Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Adam Stachowiak, piosenkarz, kompozytor, pomysłodawca i założyciel wytwórni muzycznej ABM Records, opowiada nam o swojej najnowszej płycie Dotrę na szczyt. Pracował nad nią blisko trzy lata. Co się w jego życiu przez ten czas zmieniło?
Katarzyna Szkarpetowska: „Po każdym spojrzeniu w niebo w oczach zostaje odrobina błękitu” – powiedział kiedyś aforysta Aleksander Kumor. Często patrzysz w niebo?
Adam Stachowiak: Bardzo często. Lubię patrzeć w niebo i lubię patrzeć na ludzi. Na ich odwagę, wytrwałość, serdeczny uśmiech. Przyjemność sprawia mi już samo patrzenie drugiemu człowiekowi w oczy. Staram się w nich zawsze dostrzec prawdę i szczerość.
Adam Stachowiak o wierze
Twoją najnowszą płytę, Dotrę na szczyt, nad którą pracowałeś blisko trzy lata, cechuje bogata warstwa tekstowa, ale i duchowa.
Zależało mi na tym, żeby te piosenki dawały fanom radość, ale też siłę i nadzieję. Wierzę w to, że każdy człowiek ma swój szczyt, o którego zdobycie powinien w życiu zawalczyć. Jesteśmy różni, więc mamy różne potrzeby i pragnienia. Dla jednego takim szczytem będzie rodzina, dla drugiego bycie cukiernikiem, dla trzeciego aktorstwo. Jeszcze dla innego podróż dookoła świata. W drodze na szczyt trzeba słuchać głosu własnego serca. Nie zagłuszać go, ale podążać za nim. Gdy ktoś np. chce zostać wspomnianym cukiernikiem, bo uwielbia wypiekać ciastka, ale ostatecznie rezygnuje z pragnienia i postanawia być prawnikiem, bo taki pomysł na jego życie mają ludzie dookoła, to wchodzi na szczyt, który wskazali mu inni.
I zatraca własne szczęście.
Oczywiście. Naszym powołaniem nie jest realizowanie oczekiwań innych, ale własnych pragnień. To często wiele kosztuje. Droga na szczyt rzadko jest usłana różami. Warto jednak podjąć trud wyruszenia w drogę. Warto walczyć o swoje marzenia.
„Stary chop w młodym ciele”
Jaki widok rozpościera się ze szczytu, na który wszedłeś?
To widok, który cieszy przede wszystkim moje serce. Jest dokładnie tak, jak zawsze pragnąłem. Mam kochającą żonę, dwie córeczki, lojalnych przyjaciół. Przytulny dom w środku lasu, a w nim studio, w którym tworzę muzykę. Robię to, co kocham. Mam na tyle poukładane życie i priorytety, że nie martwię się o to, co będzie jutro. Nie muszę niepokoić się o przyszłość córek. Mam dopiero 25 lat, a Pan Bóg dał mi tak wiele. Bez Jego pomocy, wsparcia, obecności w moim życiu to nie byłoby możliwe.
Iluletnia dusza mieszka w tym 25-letnim ciele?
Moja żona, Ania, która pochodzi ze Śląska i zna śląską gwarę, powiedziała mi ostatnio, że jestem „starym chopem w młodym ciele” (śmiech). I chyba faktycznie coś w tym jest.
A co ten „stary chop w młodym ciele” ma w sobie z dziecka?
Oj, dużo! Dziecięcą ufność, radość, pewnego rodzaju beztroskę. Wiele uczą mnie córeczki – Agatka i Alicja. Niedawno, podczas podróży, Agatka zauważyła na niebie tęczę. Na jej widok krzyknęła: „Tato, spójrz!”. Zatrzymaliśmy samochód na poboczu i przez dłuższą chwilę podziwialiśmy kolorowy łuk na niebie. Agatka widziała tęczę pierwszy raz w życiu i była zachwycona. Co ciekawe, żona i ja również byliśmy zachwyceni tą chwilą. Kiedyś nie zwróciłbym na to uwagi, a dziś cieszą mnie takie momenty. Zauważyłem, że gdy pojawiają się w życiu trudności, problemy, to my, dorośli, najczęściej skupiamy się nerwowo na ich rozwiązaniu, natychmiastowym wyeliminowaniu. Zapominamy, że życie wymaga ufności i że blisko nas jest Bóg, który we wszystkim nam pomoże.
Adam Stachowiak o piosence Przyjmę strzał
Czy zdarzało ci się kiedykolwiek, w relacjach z innymi, i w ogóle w życiu, odkładać siebie na później?
Tak, niejednokrotnie. Ale to nie było dobre, odbijało się choćby na moim zdrowiu. Na szczęście w porę się ocknąłem i zawalczyłem o siebie. Dziś wiem, jak ważne jest poświęcanie czasu samemu sobie i robię to bez wyrzutów sumienia.
Kiedy twoja dusza czuje się przy innych dobrze?
Kiedyś było inaczej, ale dzisiaj jest mi dobrze przy ludziach, gdy po prostu z nimi jestem. Z wiekiem zaufania do ludzi mam coraz więcej, co bardzo mnie cieszy. Chciałbym, żeby ci, którzy mnie otaczają, czuli się kochani, potrzebni. By niczego w życiu im nie brakowało. Wydaje mi się, że to naturalne, że chcemy dobra innych. Osobiście bardzo przeżywam każdą relację. Chyba jak wszyscy nie chciałbym zostać przez drugiego oszukany, niesprawiedliwie potraktowany. A mam takie przykre doświadczenia. Jak śpiewam w piosence Przyjmę strzał, wiele razy w życiu przyszło mi podnosić się spod ciężaru zła.
Adam Stachowiak: Nie gonię za błyskotkami
Czas pracy nad płytą był czasem pracy nad sobą?
Zdecydowanie tak. Przeszedłem dużą metamorfozę. Fizyczną (zapuściłem włosy) i duchową. Mam wrażenie, że dojrzałem. Bardziej zbliżyłem się też do Pana Boga. Płyta jest po części moją muzyczną autobiografią, choć nie wszystkie teksty opowiadają o mnie. Tworzyłem z serca, tak jak czułem. Starałem się być w tym jak najbardziej prawdziwy.
W jednym z utworów śpiewasz: „I nagle zbliża się mój anioł stróż, trzyma w rękach do mego domu klucz, mówi: zobacz, to jest twoje miejsce”.
Tym aniołem stróżem jest moja żona, którą poślubiłem pięć lat temu. Ona uświadomiła mi, że tak naprawdę wszystko, czego potrzebuję, to miłość. Nie muszę szukać w świecie skrzyni pełnej skarbów. Bo wiele czasu w życiu poświęciłem na szukanie takiej skrzyni… Zupełnie niepotrzebnie. Nie chcę gonić za ulotnymi wartościami. Za błyskotkami, które świecą, ale nie mają większej wartości. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Przy Ani odkryłem, że prawdziwe szczęście, złoto najwyższej próby, nam rozsypane wokół siebie.
Twoje szczęście jest jej szczęściem i odwrotnie.
Tak. Gdy pracowałem nad albumem Dotrę na szczyt, Ania mówiła: podążaj za tym, co czujesz. W tym samym czasie pracowała nad swoją książką Wyśpiewaj mi przyszłość. Opowiada ona o tym, jak się poznaliśmy. Jestem przekonany, że siła naszej rodziny bierze się z miłości. Miłości między nami i miłości do Boga. Ostatnio, kiedy analizowałem doświadczenia z przeszłości, uświadomiłem sobie, że co najmniej kilka razy w życiu znalazłem się w sytuacji, w której otarłem się o śmierć. Patrząc po ludzku, mogłoby mnie już nie być. A jestem. I kocham. Myślę sobie, że mój anioł stróż ma ze mną ręce pełne roboty. Zresztą, z moją żoną i naszymi córeczkami również (uśmiech).