Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Za chwilę Eliasz zejdzie z góry Horeb. Gdy spotka młodego Elizeusza, powoła go – zgodnie z wolą Pana – na kontynuatora prorockiej misji. Zanim to jednak nastąpi, sam Eliasz spotka swego Boga. Stanie się to w najgłębszym duchowym kryzysie, z jakim właśnie przychodzi się prorokowi zmierzyć.
Głos Boga w najgłębszym kryzysie
„Co ty tu robisz, Eliaszu?” – głos Boga dosięga proroka z Tiszbe w dramatycznym momencie życia. Właśnie dotarł na Bożą górę Horeb. Dlaczego Pan kazał mu tu wędrować przez czterdzieści dni i nocy, nakarmiwszy go wcześniej cudownym pokarmem? Czemu właściwie Bóg każe mu jeszcze żyć? „Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie” – prosi Boga zrezygnowany. Pan jednak tym razem nie wysłucha jego modlitwy.
Eliasz, Elijahu. To imię brzmi jak wyznanie wiary. Oznacza: Pan jest moim Bogiem. I to jest właściwie życiowe motto proroka z Gileadu. Cokolwiek robił – robił dla Pana, swojego Boga. Płonąc gorliwością o Jego chwałę, gotów był na wszystko.
Misja Eliasza, jeśli oceniać ją według racjonalnych kryteriów, była misją samobójczą. Miał on, sam jeden, przeciwstawić się potężnemu Achabowi, bałwochwalczemu królowi Izraela, jego żonie Izebel, morderczyni proroków Boga, setkom kapłanów i proroków Baala i Aszery, skorumpowanej elicie królewskiego dworu, oraz rzeszy wiernych, którzy kult Jedynego Boga zdążyli już złożyć na ołtarzu swoich nowych bóstw. Gdy zaprotestował przeciw narodowemu bałwochwalstwu, musiał natychmiast uciekać, ratując swe życie. Wiedział jednak, że był z nim Ten, któremu służył.
Kim właściwie jestem?
Gdy wreszcie doszło do konfrontacji, Eliasz zwołał na górę Karmel setki proroków Baala i Aszery. Tam, wobec zgromadzonego ludu Izraela, pogańscy prorocy ponieśli spektakularna klęskę. Ich bóstwa okazały się fikcją. Eliasz triumfował. Jednak mimo cudu na górze Karmel, bałwochwalczy kult nie odszedł w przeszłość.
Upokorzona Izebel planowała zemstę. „Przeraził się Eliasz” – słyszymy w biblijnej opowieści. Uciekł na południe do leżącej w Judzie Beer-Szeby, jak najdalej od Achaba i mściwej Izebel. Wyszedł na pustynię, przybity, zrezygnowany, pragnący śmierci. Położył się pod krzewem i zasnął, marząc, by więcej się nie obudzić. Bóg jednak miał dla Eliasza zupełnie inną propozycję.
„Co ty tu robisz, Eliaszu?” – głos Pana rozbrzmiewa na Horebie. To nie Bóg jednak, a sam Eliasz potrzebuje odpowiedzi na to pytanie. Bóg stawia nam nieraz pytania, byśmy lepiej zrozumieli samych siebie. Kim właściwie jestem? Dokąd zmierzam? Jaki jest sens wydarzeń, które przeżywam? Kim jest mój Bóg?
Odpowiedź Eliasza jest pełna goryczy: „Zapłonąłem gorliwością o chwałę Boga Zastępów, gdyż synowie Izraela opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Ja sam tylko zostałem, a oni czyhają jeszcze i na moje życie”. Zawiedziony, przeżywający głębokie rozczarowanie Eliasz nie rozumie działania Boga. „Wyjdź i stań na górze przed Panem!” – słyszy polecenie.
Styl działania Boga
Scena teofanii na Horebie – górze, na której Pan zawarł niegdyś Przymierze z Mojżeszem – odbiega znacząco od tych, które znamy z Biblii. Bóg nie objawia się tu w potędze żywiołów, przed którymi drży człowiek, choć są one na Jego usługach. Przychodzi w „szmerze łagodnego powiewu”, czy – jak sugeruje hebrajski tekst księgi – w „głosie cichego szeptu”, zaprzeczając intymną subtelnością logice potęgi i władzy dominującej w świecie.
Jak pojąć tak pokorne przychodzenie Tego, który jest nieustannie trwającą wszechmocną Obecnością? Zaskoczony Eliasz będzie musiał nauczyć się stylu działania Boga. Zanim wśród wichru zabrany zostanie do nieba, zarzuci swój płaszcz na Elizeusza, by stał się prorokiem „w mocy i duchu Eliasza”.