Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Państwo Szkudlarkowie od początku planowali wielodzietną rodzinę. Pani Hanna ma pięcioro młodszego rodzeństwa – cztery siostry i brata, zaś pan Włodzimierz – trzy starsze siostry.
– Pobraliśmy się dość późno. Mąż miał 29 lat, a ja byłam wówczas 24-letnią kobietą. Na tamte czasy to był już poważny wiek. Chcieliśmy mieć nawet bliźnięta, ale ten plan się nie powiódł i pojedynczo dzieci zaczęły przychodzić na świat – mówi w rozmowie z Aleteią Hanna Szkudlarek.
35 lat małżeństwa i 9 synów
Małżonkowie wychowali 9 synów. Rodzinę powierzyli opiece Świętej Rodziny. Przed jej obrazem w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu przysięgali sobie wzajemnie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Na zaproszeniach ślubnych wpisali własne motto: „Podając sobie ręce oddajemy serca nasze młode, by Bóg błogosławił nam na pogodę życia i niepogodę”.
– Z perspektywy lat widzimy, że Pan Bóg błogosławił, a szczególnie przez wstawiennictwo św. Józefa, w cieniu którego wzrastała nasza rodzina – mówi pani Hanna.
W ich wspólnym małżeńskim życiu nie brakowało trudnych momentów, ale zawsze je pokonywali. Mówią, że z Bożą pomocą i dzięki wstawiennictwu św. Józefa. – We wszystkich przykrych doświadczeniach ufaliśmy Bogu. Nie zabrakło także pomocy od dobrych ludzi, których On stawiał na naszej drodze – mówią Szkudlarkowie.
Opowiadają, że gdy dzieci były w wieku szkolnym, było im przykro, kiedy musieli w gorszych momentach wybierać między wycieczką szkolną, a zakupem nowych ubrań czy butów. Trudno było także zorganizować wyjazd na wspólne, jedenastoosobowe wakacje, więc wyjeżdżali w mniejszym składzie.
Pani Hanna przyznaje, że niektórzy żartowali sobie, że decydując się na tyle dzieci chyba polują na dziewczynkę. Małżonkowie powierzyli rodzinę Bogu i byli otwarci na życie. – Nigdy nie było takiej sytuacji, że nie chcieliśmy już więcej dzieci. Pozytywne myślenie pomogło nam przezwyciężyć gorsze chwile. A różnie bywało. Czasami powodziło nam się bardzo dobrze, w gorszych momentach korzystaliśmy ze zgromadzonych oszczędności czy pomocy. Zawsze jednak mogliśmy liczyć na siebie – opowiada pani Hanna.
Blaski i cienie rodziny wielodzietnej
Kobieta wyjaśnia, że będąc rodziną wielodzietną spotykali się z różnymi reakcjami. Więcej było tych pozytywnych. – Często pojawiały się pytania, jak sobie daję radę z wychowaniem takiej gromadki, a kiedy mąż mówił, że ma dziewięciu synów, to najczęściej padało pytanie: „A to z jedną żoną?” – tłumaczy pani Szkudlarek.
Zdarzały się też sytuacje mniej przyjemne. – Ktoś pukał się w czoło i komentował: „Rozumu to wy nie macie?”. Ale wtedy modliłam się za taką osobę, usprawiedliwiając ją, bo przecież rodzinę zakładaliśmy świadomie i braliśmy za nią pełną odpowiedzialność – mówi pani Hanna.
Małżonkowie ze wszystkim starali się radzić sobie sami, często przy pomocy coraz starszych synów, jednak wsparcie oferowane w potrzebie przez babcie czy ciocie było nieocenione. Największym problemem stawała się codzienna logistyka i dowóz dzieci do szkoły, ale i z tym sobie poradzili, kupując siedmioosobowy samochód.
Dbali o to, aby ich dzieci zawsze dobrze wyglądały i były dobrymi ludźmi. Są dumni z tego, gdy słyszą, że synowie są dobrze wychowani, empatyczni i uczynni. – Nasze synowe dziękują nam za dobrych mężów – dodają państwo Szkudlarkowie. Na pytanie, czy dobrze jest być rodziną wielodzietną, odpowiadają, że tak.
– Chłopcy wiele rzeczy potrafią zrobić sami. Mieli możliwość zmontowania drużyny do gier zespołowych. Rodzinne święta są u nas zawsze gwarne. Ponadto najfajniejszym z aspektów jest możliwość liczenia na wzajemną pomoc – tłumaczy nam pani Hanna.
Dziewięciu braci założyło fundację
Obecnie z dziewięciorga synów pięcioro jest w domu rodzinnym. Pozostali założyli swoje rodziny lub się wyprowadzili. Jan mieszka we Wrocławiu, a trzej żonaci – w Kaliszu. Spotykają się tak często, jak to możliwe. Zazwyczaj są to święta, urodziny oraz śluby i wesela. Wiedzą, że zawsze mogą liczyć na wsparcie rodziny.
Szkudlarkowie postanowili stworzyć Fundację Dziewięciu Braci. Inicjatorem założenia fundacji jest pan Michał. Za cele statutowe organizacja obrała sobie pomoc dzieciom z rodzin wielodzietnych oraz propagowanie wielodzietności jako dobrego pomysłu na życie. Chce wspierać członków rodzin wielodzietnych w zakresie odkrycia potencjału rozwoju osobistego i przedsiębiorczości.
– Żyjąc w dużej rodzinie można nauczyć się przedsiębiorczości – żartuje pan Michał Szkudlarek. – Śmiałem się, że muszę robić pranie indywidualnie, bo w innym przypadku moje ulubione koszulki przypadną któremuś z braci. Na otrzymanie kieszonkowego nie było też większych szans, dlatego podejmowaliśmy się różnych zajęć, aby wzmocnić budżet domowy i odciążyć rodziców. Dzięki temu radzimy sobie z wyzwaniami i różnymi przeciwnościami. Wypracowaliśmy sobie samodzielność i zaradność – dodaje.
Działalność fundacji skupia się także na podtrzymywaniu wartości rodzinnych i rekrutuje spośród rodzin osoby do programów szkoleniowo-mentoringowych. Jednym z nich jest projekt „Fabryka Samodzielności”.
– Pomagamy młodym osobom nabrać wiatru w żagle. Dzięki wsparciu mentorów, którzy dzielą się swoją wiedzą, młodzież ma szansę poznać swoje mocne strony i zdobyć doświadczenie na przyszłość – tłumaczy pan Michał. Wyjaśnia, że tzw. „ludzie sukcesu” chętnie przekazują zdobyte kompetencje i praktyczną wiedzę w wybranej dziedzinie. Inną z propozycji fundacji jest program korepetycji „Starszy brat”, którego celem jest wsparcie rodzin w zakresie wspomagania nauki poprzez indywidualne spotkania z korepetytorami.
Bracia Szkudlarkowie mają już pomysły na kolejne projekty.