Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Sumienie kształtuje się w więzi. Jego istotą jest relacja, samotne, osobiste spotkanie z Bogiem – podkreśla o. Józef Augustyn SJ. W rozmowie z KAI o. Augustyn zwraca uwagę, że poczucie winy, od którego człowiek tak zawzięcie ucieka – jest czymś w gruncie rzeczy normalnym i potrzebnym. Zakonnik mówi również o tym, co sprawia, że nasze sumienie może się wypaczyć oraz – jak dbać o sumienie.
Poczucie winy
Maria Czerska, Katolicka Agencja Informacyjna: „Odeszłam z Kościoła i wreszcie pozbyłam się tego ustawicznego poczucia winy”. Takie wypowiedzi można w ostatnim czasie spotkać dość często. Czy to Kościół generuje poczucie winy?
O. Józef Augustyn SJ: Poczucie winy jest jednym z najtrudniejszych, ale i najbardziej fundamentalnych doświadczeń ludzkich. Wiąże się ono z sumieniem, żywym głosem, który mówi nam, co jest dobre, a co złe. „Sumienie to głos z głębin, już poza wolą i rozumem, którym egzystencja ludzka domaga się jedności z samą sobą” – powie Dietrich Bonhoeffer (Wybór pism, s. 198). Jest ono bezpośrednio związane z człowieczeństwem, jest jego integralną częścią. Głos sumienia jest głosem wewnętrznej wolności, doświadczeniem samoświadomości moralnej.
Głosu sumienia nie należy wiązać wyłącznie z bezpośrednim doświadczeniem religijnym. Dla osób, które Boga jeszcze nie znają, w głosie sumienia objawia się ludzka godność, prawość, czystość serca. Jeżeli pozostają one wierne swemu sumieniu – ono doprowadza ich do Boga. „Z wielkości i piękna stworzeń poznają przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13,5).
Wielkie wrażenie zrobiły na mnie wojenne wspomnienia Nikołaja Nikulina pt. Soldat, w których autor daje świadectwo prawości sumienia, gdy jako osiemnastolatek trafił na front w czasie II wojny światowej. Osaczony bestialstwem, wyuzdaniem i tchórzostwem postanowił trzymać się z dala od niegodziwości, złych ludzi, podejrzanych spraw i aktywnego udziału w brutalnym żołnierskim życiu. Autor nie powołuje się bezpośrednio na Boga, ale wszystko robi, by zachować prawość sumienia (odmawianie ateistom prawości sumienia nie jest uczciwe). Jeśli ktoś odchodzi z Kościoła i mówi, że pozbywa się poczucia winy, powstaje pytanie, z czego tak naprawdę czuje się zwolniony: z jakich przykazań, zobowiązań moralnych.
Osoba zrywająca swoje więzi z Kościoła może „łatwo” zwolnić się z nakazów i przepisów typowo kościelnych: zachowywanie postu piątkowego, uczestnictwa w niedzielnej mszy świętej, spowiedzi wielkanocnej itp. Powierzchowność duszpasterstwa przejawia się w tym, że przecenia się nakazy i zakazy ustanowione przez Kościół, a nie docenia się czy wręcz lekceważy się zasady moralne odnoszące się do miłości Boga i ludzi. Mam niekiedy wrażenie, że w nacisku duszpasterskim na „zewnętrzne” praktyki religijne bardziej chodzi o wiązanie wiernych z instytucją Kościoła, niż z Panem Bogiem.
Dekalogu nie stworzył Kościół. Otrzymał go Mojżesz na Górze Synaj w trzynastym wieku przed Chrystusem. Czy człowiek może zwolnić się z poczucia winy z powodu łamania przykazań: nie kradnij, nie oczerniaj, nie kłam, nie zabijaj? Albo z powodu łamania zasad moralnych, jakie obowiązują w relacjach rodzinnych, małżeńskich, przyjacielskich? Czy krzywda przestaje być złem moralnym, gdy człowiek wypisze się z Kościoła? Jeżeli ktoś liczy na to, że dokonując apostazji łatwo pozbędzie się wyrzutów sumienia na przykład z powodu zdrady małżeńskiej, aborcji, oszustw finansowych itp. to grubo się myli.
Wydaje się jednak, że w wielu ludziach zanikają dziś wyrzuty sumienia.
Sumienie nie jest ze spiżu, ale jest żywym „organizmem”, delikatnym jak cała nasza ludzka istota: ciało, psyche, dusza, umysł, duch. Troska o sumienie to nasze najważniejsze zadanie życiowe i nasza odpowiedzialność. „Nie mam już nic własnego. Bliscy umarli dla mnie – i ja dla nich umarłem. Ciało moje jest dla mnie od dzisiaj czymś obcym i bezużytecznym. Tylko duch mój i moje sumienie są dla mnie dalej drogie i ważne” (Sołżenicyn, Archipelag Gułag, t. I, s. 127) – wyznał Aleksander Sołżenicyn leżąc na zgniłej słomie łagrowej i rozmyślając o popełnionych wcześniej zbrodniach jako oficer Armii Czerwonej.
Nikt nie może się wyrzec odpowiedzialności za swoje sumienie, także dzieci, u których – w procesie wychowania - budzi się powoli i stopniowo odpowiedzialność moralna. Gdy dziecko postąpi wbrew swojemu sumieniu, potrzebuje wyznać przewinienie przed kochającą je osobą – mamą, tatą.
Kiedyś Kinga Maria Dunin, krytyczka literacka, napisała recenzję wywiadu, w którym pewien celebryta (nie będę go tutaj identyfikował) wspominał hippisowskie przygody z lat sześćdziesiątych zeszłego wieku: „seks w pociągu, seks w parku, seks w hotelu…”. Zadała mu pytanie: „A czy pan pomyślał o kobietach, które zostawiał w pociągach, w parkach, w hotelach?”.
Czy to ludzkie wyzbyć się poczucia winy, gdy wykorzystuje się bliźnich dla zaspokajania swoich najniższych namiętności? Trudno jest pielęgnować wrażliwość sumienia, gdy brakuje odniesień do zasadniczych norm moralnych wpisanych w nasze człowieczeństwo. Wszak jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Sumienie można w nas stępić, uśpić, znieczulić, ale nie można go nigdy zabić.
Sumienie
Czym jest sumienie? Czy sumienie pochodzi z nas, czy spoza nas? Czy ten głos jest głosem Boga?
Sumienie to najtajniejsze sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam na sam z Panem Bogiem – tak określa sumienie Katechizm (KKK 1776). Alfred Delp, niemiecki jezuita, skazany na karę śmierci za działalność konspiracyjną, czekając na wykonanie wyroku pisał do swojego chrześniaka: „Tu na bardzo wysokiej górze (…) ludzka i Boska samotność spotykają się w poważnej rozmowie”.
Oto sama istota sumienia: „spotkanie ludzkiej i Boskiej samotności” w poważnej rozmowie. Jeżeli mówimy, że sumienie jest „głosem Boga”, to trzeba nam pamiętać, że jest to „głos Boga żywego”, a nie mechaniczny dźwięk z playbacku. Sumienie nie jest więc instancją autonomiczną, niezależną od Boga. Sumienie pochodzi „z nas”, ponieważ jest trwałym darem Boga wpisanym w naszą ludzką naturę, jednocześnie spoza nas, ponieważ posiada odniesienie do odwiecznie żyjącego Pana. Sumienie zawiera jakby samą istotę naszego podobieństwa do Boga: wolność, odpowiedzialność, rozumność. Ewagriusz z Pontu, ojciec pustyni, w swojej antropologii podkreślał z naciskiem, że pomimo grzechu Adama natura człowieka nie przestała być dobra, a pokusy nie są zagrożeniem dla zbawienia, jeżeli człowiek słucha sumienia, „głosu Boga”.
A co się dzieje, kiedy nie słucha on „głosu sumienia”, lekceważy prawo Boże zapisane w nim?
Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w naszym życiu. Jesteśmy ludźmi ułomnymi i zdarza się nam nieposłuszeństwo Bożemu głosowi sumienia. A jakie są tego konsekwencje, wszyscy dobrze wiemy. Bóg grzechy przebacza, ale nie cofa konsekwencji grzechu. Cierpienia, które nas dotykają, to często owoc grzechu, własnego i innych.
Obecna wojna na Ukrainie z jej bezmiarem przemocy i śmierci to konsekwencja nieposłuszeństwa głosowi sumienia. I nie odnosi się to jedynie do wąskiej grupy ludzi, którzy rozpętali wojnę, ale setek tysięcy, milionów ludzi, którzy wykonują zbrodnicze rozkazy, popierają i finansują wojenne działania. Głównym źródłem nieszczęścia całej ludzkości było, jest i będzie nieposłuszeństwo sumieniu.
Oczywiście nie każde łamanie głosu sumienia rodzi aż tak tragiczne konsekwencje. Usiłujemy nieraz nasze sumienie ignorować, lekceważyć, zagłuszyć, żyjąc tak, jakby go nie było. W danym momencie może się wydawać, że nie ma problemu. Ale wszystko do czasu. Nie każda trucizna przynosi natychmiastową śmierć, niektóre działają z opóźnieniem.
Świadomość zmarnowanego życia to gorzka konsekwencja lekceważenia sumienia. To, co mówi każdemu z nas sumienie, potwierdza też Słowo Objawione: „Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię” (Pwt 28,15-16). Oto konsekwencja lekceważenia głosu Bożego w nas.
Jakie jest w tym kontekście znaczenie wyrzutów sumienia?
W gruncie rzeczy cierpienie z powodu wyrzutów sumienia jest dobre, jak dobry jest ból fizyczny, gdy sygnalizuje nam chorobę. To właśnie ów ból motywuje nas, by iść do lekarza, szukać pomocy. Narastanie bólu to zwykle sygnał narastającego zagrożenia dla życia. Prowadząc rekolekcje ignacjańskie często byłem świadkiem budzenia się uśpionego sumienia pod wpływem medytacji Słowa Bożego. Dla wielu rekolektantów było to doświadczenie bardzo bolesne, ale jednocześnie dające nadzieję, radość.
Brak wyrzutów sumienia
Czy zatem brak wyrzutów sumienia winien nas niepokoić?
Osobiście nie wierzę, by osoby, które postępują wbrew sumieniu, łamią fundamentalne prawa moralne, krzywdzą innych, stosują przemoc nie miały żadnych wyrzutów sumienia. Mają, tyle, że nie chcą ich nawet zauważyć, fałszywie je interpretują. Morderca, którzy nie przyznaje się do zbrodni, przerzuca winę na swoją ofiarę. Wielu ludzi uważa, że sumienie im nic nie wyrzuca. Ale to ich subiektywne odczucie ich nie usprawiedliwia (por. 1 Kor 4,4). Ostatecznie człowieka sądzi sam Bóg.
„Wyrzuty sumienia” przybierają niekiedy zdegenerowaną postać: drażliwości na swoim punkcie, niezdolności przyjmowania krytyki, agresji wobec innych, cynicznego zachowania wobec ludzi prawych. Wielcy święci bywają traktowani w swoich środowiskach, także kościelnych, nieraz w sposób brutalny. Polecam w tym miejscu książkę o ojcu Pio Luigim Peronim. Spotkałem się też ze zjawiskiem nieludzkiego rygoryzmu moralnego duchownych, którzy sami prowadzili niemoralne życie. To swoiste przeniesienie „zdławionych” wyrzutów sumienia na „cudzy” teren.
Przychodzi mi tutaj na myśl książka Jonathana Littella Łaskawe. To opowieść o gestapowcu Auem, który uczestniczył zbrodniach niemieckich. Książka dobrze oddaje stan sumienia zbrodniarza, który nie odczuwa wyrzutów sumienia. Mówi, że taka była po prostu jego praca, wykonywał „jedynie” rozkazy i nie czuje żalu: „Mogę was zapewnić, że do samego końca [moje wspomnienia] będą wolne od wszelkiej skruchy. Nie żałuję niczego: taką miałem pracę i już” (Jonathan Littell, Łaskawe, Kraków 2008, s. 11) – zapewnia. Ale nieco dalej mówi, jakby wbrew sobie: „Wojna poczyniła we mnie wielkie spustoszenia – już tylko gorycz i długotrwały wstyd zgrzytały we mnie jak piasek między zębami” (s. 18). „Gdyby kiedykolwiek udało się wam doprowadzić mnie do płaczu, moje łzy byłyby żrące jak kwas” (s. 23). Powieść jest doskonałą anatomią duszy zbrodniarza, który do popełnionych zbrodni się nie przyznał.
Każde zło popełniane cynicznie wżera się w ludzką osobowość. Czasem widać je na twarzy. Przykłady wojenne, które tu przytaczamy, są „w pewnym sensie” ekstremalne, ale tylko „w pewnym sensie”. Są one wyraziste i dobrze pokazują samą istotę zła. Ale zło jest jedno. To samo zło i ta sama degeneracja sumienia, choć w innym wymiarze, mają miejsce w polityce, w rodzinach, gabinetach, kuriach, kancelariach itd. Zawsze wydają one gorzkie owoce ludzkiej krzywdy, przemocy, manipulacji, poniżenia itp.
Żyć w pokoju serca
Chyba jednak nie chodzi o to, żebyśmy żyli w ustawicznym poczuciu winy, ale raczej w radości, w pokoju serca? Co więc możemy zrobić z naszymi wyrzutami sumienia?
Sami nie uwolnimy się od poczucia winy, ponieważ nie mamy żadnej władzy nad popełnionym grzechem. Człowiek jest wolny i może grzech popełnić, ale potem traci już nad nim władzę. Co więc można zrobić? Powierzyć się Bogu wraz z popełnionym grzechem z całym zaufaniem. „Moją ofiarą jest duch skruszony, pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz” (Ps 51,19). Tylko szczera skrucha przed Panem może ukoić ból zranionego grzechem sumienia.
Ciężkie wyrzuty sumienia, które nie zostają oddane Panu Bogu, przybierają postać „śmiertelnej choroby duszy”. Jest to syndrom Judasza. To nie zdrada była przyczyną jego samobójczej śmierci, ale tragiczne zamknięcie na Boga, demoniczny upór, który nie pozwolił mu uznać grzechu i wyznać go przed Bogiem. Właśnie dlatego poszedł i powiesił się.
„Jeżeli zachowasz, Panie, pamięć o grzechach, Panie, któż się ostoi. Ale u Ciebie jest łaska i przebaczenie” (Ps 130,3-4) – oto modlitwa w chwilach wyrzutów sumienia. Wyrzuty sumienia są ważne; one sygnalizują nam, że sami o własnych siłach nie poradzimy sobie z naszą nieprawością. Winniśmy więc z pokorą przyjmować je i stawać z nimi przed Panem. „Jeżeli nasze serce nas oskarża, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1J 3,20). Oto lekarstwo na poczucie winy, oto źródło ukojenia dla udręczonego sumienia. Poczucie winy jest dobrym znakiem: nasze sumienie żyje, pracuje. Ono prosi o Lekarza i lekarstwo: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają” (Łk 5,31).
Trzeba uczyć się znosić napięcia związane z poczuciem winy. Nasze szukanie komfortu psychicznego wynika nieraz z fałszywego pojęcia szczęścia. Szczęście jako takie – jak mówi Victor Emil Frankl – nie istnieje. Ono jest rezultatem zaangażowania w dzieło większe od nas samych (Człowiek w poszukiwanie sensu, s. 19). „Trzeba słuchać, co nam podpowiada sumienie i realizować jego nakazy zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą” – oto droga do szczęścia według Frankla. Chwile dyskomfortu, frustracji są czymś naturalnym. Dla ludzi prawego sumienia są impulsem do szukania Boskiego miłosierdzia, do wewnętrznego zaangażowania „w dzieło większe od nas samych”.
W naszych niepokojach sumienia, które dręczą nas nieraz latami, ostatecznym ratunkiem jest powrót do istoty sumienia: do spotkania naszej ludzkiej samotności z samotnością Boga. To nie my, siłą naszej woli, uwalniamy się od dręczących nas niepokojów. Zostajemy uwolnieni przez Boga mocą Jego łaski.
Zgorszenie
Na czym polega problem zgorszenia w kontekście sumienia? Czy ktoś z zewnątrz może nam zepsuć sumienie?
Uleganie zgorszeniu „od zewnątrz”, pod wpływem złego przykładu innych, ma zawsze charakter osobistego odstępstwa, niewierności, zwątpienia w Boży głos sumienia. Zwykle dokonuje się ono w kontekście nacierających „od wewnątrz” namiętności i pożądań. Nikt z zewnątrz nie może zepsuć naszego sumienia. Nie ma przecież dostępu do owego „wewnętrznego sanktuarium”, którym jest sumienie, miejsce spotkania z Bogiem. Zwątpienie w głos sumienia pod wpływem złego przykładu innych ma nieraz miejsce wtedy, gdy zostaje osłabiona lub zerwana więź z Bogiem.
Odchodzenie od Kościoła, a tym bardziej rezygnację z wiary w Boga pod wpływem złego przykładu księży, można odczytać jako naszą duszpasterską porażkę: bardziej wiązaliśmy ludzi z instytucją Kościoła, niż bezpośrednio z Chrystusem. Wierni związani głęboką osobową więzią z Panem, widząc zły przykład pasterzy, nie tylko nie rezygnują z Kościoła, ale przeciwnie – czują się przynagleni do większej wierności i ofiarniejszej służby Bogu i ludziom w Kościele. Cudze grzechy nie mogą zakwestionować mojej wierności Kościołowi, choć mogą naznaczyć ją bólem.
A gorszenie dzieci?
Tu rzecz ma się nieco inaczej, ponieważ dzieci nie posiadają autonomii sumienia. Kształtuje się ono poprzez relacje z osobami, którym one ufają. Przyjmują one świat wartości duchowych i moralnych od ludzi, z którymi są związane, podobnie jak przyjmują ich miłość, akceptację, dobroć. Sumienie matki, ojca jest lustrem dla kształtującego się sumienia dziecka. Jezus z całą gwałtownością potępia gorszycieli dzieci. Mówi, że byłoby lepiej, gdyby gorszycielowi zawieszono u szyi kamień młyński i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych (por. Łk 17,2).
Jak dbać o sumienie: 5 podpowiedzi
Jak dbać o sumienie?
Po pierwsze – spotykać się z Bogiem w sanktuarium swojego sumienia. Dbać o chwile cieszy, skupienia, bezpośredniej rozmowy z Bogiem.
Po drugie – nie lekceważyć żadnego wyrzutu sumienia, ale stawać ze skruszonym sercem przed Panem.
Po trzecie – nie zadawać się z ludźmi nieprawego sumienia. Troska o sumienie wymaga wysiłku, duchowej walki, rozeznania, mądrości, odwagi, nierzadko także cierpienia. Aby obronić swoje sumienie, trzeba niekiedy narazić się ludziom nieprawym, odmówić uczestnictwa w ich niecnych zamiarach.
Najlepszą formą troski o swoje sumienie jest codzienna medytacja Słowa Bożego. Ono jest jak miecz obosieczny, oddziela dobro od zła (por. Hbr 4,12).
Dobrą praktyką, która pomaga podtrzymać czyste sumienie, jest codzienny rachunek sumienia. Nie chodzi w nim jedynie o rachowanie grzechów, ale bardziej o „rachowanie miłości”, darów Bożych. Duch wdzięczności demaskuje ducha nieprawości.
Rachunek sumienia
Ignacjański rachunek sumienia wielu ludziom może wydać się zbyt trudną propozycją. Jak zatem zacząć? Co radziłby ojciec osobom zabieganym, które stawiają pierwsze kroki na drodze duchowości?
Trudno proponować ignacjański rachunek sumienia osobom, które nie odmawiają nawet codziennego pacierza. Jak zacząć? Tak, jak zaczynali nasi rodzice, dziadkowie – od pacierza rannego i wieczornego, odmawianego uważnie. A jeżeli nasze pragnienie Boga będzie trwałe i szczere, On sam nas dalej poprowadzi.
Jeżeli ktoś nie modlił się latami, może zacząć od znaku krzyża świętego rano i wieczór, Ojcze nasz, Zdrowaś, Mario, Aniele Boży. Odmawiać te piękne i proste modlitwy uważnie, powoli, jak dzieci. Gdy uczymy się codziennej modlitwy, potrzebna jest nam prostota i pokora dziecka.
Pani mówi o ludziach zabieganych. To chwytliwe hasło. Ale wokół czego zabieganych? Oto pytanie. Może trzeba by mówić raczej o ludziach żyjących chaotycznie. Wszyscy mamy 24 godziny na dobę i ani sekundy więcej. Narzekanie na brak czasu bywa formą wybielania swojego nieczystego sumienia. Podstawą życia duchowego jest pragnienie życia oddanego Bogu i ludziom. Jeżeli ono jest, czas się znajdzie, choćbyśmy mieli tysiąc spraw na głowie.
Jak uczyć dzieci rachunku sumienia?
Trzeba z dziećmi modlić się codziennie. Budowana więź miłości, zaufania, daje rodzicom setki okazji do tego, by uwrażliwiać je na obecność Boga, szacunek, życzliwość, współczucie w relacji z bliźnimi. Dyskretne podpowiedzi w czasie wspólnej modlitwy typu: „podziękujmy teraz Jezusowi w chwili ciszy… przeprośmy Go… prośmy Go…” może być najlepszą formą rachunku sumienia. To mama i tata winni najpierw uczyć dzieci rachunku sumienia, nie księża.
Podawane dzieciom przez księży, katechetów katalogi grzechów bywają kontrowersyjne, szczególnie wtedy, gdy nie wyczuwają oni potrzeb dzieci, ich stanu emocjonalnego, moralnego, stopnia rozwoju. My, księża, winniśmy podpowiadać rodzicom, jak winni dbać o własne sumienie, kładąc im na serce, by oni dbali o sumienia swoich pociech.