separateurCreated with Sketch.

Nasze dzieci na mszy świętej. Co robimy, by było spokojnie? Oto kamienie milowe

dzieci na Mszy
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 06.11.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W naszej parafii msza z udziałem dzieci jest o 11.30. Mamy sporo czasu rano i jest to inny czas niż w dni powszednie. Jest wspólne śniadanie, bycie ze sobą, patrzenie w oczy, brak bajek, telefony gdzieś z boku. Taki czas sprawia, że dzieci lepiej przeżywają mszę.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Msza z dziećmi: nasze kamienie milowe

Nasze pierwsze msze z dziećmi były trudne. Na bieżąco szukaliśmy rozwiązań, by na Eucharystii nie tylko być i pilnować maluchów, ale też jednak uczestniczyć w modlitwie. Nie zawsze się dało, ale droga, jaką przeszliśmy, jest bezcenna. I nie są to epokowe odkrycia, ale dość zwyczajne sposoby, które u nas zadziałały.

Dziś nasze trzy panny – 7-latka, 5-latka i 3-latka – nudzą się podczas mszy, jak chyba każde dziecko w tym wieku. Ale z drugiej strony wiedzą, że dla nas, rodziców, to nie jest godzina do odstania, tylko najważniejszy czas w tygodniu. A z tą wiedzą i paroma innymi “punktami programu” nieco łatwiej im wytrwać we względnym spokoju.

Oto nasze kamienie milowe, które pomogły po drodze:

1Dziecko nie w centrum uwagi

Na początek uwaga ogólna. Mimo absorbującej postawy naszych maluchów, żadną miarą nie chcieliśmy ulec myśleniu, że na mszy z udziałem dzieci najważniejsze są dzieci. Kiedy się to czyta, można się oburzyć – przecież to oczywiste, że najważniejszy jest Bóg…

W praktyce niekoniecznie. Kiedy więc myślimy o naszym podejściu do zjawiska pod tytułem “dzieci na mszy”, przypominamy sobie, że taki sposób myślenia o tej niedzielnej modlitwie był dla nas fundamentem – Bóg w centrum.

Mieliśmy mocne przekonanie, że jeżeli nie stracimy z oczu tego, co realnie dzieje się na mszy świętej, to nic nie będzie nam straszne. Nawet jeżeli dzieci dawały swoją postawą w kość, staraliśmy się pamiętać o tym, że to jednak nie one są tu najważniejsze. To był dla nas punkt wyjścia.

Czy to był jakiś złoty środek na skupienie podczas mszy? Oj, nie zawsze. Bywało bardzo źle. Bywały awantury. Ale ciągle był też ten właśnie punkt odniesienia, do którego wracaliśmy i wracamy.

2Przed niedzielą jest sobota

A teraz nieco bardziej praktycznie. Musieliśmy sobie uświadomić powyższy truizm w kontekście niedzielnej Eucharystii. U mojej żony wciąż żywe jest wspomnienie dziadka, który w sobotę wieczorem miał gotowe ubranie i wypastowane buty. Do tego poziomu jeszcze nie dotarliśmy. Ale widzimy zbawienne skutki położenia siebie i dzieci w sobotę wieczorem o w miarę normalnej porze.

W naszej parafii msza z udziałem dzieci jest o 11.30. Mamy sporo czasu rano – o ile nie wstanie się o 10.30. Ten poranny czas jest inny niż w dni powszednie. Jest wspólne śniadanie, bycie ze sobą, patrzenie w oczy, brak bajek, telefony gdzieś z boku. Staramy się tego pilnować.

Staramy się też wyjść na tyle wcześnie, by być w kościele 10 minut przed mszą. Na nasze dzieci to dobrze działa. Wycisza je i daje się oswoić z wnętrzem kościoła, przypomnieć sobie specyfikę miejsca. Jeżeli w tym wszystkim uda się uniknąć pośpiechu i nerwowości, mamy dużą pewność co do tego, że to będzie czas modlitwy, a nie negatywnych emocji.

3Czytania mszalne poznajemy wcześniej

Najczęściej jest tak, że opisany wyżej niedzielny poranek jest też czasem wsłuchania się w niedzielne czytania. Uściślając, wsłuchujemy się my, dorośli, by potem porozmawiać z dziećmi.

Wersje audio czytań, rozbrzmiewające w trakcie przygotowania śniadania, to nasz mały niedzielny rytuał. Zdarza się, że potem wymienimy między sobą parę zdań o tym, jak przełożyć Ewangelię na nasze codzienne sytuacje rodzinne i materiał do śniadaniowej rozmowy z dziećmi gotowy.

Ostatnio, gdy mieliśmy Ewangelię o faryzeuszu i celniku, mogliśmy porozmawiać o tym, że zdarza nam się wywyższać nad innych i uważać się za lepszych. Widzieliśmy to w swojej małżeńskiej relacji i w kłótniach między dziećmi. Ewangelia pięknie się w to wpisała.

Co ważne, nie prawimy dzieciom kazań. Staramy się być naturalni, bo nasze dziewczyny z łatwością wyczują każdy fałsz i katechizowanie na siłę. Dzielimy się swoim odbiorem Ewangelii – co najczęściej już uruchamia dzieciom analogie do ich życia – i pytamy je, jak to widzą.

To działa, angażuje i zostawia ślad, który często odzywa się w czasie odczytywania tego samego fragmentu Ewangelii już na mszy.

4Spowiedź, taca, podniesienie, komunia

Ta wyliczanka to momenty mszy świętej, które są dla naszych dzieci ważnymi punktami odniesienia – pewnymi checkpointami. Nie było tak, że wypisaliśmy sobie listę takich elementów i tłumaczyliśmy je dzieciom. One pojawiały się naturalnie i równie naturalnie rodziły się pytania o nie – może z wyjątkiem podniesienia.

Pojawia się tu spowiedź, bo nieraz trudno nam o nią poza niedzielną wizytą w kościele. Osobiście jestem uprzedzony do łączenia uczestnictwa w Eucharystii z sakramentem pokuty, ale kiedy nie ma wyjścia, to nie ma.

Plusem jest widok spowiadających się rodziców, bez którego o wiele trudniej byłoby pokazywać dzieciom tę przestrzeń naszego życia sakramentalnego. A dzięki temu patrzą i wiedzą, że spowiedź jest dla rodziców czymś oczywistym i ważnym.

O tacy chyba nie ma co pisać. Dzieci to kochają, a nasza najmłodsza podparła ostatnio chęć złożenia ofiary stwierdzeniem, że Pan Jezus lubi, jak wrzucamy pieniążki do koszyka…

Podniesienie nie jest łatwym momentem, bo nasze dzieci miewają poważne problemy z klękaniem. Podejrzewamy, że jako dorosłe będą postulowały ujednolicenie postaw mszalnych. Niemniej wiedzą, że ten moment jest ważnym punktem Eucharystii.

Zostaje komunia, do której zawsze chcą iść z nami. Nawet jeśli akurat są naburmuszone, nie wyobrażają sobie innego scenariusza. To dla nas budujące i budzi w nich tęsknotę za ich własnym przystępowaniem do Komunii. Można więc chyba powiedzieć, że efekt jest.

5Reszta tygodnia: równie ważna

Zakończę jak zacząłem – pewną ogólną uwagą. Podstawą do dbania o w miarę dobre uczestniczenie naszych dzieci we mszy świętej jest budowanie z nimi relacji na co dzień. Mamy słabszy moment? Emocje wzięły górę? Jakieś priorytety niespodziewanie zmieniły kolejność na niewłaściwą? Przepraszamy za to i siebie jako małżonkowie, i nasze dzieci.

Pojawiają się konflikty między dziećmi? Umiejętnie w nie wkraczamy albo – jeśli widzimy, że tak będzie lepiej – nie wkraczamy. Dziecko przychodzi, ma sprawę lub zaprasza w swój świat? Nie marnujemy takich okazji!

Oczywiście skuteczność nie jest stuprocentowa. To normalne, że mamy słabsze dni, nie wyłączając słabszych niedziel, ale to nie powód, by się zniechęcać.

Słyszymy nieraz w kościele, że niedzielna Eucharystia ma promieniować na cały tydzień. Chcemy brać w niej udział na poważnie i w gronie najbliższych, więc o tych najbliższych dbamy przez cały tydzień właśnie.

Dzieje się tak m.in. dlatego, że chcemy stanąć na mszy świętej w jedności, ale też dlatego, że poprzedniej niedzieli tak właśnie przed Bogiem stanęliśmy i ta Eucharystia dała nam siłę. Boże koło się zamyka i niech tak zostanie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.