separateurCreated with Sketch.

Malarka, która obrazami żegna się z ks. Krzysztofem Grzywoczem i próbuje uporać się ze stratą [galeria]

KRZYSZTOF GRZYWOCZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

6 miesięcy przed zaginięciem poprosił mnie o obraz z perspektywą krzyża, zza którego widać Morskie Oko i góry. To miejsce wiązało się z odczytaniem jego powołania kapłańskiego. „Początek” jest więc pracą, którą wykonałam, by spełnić wolę zaginionego.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Kościół jest dobry” to adwentowa akcja portalu Aleteia.pl. W czasie, gdy w naszej wspólnocie braci i sióstr wierzących doświadczamy tak wielu trudności, skandali i zgorszenia, chcemy pozostać przestrzenią, która nie zapomina o tym, co dobre i piękne w Kościele. To tu – mimo wszystko – płynie Źródło życia i nadziei. Na naszych stronach znajdziecie więc artykuły i historie o akcjach, wspólnotach, organizacjach i osobach świeckich lub duchownych, które – jak światła w świątyni – rozświetlają przestrzeń Kościoła.

„Artysta życia”, „Pasja życia”, „Uczucia kochane”, „Mistyczny”, „Eucharystyczny” to tytuły obrazów inspirowanych postacią ks. Krzysztofa Grzywocza. Powstały też szkice do jego myśli. Autorką prac jest malarka, dr hab. Marta Makarczuk, związana z Akademią Sztuk Pięknych w Krakowie.

Małgorzata Cichoń: Cenił wartość spotkania. W tym słowie odnajdował coś z „tkania”, wspólnego pochylenia się nad życiem. Tkanie to czynność twórcza, a ja mam nadzieję, że nasza rozmowa odsłoni ks. Krzysztofa Grzywocza w aspekcie jego zainteresowania sztuką. Pamięta pani wasze pierwsze spotkanie?

Marta Makarczuk: Najpierw usłyszałam ks. Krzysztofa przez pośrednictwo nagrań – pierwszej sesji, którą poprowadził w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie. Zainspirowana wrażliwością kapłana oraz wątkami związanymi ze sztuką, skontaktowałam się z nim telefonicznie. Umówiliśmy się na rozmowę o moich bieżących, duchowych sprawach.

Kiedy spotkaliśmy się w Opolu, zapytał, kim jestem i co robię. Żywo zareagował na fakt, że skończyłam malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. Odtąd spotkanie zyskało inne zabarwienie, bo z inicjatywy księdza poruszaliśmy też zagadnienia związane ze sztuką.

To było subtelne otwarcie naszej relacji na wspólną pasję. Potem, oprócz Opola, widzieliśmy się też w Krakowie na różnych wystawach. Był ciekaw ekspozycji czasowych, prosił, by go o nich informować.


c
Czytaj także:
Ks. Krzysztof Grzywocz: Bóg nie opuszcza ludzi mocno zranionych

Studiowała pani na ASP u prof. Stanisława Rodzińskiego, autora cenionych obrazów o tematyce pasyjnej. Jak doszło do poznania się obu miłośników sztuki?

Przywiozłam księdzu książki prof. Rodzińskiego. Były to eseje o sztuce, dziełach i twórcach, ale widziane z perspektywy malarza, a więc inaczej niż pisałby teoretyk. Ponadto teksty dotykały kwestii duchowości. Po zapoznaniu się z nimi, ks. Krzysztof był bardzo ciekaw profesora i chciał, bym ich umówiła.

Spotykaliśmy się zazwyczaj we troje, w pracowni malarza w Krakowie. Profesor oprowadził nas po niej, wyciągał z kątów obrazy i rozstawiał je po pracowni, pozwalał, by je dotykać i przyglądać się im w ciszy, a potem odpowiadał  na rodzące się pytania. Były to wizerunki Ukrzyżowanego, portrety, pejzaże, szkice…

Ks. Krzysztof cenił wrażliwość prof. Rodzińskiego. Charakteryzowało ich coś bardzo podobnego: wyczucie człowieczeństwa, dramatu, duchowości, z tym że kapłan operował słowem, a malarz kolorem, formą, pędzlem.

Pani prace też zyskały uznanie ks. Grzywocza. Zakupił jedną z nich i umieścił w wyjątkowym miejscu…

To był pierwszy obraz z cyklu 12 przedstawień „Nocy ciemniej św. Jana od Krzyża”. Część prac (związanych z nocą zmysłów) wykonałam jeszcze na studiach, a pozostałe, dotyczące nocy ducha, namalowałam po wysłuchaniu konferencji ks. Krzysztofa.

Pokazałam mu je, wymieniając się spostrzeżeniami. A potem rozmawialiśmy przez telefon i powiedział, że chciałby kupić u mnie ten jeden nieduży obraz, przedstawiający niebieską postać leżącą w mroku. Odebrał ode mnie pracę już oprawioną i… powiesił nad swoim łóżkiem. Właściwie kupił dwa moje obrazy. I drugi też zajął szczególne miejsce.

Co to za obraz?

Nieduże płótno, na którym namalowałam otwarte oko. Ks. Krzysztof powiedział, że kojarzy mu się ono z okiem Bożej Opatrzności i chciałby je umieścić nad wejściem do mieszkania. By było symbolem towarzyszenia Kogoś więcej, w czasie kiedy on rozmawia z ludźmi.

Podczas sesji o „Uczuciach niekochanych”, mówiąc o chroniącej nas roli wstydu, ks. Krzysztof odwoływał się do płótna Marca Chagalla „Czerwone Dachy”. Inspirował słuchaczy do spotkania z dziełem sztuki, by poprzez nie uchwycić myśl…

…i odnieść ją do codzienności. Na tym obrazie widać scenę, w której mężczyzna czyta z twarzy anioła, jak ma się zachowywać w odniesieniu do swojej małżonki – ich intymna relacja jest przez to jakby uświęcona. Anioł obrazuje obecność Boga.

Ks. Krzysztof często mówił za pośrednictwem jakiegoś obrazu albo wyrażał się w sposób plastyczny, aby treść była dla człowieka bliższa. Miał naprawdę dobre wyczucie tego języka.

Sztuka może nas odwołać do czegoś niematerialnego, niewidzialnego… Czym ona właściwie była dla kapłana?

Wrócę do obrazu z okiem. Podobny szkic wykonałam niedawno, ale teraz już świadomie namalowałam oko ks. Krzysztofa. Kiedyś zapytałam go wprost, czym dla niego jest sztuka. Powiedział, że „sztuka to widzenie”.

Całe jej bogactwo było dla niego bardzo ważnym czynnikiem, przez który widział świat i odczuwał drugiego człowieka. Ona pomagała mu spotkać się ze światem innej osoby. Ale jednocześnie dostrzegł w sztuce wartość, która pozwala dobrze nastroić człowieka i wskazać to, co brzmi w nim jeszcze fałszywą nutą.

Był więc ciekaw spotkania z człowiekiem za pośrednictwem różnych dzieł?

Ta ogromna otwartość i ciekawość ks. Krzysztofa na różne języki dzieł sztuki wynikała z tego, że bardzo chciał usłyszeć niepowtarzalny głos człowieka, także poprzez muzykę, teatr, malarstwo, film, literaturę, poezję.

Zwracał uwagę na nastrój dzieła. Można powiedzieć, że dzięki temu wszechstronnemu opatrzeniu i osłuchaniu poprzez dzieła sztuki miał niemal absolutny słuch. Wiele osób z różnych środowisk słuchając tego kapłana, mogło powiedzieć: „To jest o mnie”.



Czytaj także:
Przyjaciel o ks. Grzywoczu: „Uczył nas osobowej więzi z Panem Bogiem” [wywiad]

Wierzył, że Pan Bóg może przemówić do człowieka na wiele sposobów, także za pomocą sztuki?

I tu wracamy do kwestii spojrzenia, bo w sztukach plastycznych ks. Krzysztofa interesował w sposób szczególny problem obrazowania i obiektywnego spojrzenia na świat, człowieka i Boga. Wierzył, że w dziełach mistrzów zawarte jest nie tylko ludzkie spojrzenie, ale i miłosne spojrzenie Boga.

Jeden z jego ulubionych obrazów to „Powołanie św. Mateusza” Caravaggia. Jezus spojrzał na Mateusza z miłością i takie spojrzenie przemieniło życie. Ks. Krzysztof wybierał dzieła sztuki, które jednocześnie informują i formują człowieka od wewnątrz.

O znaczeniu spojrzenia ks. Krzysztof pisał w artykułach. Rozgraniczał je od oglądu. Spojrzenie to całościowe, harmonijne widzenie człowieka, pełne troski i szacunku, a ogląd – coś płytkiego i poniżającego drugą osobę. W spojrzeniu kapłan widział źródło wszelkiego dobrego działania i twórczości.

Myślę, że doświadczenie pokornego uczenia się z dzieł sztuki tych różnych spojrzeń dawało mu przestrzeń i wrażliwość do bezpośredniego spotkania z człowiekiem.

A inne ważne dla niego dzieła malarskie?

Obrazami – przewodnikami były dla niego: ikona koptyjska z VI-VII w. „Chrystus i św. Menas” (popularnie zwana ikoną przyjaźni), „Madonna Pielgrzymów” Caravaggia i fragment ołtarza w Osnabrück w Niemczech.

Ten ostatni obraz, namalowany przez XVI-wiecznego mistrza z Westfalii, przedstawia scenę przy stole, wokół którego siedzi Maryja z apostołami, a nad nimi jest gołębica trzymająca w dziobie Hostię.

Minęły ponad dwa lata, odkąd ks. Krzysztof zaginął w Alpach. Utrwala pani jego postać w obrazach i szkicach. Czy to próba pożegnania się z nim, a może szansa, by inni mogli go lepiej poznać?

Jestem malarką, przeżywam swoją codzienność i wszystkie wydarzenia niemal zawsze z pędzlem czy ołówkiem w dłoni. To jest mój język, bliższy niż słowo. Tak samo zareagowałam więc przy wydarzeniach związanych z zaginięciem ks. Krzysztofa.

Powstały obrazy, które pozwalały uporać się ze stratą, coś utrwalić czy też przekazać innym, umożliwiając duchowe spotkanie. Różne wątki i myśli wplatały się w proces malowania tych ponad 40 prac.

Wcześniej nie malowała go pani?

Nie było takiej potrzeby, mieliśmy dość częsty kontakt. Natomiast kiedy duchownego zabrakło – obraz umożliwiał „zapośredniczenie” jego obecności.

Mniej więcej 6 miesięcy przed swoim zaginięciem ks. Krzysztof poprosił mnie o obraz z perspektywą krzyża, zza którego widać Morskie Oko i góry. To miejsce wiązało się z odczytaniem jego powołania kapłańskiego. „Początek” jest więc pracą, którą wykonałam, by spełnić wolę zaginionego.

Z kolei szkice do jego myśli to pani dialog za pomocą obrazu?

Tak. Na co dzień prowadzę swój szkicownik, co jest naturalne u artysty. Gdy w tym roku ukazał się zbiór myśli „Spotkał. Spojrzał. Słuchał” i wydawca zostawił czytelnikowi sporo miejsca na osobiste notatki, to te puste strony zapisywałam moim językiem, za pomocą markera, cienkopisu, ołówka…

Powstało jak dotąd ponad 60 szkiców, będących odbiciem słów ks. Krzysztofa i tworzących nastrój do kontemplowania.

Jak scharakteryzowałaby pani piękno jego kapłaństwa?

W sposób niezwykle harmonijny łączył czułość i mądrość. Kiedy o tym myślę, mam przed oczyma obraz Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego”, gdzie ojciec przytula do siebie dorosłe dziecko dłonią kobiecą i dłonią męską, czułą i mądrą. To idealnie oddaje cechy ks. Krzysztofa.

W przestrzeń takiego kapłaństwa można bezpiecznie wejść i poczuć się jak w domu Ojca. Zresztą sam mówił, że kapłan powinien być domem, do którego inni mogą przyjść i poczuć się ciepło przyjętymi.

Był mistrzem „spo-tkania” – nici z różnych spotkań potrafił wpleść w swoją tkaninę. Dlatego była tak piękna?

A propos piękna. Bardzo mi pomaga zrozumieć, jak to funkcjonowało u ks. Krzysztofa, kiedy odwołam się do teorii piękna Rainera Rilkego, jednego z ulubionych poetów kapłana. Rilke był przez pewien czas sekretarzem słynnego francuskiego rzeźbiarza Augusta Rodina.

Przebywał na co dzień w tłumie jego rzeźb, widział pracę rąk mistrza rzeźby. I napisał też na jego temat książkę. Zadał w niej pytanie: „Czy rzecz może być piękna?”. Odpowiedział negatywnie. Stwierdził, że artysta może tylko znać pewne okoliczności i warunki, w których pojawi się piękno w rzeczach przez niego utworzonych. Bo rzeźbiąc czy malując, ma do czynienia tylko z powierzchnią.

Piękno jest czymś, co dochodzi później, ale czym jest – tak naprawdę nie wiemy. Podobnie możemy powiedzieć o ks. Krzysztofie, który był mistrzem stwarzania takich okoliczności i warunków, że piękno przychodziło i ogarniało (w połączeniu z prawdą i dobrem) wielu ludzi. Niezależnie, czy była to sesja, konferencja, spowiedź św., spotkanie indywidualne czy rodzinne. Jego postawa, gesty, spojrzenie, empatia to były te warunki, w których piękno mogło ogarniać człowieka.

„Spo-tkanie” to praca, na której namalowała pani siebie i ks. Krzysztofa, przy stole pełnym obfitości. Są tu m.in. arbuzy, ryby, skorupiak, książka Rilkego, a nawet biały kot… Co to oznacza?

Chciałam podkreślić różnorodność przedmiotów, którymi się otaczaliśmy w sensie dosłownym, ale i duchowym: obfitość spotkania, sytość, bogactwo duchowe. Jako malarz wizualnie staram się pokazać to, co niewidzialne.

Bo są takie spotkania, w czasie których na wiele godzin zapomina się o jedzeniu, gdy sama rozmowa człowieka wypełnia i syci…

Wydaje mi się, że ks. Krzysztof umiał rozpoznawać ludzkie „głody”: uwagi, spojrzenia, wysłuchania. Nieraz jedzeniem fizycznym próbujemy zaspokoić głody duchowe i psychiczne. Jemy dużo, ale to nie jest pokarm na „ten” głód. Bo brakuje np. głębszych relacji.

Jest w pani szkicowniku rysunek kościółka, w kontekście myśli ks. Grzywocza o ubóstwie, które „nie jest rezygnacją z posiadania, ale szkołą posiadania wszystkiego, co dane może być człowiekowi, aby urzeczywistnił siebie, swój pełny rozwój”.

Ubóstwo skupia na istocie. Pokazanie kościółka, a w nim Eucharystii, podczas której można przyjąć małą Hostię, jest czymś oczyszczającym. Ma się wtedy właściwy stosunek do wszelkich innych pokarmów. To Centrum, które pozwala nam wszystko uporządkować i rozwijać się ku Pełni.


KRZYSZTOF GRZYWOCZ
Czytaj także:
Ks. Krzysztof Grzywocz: Niósł Boga innym w sposób dyskretny, delikatny i pełen szacunku

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!