwać.

Jak się człowiek modli w takiej sytuacji, jak rozmawia z Bogiem?

Mamy przed sobą Najświętszy Sakrament, trwamy na adoracji, mówimy różaniec, koronkę, prosimy o pokój, o miłosierdzie Boże nad światem, nad nami, nad naszymi sąsiadami, nad miastem, nad Ukrainą. Wiemy, że nasze życie zupełnie zależy od Boga. Jesteśmy całkowicie w Jego rękach i bezbronne w tym momencie. Uczymy się przez to prawdziwego zawierzenia, tak osobiście myślę, że moja wiara też nie jest taka mocna. Także też się uczę.

Jaki jest los najsłabszych z Żytomierzu?

Staramy się pomagać na miarę naszych możliwości. Pomagamy wspólnie z Caritas. Zadzwoniła jedna z sióstr z innej wspólnoty i poprosiła o pomoc w gotowaniu posiłków dla naszych wojsk obrony terytorialnej. Jest tutaj ksiądz z Caritas, który rozwozi produkty do najbardziej potrzebujących. Bardzo zorganizował się wolontariat. Wszystko działa na bardzo wysokich obrotach. Dzisiaj zadzwoniłyśmy do znajomej pani, której mąż jest w obronie terytorialnej z pytaniem, czy coś możemy pomóc w wyposażeniu tej jednostki. A pani mówi, że ludzie od razu tyle nanieśli, że wystarczy. Wszyscy są bardzo zaangażowani w pomoc jeden drugiemu. Jest bardzo duża jedność.

Franciszkanka z Żytomierza: Pan Bóg na pewno coś z tym wszystkim zrobi

Abstrahując od walki militarnej, chciałbym zapytać o walkę duchową. Ci, którzy są pokrzywdzeni, bezbronni, trwają i wierzą w swój kraj, w Boga. Po drugiej stronie konfliktu są często chłopcy wyciągnięci z koszar, którymś ktoś powiedział, że jadą na ćwiczenia... Jak siostra rozumie tę sytuację?

My to ofiarujemy Panu Bogu w modlitwie. My nie rozumiemy, dlaczego na nas napadnięto. Wszyscy się modlimy w intencji nawrócenia Rosji i nawrócenia tych, którzy na nas napadli. W tym wszystkim działa zło. Mym mamy zło dobrem zwyciężać. I tak staramy się robić, między innymi modlitwą różańcową, bo Matka Boża prosiła o nawrócenie Rosji. Dużo ludzi modli się o to nawrócenie. Modlimy się też za żołnierzy. Za naszych, którzy nas bronią, ale i za tych po drugiej stronie. Tam też jest bieda i rozpacz, bo oni są mężami i synami. Bieda po dwóch stronach.

Siostra jest Polką?

Tak, ja jestem z Polski, a moje dwie współsiostry to Ukrainki.

Jak siostra postrzega tę dramatyczną sytuację z perspektywy relacji Polaków i Ukraińców?

Myślę, że się jednoczymy i że wszyscy stajemy się wielką rodziną. Mimo że jest wojna, to nie brałam pod uwagę wyjazdu. Moje siostry też nie wyjadą, choć mają tu swoje rodziny. Moja rodzina w Polsce i moje zgromadzenie dają mi wsparcie. Bardzo dużo osób z Polski się za nas modli i to nam dodaje sił. Ja odczuwam rosnącą jedność między Polakami a Ukraińcami.

Jest coś, o co siostra chciałaby poprosić Polaków?

Chciałam poprosić o modlitwę o pokój, o ustanie cierpienia, o ustanie wojny. My też trwamy tutaj na modlitwie i dzięki temu mamy siłę do posługi i do bycia między ludźmi. Także proszę dalej nie ustawać. Pan Bóg na pewno coś z tym wszystkim zrobi.

pks (KAI) / Żytomierz