Czasem te plakietki ratowały życie nawet bezpośrednio, jeśli na nie padł cios lub trafiła w nie kula. Okazuje się, że współcześnie w tej roli czasem wspaniale sprawdza się także… Biblia.
Kijów
W stolicy Ukrainy pracują nie tylko katoliccy kapłani i siostry zakonne, są tam obecni także misjonarze baptystów, Derek Thomas ze swoją żoną Julie. Pracują w Slavic Baptist Institute. Na początku kwietnia 2022 r. Derek otrzymał chwytające za serce zdjęcie – od jednej z ukraińskich baptystek.
Natalia Kowal przesłała fotografię – zrobioną najprawdopodobniej kilka lat temu w Donbasie – otwartej Biblii, w której tkwi nabój. Właściciel Pisma Świętego trafił pod ostrzał i żołnierz celował w serce. Tam jednak, w kieszeni, Ukrainiec miał egzemplarz Pisma i kula nie zdołała się przebić przez jego kartki. Nie dotarła nawet do tylnej okładki. Słowo Boże dosłownie stało się tarczą dla tego człowieka. Jak napisała Natalia, Biblia uratowała zarówno duszę, jak i ciało.
Co ciekawe, nie jest to jedyny przypadek w historii.
W okopach I wojny światowej
Swój kieszonkowy egzemplarz Biblii Leonard Knight otrzymał od swojej ciotki, Minnie, w 1915 roku. Niedługo później, jako zaledwie siedemnastolatek, trafił na front gdzieś w Niemczech. Podczas jednego z bezsensownych ataków w czasie wojny pozycyjnej został postrzelony.
Kula jednak dosięgła egzemplarza Pisma Świętego, a nie serca jego właściciela. Przebiła twardą oprawę i zatrzymała się około 50 stron od tylnej okładki. Do dziś ten egzemplarz jest przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Knighta, będąc świadectwem tego, że słowo Boże bywa nie tylko duchową tarczą.
Iwo Jima
W listopadzie 1944 r. Amerykanie podjęli decyzję o zdobyciu za wszelką cenę wyspy Iwo Jima na Pacyfiku. Walki były wyjątkowo ostre, już pierwszego dnia zginęło ponad 150 tys. żołnierzy z amerykańskiego desantu. Zanim jeszcze wylądowali, oficer powiedział im, że to miejsce musi być zdobyte, więc każdy żołnierz liczył się z tym, że prawdopodobnie zginie.
Jednym z nich był James Hawkins. Trzeciego dnia walk został trafiony w pierś z taką siłą, że prawie został znokautowany. Ku swojemu zdziwieniu nie było nawet śladu krwi na mundurze, a on sam wciąż żył. Uratowała go mała Biblia, którą otrzymał od swojego Kościoła tuż przed wyjazdem, a którą nosił w kieszonce na piersi.
Przechowywał ją do końca życia. Ślad po kuli, doskonale widoczny, przypominał mu o ocaleniu. Wiele lat później, już po powrocie do kraju, został pastorem i kaznodzieją. W ten sposób spłacał dług zaciągnięty wobec słowa Bożego.
Chodzić ze Słowem
Może zabrzmi to pragmatycznie, ale to piękne przykłady tego, że warto nosić przy sobie stale egzemplarz Pisma. Tu akurat mowa o ekstremalnych warunkach. Warto je jednak mieć przy sobie nie tylko w czasie wojny, ale też na co dzień.
Kiedy patrzę na tkwiące w stronicach Pisma Świętego narzędzie śmierci, przychodzi mi też na myśl, że to piękna wizualna przypowieść. Jeśli nasze serce jest osłonięte i codziennie starannie „owijane” słowem Bożym, niestraszne są nam „pociski Złego”, jak o pokusach pisze św. Paweł w Liście do Efezjan (zob. Ef 6,16).
Jeśli warstw jest dużo, gęsto nałożonych, uderzenie co prawda może nami poruszyć, a nawet nas obalić, ale pozostaniemy nietknięci. „Kula” nie przebije się przez pancerz. Zostaniemy ocaleni.