separateurCreated with Sketch.

„Wikary” ks. Krzysztofa Grzywocza: ludzie odkrywali przy nim nową jakość życia

obraz ks. Krzysztofa Grzywocza
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bóg jest Miłością, a jej nie można doświadczyć w pojedynkę. Stworzył cały świat, żeby służył relacjom – także przyrodę. Dlatego gdy wracamy np. z gór, bardziej chce nam się żyć i kochać.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

17 sierpnia mija 5 lat od zaginięcia w Alpach ks. Krzysztofa Grzywocza – opolskiego duszpasterza, ojca duchowego, teologa, rekolekcjonisty i psychoterapeuty, wokół którego gromadziło się wielu wrażliwych ludzi. Widzieli w nim kogoś, kto budził w nich poczucie wartości i sensu życia.

– Mnie i tych, których formował, starał się przekonać, że w dzieło tworzenia więzi warto zainwestować całe swoje życie i poczuć „smak” spotkania – mówi ks. Łukasz Żaba*.

Ks. Krzysztof Grzywocz: ojciec duchowy

Małgorzata Cichoń: „Jeśli byłbym proboszczem, to chciałbym mieć takiego wikarego jak ty”. Kiedy padły te znaczące słowa ks. Krzysztofa Grzywocza?

Ks. dr Łukasz Żaba: Powiedział mi je przed udaniem się na rok do Rzymu w 2009 r. Wcześniej był ojcem duchowym w opolskim seminarium i sam przez cztery lata korzystałem z jego posługi. Te słowa dodały mi „skrzydeł” i odesłały do relacji z Panem Bogiem, który przecież jeszcze piękniej do nas mówi niż ojciec Krzysztof!

Ojciec?

Będę tak mówić ze względu na to, że był moim ojcem duchowym i tak się do niego zwracałem.

W pewnym sensie rozmawiam właśnie z „wikarym” ks. Krzysztofa. Przez pięć lat badał ksiądz jego nauczanie, zebrał je w sposób naukowy, wykazał oryginalność „duchowości spotkania”. Jak wyglądały początki waszej relacji?

Kiedy miałem siedemnaście lat, poznałem o. Krzysztofa „pośrednio”, dzięki prowadzonej przez niego w Krakowie (w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów) sesji o sakramencie pojednania i kierownictwie duchowym.

Odsłuchiwałem nagrania z kaset magnetofonowych. Robiłem notatki, co nie było w moim stylu, bo wtedy aż tak nie fascynowałem się życiem duchowym. Usłyszałem głos o. Krzysztofa, ale nie widziałem jego twarzy. Tę zobaczyłem, gdy wstąpiłem do seminarium w Opolu.

I tak rozpoczął się duchowy dialog…

Pierwsze dni w seminarium to tydzień „zapoznawczy”. W jednej z sal wykładowych o. Krzysztof mówił, na czym polega kierownictwo duchowe. Tłumaczył, że tę posługę pełni trzech ojców duchowych i możemy któregoś sobie wybrać.

Po tym spotkaniu podszedłem do niego, a on zaprosił mnie do pokoju, w którym porozmawialiśmy. Wtedy poprosiłem, by został moim kierownikiem duchowym i umówiłem się na pierwszą rozmowę. Chodziłem do niego mniej więcej raz w miesiącu. Teraz żałuję, że nie częściej!

ks. Łukasz Żaba

Jak przebiegały te spotkania?

O. Krzysztof słuchał. Potem starał się zadać pytanie, które pomogłoby osobie – może nie od razu, ale z czasem – uporać się z jakimś zagadnieniem. Zwracał uwagę na to, że w świecie nie brakuje mądrych odpowiedzi, ale mądrych pytań. Mówił: „Mogę dać ci odpowiedź, ale to służy mnie, a nie tobie. Ty zadaj pytanie, szukaj, a przekonasz się, że odpowiedź jest w tobie”.

I o co ksiądz zapytał?

Kiedyś poszedłem do niego z taką sprawą: „Ojcze, myślę sobie o szczęściu, radości. Jak na to spojrzeć, kiedy już się wchodzi na konkretną drogę?”. A on na to: „No właśnie, co to znaczy, co ty myślisz? Radość… Szczęście… zastanów się i przyjdź”. Trochę jak ojcowie pustyni: powiedzieli jedno zdanie i odesłali „interesanta”.

Człowiek mógł się wtedy trochę zdenerwować…

Owszem, ale rozmowa to nie zakupy, kiedy z jakiegoś salonu z telefonami oczekuję konkretnego modelu. O. Krzysztof uczył nas poprzez zadawanie pytań, trochę jak Sokrates. Wierzył, że odpowiedź wydobędzie się z ciebie, a jeśli jest ona oświetlona światłem Bożym – będzie prawdziwa.

Wynikało to również z tego, że bardzo wierzył w człowieka. Powiedział mi: „Jeśli ty do czegoś dojdziesz, bardziej to uszanujesz, zrozumiesz i będziesz pamiętał. A jeśli ja dam ci gotową odpowiedź – jaki wysiłek w to włożyłeś? Jesteś zdolny, słuchaj, módl się, reflektuj”.

Podobną metodę stosował Pan Jezus, który często zadawał ludziom pytania, otwierając ich na przyjęcie prawdy.

Tak, to metoda uniwersalna!

Ks. Krzysztofa Grzywocza duchowość spotkania

A jak wyglądała ostatnia rozmowa z ks. Krzysztofem?

Byłem już od sześciu lat kapłanem, gdy nasz opolski biskup Andrzej Czaja zaproponował mi podjęcie studiów doktoranckich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Udałem się na rozmowę do o. Krzysztofa. Przyjął mnie w swoim mieszkaniu, zrobił herbatę, poświęcił trochę czasu.

Opowiedział o doświadczeniu studiowania na KUL, gdy sam był doktorantem. Dodał odwagi, bym poszedł na te studia i dowartościował mnie. Zachęcił też do odprawienia rekolekcji ignacjańskich (co faktycznie potem zrobiłem), bo, jak stwierdził, „jemu bardzo pomogły”. Nasze spotkanie miało miejsce w Wielką Środę 12 kwietnia 2017 r. Cztery miesiące później o. Krzysztof zaginął w Alpach...

Jak zatem doszło do wyboru tematu rozprawy doktorskiej?

Wiedziałem tylko, że będzie to praca z teologii duchowości. Nie miałem na myśli nic precyzyjnego. Gdy spotkałem się przed wyjazdem na studia z biskupem Andrzejem, podsunął mi pomysł: „Teraz nasz Krzysiu zaginął, może byś się zainteresował dziedzictwem jego nauczania?”. Studia rozpocząłem w październiku 2017 r. ze świadomością, że chciałbym poświęcić swój doktorat nauczaniu i osobie o. Krzysztofa.

Chociaż nie był typem „celebryty”.

Może by powiedział: „Sam bym tego tak nie napisał”… (śmiech)

Jest już po obronie pracy pt. „Ks. Krzysztofa Grzywocza duchowość spotkania”. Jakie wrażenia?

Takie, że nie czuję się znawcą o. Krzysztofa. Jestem tylko tym, który mógł się z nim spotkać w rozmowach, podczas formacji seminaryjnej czy poprzez słuchane konferencje. A także ujrzeć go przez pryzmat jego przyjaciół, znajomych, młodszego brata Adriana.

Już w listopadzie 2017 r. podejmowałem pierwsze rozmowy z tymi osobami, uświadamiając sobie, że rzeczywiście o. Krzysztof był człowiekiem spotkania! Ono było dla niego najważniejsze. Mnie i tych, których formował, starał się przekonać (oczywiście w wolności) do tego, że w dzieło tworzenia więzi i relacji warto zainwestować całe swoje życie i poczuć „smak” spotkania.

Moja praca doktorska temu miała służyć. Pisałem ją chyba przede wszystkim dla siebie. Były to dla mnie pięcioletnie rekolekcje…

Czego się ksiądz przez ten czas nauczył?

Odkryłem m.in., że nie jestem typem naukowca i chyba jednak wolę duszpasterstwo z ludźmi! Choć może i tym się kiedyś rozczaruję? „Książka nie ugryzie” i nieraz łatwiej „ukryć się” w naukowym świecie, ale mądrości życiowej nie uczymy się przede wszystkim z książek, tylko z relacji.

Jeśli je tworzymy, jesteśmy twórczy, również w uprawianiu nauki. Moja praca była twórcza, bo spotykałem się z ludźmi. Nawet mobilizowała mnie, by zamknąć komputer, gdyż to nie byłoby autentyczne, jeśli „dozgonnie” poświęciłbym się doktoratowi. Nie o niego przecież chodzi, tylko o relacje: nie wyczytane czy zasłyszane, ale prawdziwe!

Duchowość spotkania” – co to w ogóle jest?

Spotkanie spotkaniu nierówne. O. Krzysztofowi zależało na tym, żeby przeżywać je jak najlepiej, by od brzegu móc wypłynąć na głębię, co jest procesem.

Lubił zwracać uwagę, że w polskiej etymologii „spotkanie” ma w sobie „tkanie”. Gdy się tka, np. dywan, to im więcej użyje się nici, tym jest on barwniejszy, ale i mocniejszy. Odnosząc się do ludzkich więzi: im więcej osoba z osobą wkłada w spotkanie „nici relacji”, tym jest ono pełniejsze...

Jakich konkretnie „nici”?

Myśli, uczuć, zainteresowań, spojrzenia, słuchania, dotyku, „smakowania” tej więzi, powolnego i mądrego otwierania się, z czasem dzielenia się bardziej intymnymi sprawami wnętrza, duchowości, w końcu wspólnego przebywania na modlitwie…

Takie spotkanie, w którym jest miłość, sprawia, że powstaje coś, czego „ogień nie zniszczy”. W tym doświadczeniu będą obecne również tajemnice bolesne – ból i cierpienie, jednak i one potrafią relację wzmocnić.

Do spotkania podchodzimy inaczej niż do rzeczy, które się wyrzuca, jeśli coś się w nich popsuje. Dziury na „tkaninie spotkania” można zacerować. Powstałe w ten sposób „blizny” pokazują nam realizm życia.

Mówimy zatem o naprawdę głębokiej więzi...

…a nie o pogawędce przy tankowaniu samochodu! Choć od tego może się zacząć, jako od „brzegu”. Głębokie spotkanie sprawia, że człowiek jeszcze bardziej chce być człowiekiem.  Ma ono wymiar wydarzenia, w którym zawiera się „dar”. To coś, czego nie da się kupić!

Spotkanie z Bogiem i nowa jakość życia

A co ze spotkaniem z Bogiem?

Gdy pisałem fragment rozprawy odnoszący się do relacji z Bogiem, którą o. Krzysztof przeżywał poprzez rozważanie słów Pisma Świętego, odkryłem, że polskie słowo „tekst” pochodzi z języka łacińskiego, gdzie wyraz textum oznacza także …tkaninę, ubranie, odzież, spajanie, budowę.

W relacji z Bogiem, gdy zaczynam Go słuchać i On mnie słucha, kiedy mówię Mu o sobie, wyrażam uczucia, myśli (bo Słowo zaczyna mnie „ożywiać”) – zauważam, że Słowo Boże to nie litera.

Tylko?

Osoba, która mnie otula.

Wpłynęliśmy w nurty mistyki.

… i tajemnicy, wobec której ostatecznie trzeba zamilknąć. „Im głębsze spotkania, tym mniej słów” – mówił o. Krzysztof, odnosząc się zapewne właśnie do relacji z Bogiem, ale także z człowiekiem. Jak napisał św. Jan od Krzyża, Bóg Ojciec „dał nam swego Syna, który jest jedynym Jego Słowem – bo nie posiada innego – i przez to jedno Słowo powiedział nam wszystko naraz. I nie ma już nic więcej do powiedzenia”.

obraz ks. Krzysztofa Grzywocza
obraz ks. Krzysztofa Grzywocza

Ks. Krzysztof twierdził, że „człowiek nie ma więzi, lecz jest więzią. Duch człowieka jest relacją”. Czy można powiedzieć, że osoba jest także „spotkaniem”? Biologicznie poczynamy się ze spotkania rodziców, a duchowo – z Boga, który nas obdarza duszą. Musimy być od wewnątrz „nastrojeni” na spotkanie…

Faktycznie, można tak powiedzieć, że człowiek jest spotkaniem. Mamy strukturę relacyjną, bo jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest relacją, spotkaniem: Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Oczywiście, to nie coś w ujęciu „chwilówki”, tylko odwieczne spotkanie! Bóg jest Miłością, a jej nie można doświadczyć w pojedynkę. Stworzył cały świat, żeby służył relacjom – także przyrodę. Dlatego gdy wracamy np. z gór, bardziej chce nam się żyć i kochać.

Konkretem religii chrześcijańskiej jest doświadczenie wcielenia Chrystusa: Bóg staje się człowiekiem. W Chrystusie spotyka się to, co Boskie i to, co ludzkie. Czyli Chrystus jest Spotkaniem!

I jak pisze ks. Grzywocz, dla możliwości przeżywania przyjaźni z Bogiem i człowiekiem, Chrystus stał się człowiekiem, oddał swoje życie i zmartwychwstał.

Chrystus jest mistrzem spotkania, bo jest Spotkaniem. A jeśli ktoś przeżywa relację z Nim, to też staje się mistrzem, ojcem, w ujęciu ludzkim. I dlatego może powtórzyć za psalmistą: „Wszystkie moje źródła są w Tobie” (Ps 87), co zresztą często cytował o. Krzysztof.

Misja mesjańska, którą podejmuje Chrystus, polega na tym, aby zgładzić grzech i przywrócić człowiekowi smak relacji z Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym, a zarazem umożliwić głęboką więź człowieka z samym sobą i z jego bliźnim.

Mam wrażenie, że o tym wszystkim uczył nas kapłan, który zrozumiał, iż liczy się nie sama treść przekazu, ale i ten, kto mówi – bo przemawia również samym sobą, tym, kim jest. Już św. Ireneusz powiedział, że „chwałą Boga jest żyjący człowiek”.

Nie ma świadczenia bez doświadczenia, a ono związane jest z życiem, przestrzenią bosko-ludzką, wydarzeniem wcielenia Boga w życie człowieka. Świadectwo ostatecznie przekonuje! Bo jeśli coś wydarzyło się na ziemi ludzkiego życia, to znaczy, że jest realne, prawdziwe.

Wierzę, że to, co pozostawił o. Krzysztof, było związane z jego doświadczeniem. Odnosząc się do św. Ignacego z Loyoli mówił, że nie ilość treści, ale ich jakość pogłębia życie. Gdy woda rozleje się po powierzchni, po jakimś czasie powstanie bajorko, które zacznie śmierdzieć i nikt z tego nie będzie pił. Jeśli natomiast przebijemy się do głębi, odkryjemy źródło i świeżość: zimną, rześką wodę, która człowieka uzdrowi.

Dlatego tylu ludzi odkrywało przy o. Krzysztofie tę nową jakość życia, doświadczenie „pełni chwały”. On troszczył się o to najpierw w swoim życiu. A jak mówi psalmista: „głębia przyzywa głębię”…

* Ks. dr Łukasz Żaba – raciborzanin, kapłan diecezji opolskiej. Autor książki „Człowiek spotkania. Rozmowy o ks. Krzysztofie Grzywoczu” oraz rozprawy doktorskiej: „Ks. Krzysztofa Grzywocza duchowość spotkania”, obronionej na KUL w 2022 r.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.