separateurCreated with Sketch.

Walentynki: literatura chrześcijańska czy erotyk?

romantyczna literatura chrześcijańska
Z dużym niesmakiem czytam książki w których każda – nawet pierwsza – randka kończy się w łóżku. A przecież nie muszę tego robić. Jeśli chodzi o miłosną literaturę, na polskim rynku wydawniczym mamy naprawdę wiele jeszcze nieodkrytych skarbów!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Międzynarodowy Tydzień Małżeństwa trwa. W całej Polsce pojawia się wiele inicjatyw, w których w dniach 7-14 lutego można wziąć udział. Stacjonarnie, online – według potrzeb, możliwości i uznania. Akcja kończy się w walentynki, w związku z czym we mnie rodzi się zupełnie inna przestrzeń. Dotycząca literatury, a konkretnie tej, której tematem jest miłość. A jej nie sposób zamknąć w jakiekolwiek czasowe ramy.

Od lat jestem zawziętym książkoholikiem i przyznam, że moje przygody z literaturą przybierały różne barwy. Dziś bardzo starannie i świadomie dobieram pozycje, które czytam. Robię to z różnych względów. Ważne, że to, co przez ostatnie lata odkrywam, daje mi dużo radości, wolności i spełnienia.

Od lat nie czytam erotyków, choć to właśnie ten gatunek jako pierwszy kojarzy się z miłością romantyczną. Jednak powiedzmy sobie szczerze: dobrze napisany erotyk działa na wyobraźnię – wszak taki jest cel dobrej literatury. We mnie natomiast obrazy, które widzę (nawet oczami wyobraźni), działają bardzo mocno, silnie i przez długi czas. A ja nie chciałabym w każdym napotkanym mężczyźnie widzieć bohatera takiej powieści. Nie chciałabym też, by opisy ostrych scen erotycznych wkradły się w moje życie małżeńskie.

Czasem naprawdę warto przyjrzeć się i zastanowić czy to, co czytam, wywołuje dobro, czy może skutecznie je we mnie zagłusza? Tak, wiem – każdy z nas jest inny. Wydaje mi się jednak, że pewnych rzeczy możemy – przez długi czas – sobie nie uświadamiać.

Literatura obyczajowa ma to do siebie, że obyczaje bywają różne. Choć żyjemy w kraju, w którym spory odsetek ludzi zawiera małżeństwo w kościołach, to wielu nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi i mocy tego sakramentu. Wielu też nie bierze na barki konsekwencji swoich wyborów. Tacy ludzie potrafią wstać rano z małżeńskiego łóżka i bez oporów stwierdzić, że już kogoś nie kochają, że czas się wyprowadzić i poszukać szczęścia gdzie indziej. Niestety taki obraz kreują też powieści pisane m.in. przez polskich autorów.

Z dużym niesmakiem czytam o tym, jak to każda randka (nawet pierwsza!) musi zakończyć się w łóżku. Przy czym oczywiście całemu zdarzeniu towarzyszą bajkowe emocje. Ale zakończenia pt. „żyli długo i szczęśliwie” brak. A to dlatego, że za chwilę pojawia się kolejny bohater, kolejna randka uwieńczona szybkim seksem bez zobowiązań. Chłoniemy takie obrazy z telewizji, książek, otoczenia. W efekcie przestają nas dziwić, istnieć w naszych głowach jako coś moralnie złego i niesmacznego.

Kiedy pierwszy raz trafiłam na jakieś inne ukazanie miłości w powieściach, byłam totalnie zaskoczona. Ale nie faktem, że takie publikacje powstają. Literaturę chrześcijańską znałam od lat, choć niestety wyłącznie w wydaniu amerykańskim. Dlatego gdy zaczęły trafiać do mnie powieści polskich autorów, bardzo się ucieszyłam! I stwierdziłam, że mamy na polskim rynku wydawniczym naprawdę wiele nieodkrytych skarbów!

romantyczna literatura chrześcijańska

Małgorzata Lis, Magdalena Mikutel, Robert D. Fijałkowski, Beata Agopsowicz, Katarzyna Targosz, Emilia Litwinko, ks. Marek Chrzanowski FDP – to pierwsze nazwiska, które z automatu pojawiają się w mojej głowie, gdy myślę o wartościowych powieściach o miłości. Co jednak oznacza dla mnie słowo „wartościowe”?

Nie chodzi o słodkie i przerysowane opowieści o sielskim życiu, bez trudności i zawirowań. W wartościowej literaturze nie znajdziemy nierealnych historii i magicznego podejścia do sakramentów w stylu: jak jest kościelny ślub to zaklepane u Pana Boga, że nie będzie w małżeństwie problemów. To opowieści o walce o głębokie i dające trwałe poczucie szczęścia relacje. Nie takie, które są tylko chwilowym uniesieniem. Owszem, pojawiają się w nich zdrady, ale nie jako kolejna rozrywka, tylko jako prawda o tym, czym są, czyli zadawaniem śmierci zaufaniu, relacji, ale i rodzinie.

Te książki pokazują, że życie nie jest do końca takie, jak kreuje je świat. Że można spojrzeć na nie nieco inaczej. Nie każda zdrada prowadzi do rozwodu, ale też żadna nie jest dziełem przypadku. Nie wszyscy mieszkają ze sobą przed ślubem i nie każdy musi zgadzać się na konkubinat. Rozwód jest trwałym i nieodwracalnym ciosem zadanym nie tylko współmałżonkowi, ale i dzieciom. W Polsce żyje wiele rodzin, które trwają mimo kryzysu, stawiając na walkę o relację, kierując się katolickimi wartościami i opierając na przysiędze złożonej przed Bogiem. Te powieści pokazują to pięknie, głęboko i wciągająco.

Możemy czytać byle co, pochłaniając kolejne obrazki niemoralnego prowadzenia się. Możemy też wybrać coś, co będzie dobre, ale sprzeczne z naszymi wartościami. Albo... zdecydować się na lepsze, bo zarówno wciągające i intrygujące, jak i pokazujące, że można żyć blisko Pana Boga i szczerze kochać drugiego człowieka pomimo piętrzących się trudności. Po dobrą literaturę warto sięgać nie tylko w lutym…