Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiepski przykład z domu
Mam na imię Adam. Urodziłem się w grudniu 1970 r. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, choć moi rodzice nie należeli do tzw. idealnych małżeństw. Im byłem starszy, tym częściej dochodziło między nimi do kłótni, po których następowały długie okresy tzw. „cichych dni”.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie potrafią ze sobą rozmawiać, gdzie podziała się ich miłość?
W tym czasie obiecywałem sobie, że moje życie będzie wyglądało zupełnie inaczej i choć nie miałem wzorców prawdziwej głębokiej miłości między mężem i żoną, to wydawało mi się, że wiem, jak to zrobić.
„Oniemiałem z wrażenia”
Po zawodzie pierwszej miłości, byłem przybity. Po jakimś czasie otrząsnąłem się z moich przeżyć i zacząłem spotykać z innymi dziewczynami, żeby zapomnieć o pierwszym uczuciu.
Trwało to może dwa lata, jednak wszystkie związki nie były w stanie zastąpić tego uczucia pierwszej miłości. Mogę sparafrazować przysłowie „pierwsza miłość nie rdzewieje”. Byłem przekonany, że to prawda.
Był styczeń 1993 r. i wracałem z pracy autobusem. Było w nim niewiele osób. Usiadłem i kątem oka zwróciłem uwagę na siedzącą przede mną dziewczynę. Jak to się mówi „wpadła mi w oko”.
Do miejsca, w którym miałem wysiadać pozostały jeszcze dwa przystanki. Pomyślałem sobie, że jeśli na najbliższym przystanku ta dziewczyna nie wysiądzie, to zaproponuję jej spotkanie. Nie wysiadła – podszedłem do niej i powiedziałem: „Mam na imię Adam. Nie gniewaj się, zwykle tego nie robię, ale chciałbym spotkać się z tobą i zaprosić cię na drinka”.
Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna się zgodziła. Umówiliśmy się za dwa dni pod restauracją. Wtedy oczywiście sądziłem, że będzie to kolejny przelotny związek. W dniu spotkania, gdy zobaczyłem Asię, oniemiałem z wrażenia.
„Asia była dla mnie darem od Boga”
Dopiero teraz w pełni zobaczyłem, jak jest piękna. Nie wiem nawet kiedy upłynął nam wieczór. Rozmawialiśmy za sobą tak, jakbyśmy znali się od dawna. To było niesamowite, ona mnie zafascynowała swoją osobowością i urodą. Nie potrafiłem doczekać się kolejnych spotkań. Po prostu zakochałem się, choć wydawało mi się to niemożliwe.
W moim życiu rozpoczął się nowy etap. Zacząłem niesamowicie kochać, myślałem, że nie można kochać bardziej niż pierwszą miłością, a jednak na szczęście się myliłem. Moja miłość z każdym dniem rozkwitała, obficie podlewana miłością Asi, która nie kryła swoich uczuć do mnie i doskonale potrafiła je okazywać.
Ja po prostu nie mogłem uwierzyć w to co dzieje się z moim życiem i wtedy zrozumiałem czyja to zasługa. Asia była dla mnie darem od Boga.
Po niecałych dwóch latach naszego szczęśliwego związku pobraliśmy się.
Wkrótce pojawił się pierwszy syn, a my cieszyliśmy się szczęściem, którego nic nie było w stanie zakłócić. Po upływie kolejnych pięciu lat w naszym życiu pojawił się drugi syn, który dołożył do naszej rodziny jeszcze więcej szczęścia i miłości.
„Zapomniałem o otrzymanym «prezencie»”
Mijały kolejne lata, w ciągu których przyzwyczaiłem się do szczęścia rodzinnego i powoli zacząłem traktować je jako oczywistość, zapominając, od kogo to szczęście otrzymałem. W moje życie wkradła się rutyna. Żona wielokrotnie próbowała odbudować naszą relację, aby w naszym związku ponownie zapłonął gorący płomień miłości. Prosiła o niewiele: wystarczył jakiś wspólny spacer, przytulenie, miła rozmowa niekoniecznie o problemach dnia. Ja jednak zapatrzony w materialną stronę życia, zawsze znajdowałem wymówkę, aby uniknąć spełniania tych próśb.
Uważałem, że są ważniejsze sprawy i choć ciągle bardzo ją kochałem, wydawało mi się, że okazywanie miłości jest po prostu zbędne, bo skoro jesteśmy ze sobą 25 lat, to oczywiste jest, że się kochamy.
Zapomniałem już o otrzymanym „prezencie” i zamiast codziennie go pielęgnować, dbać o niego i podlewać jak piękny kwiat, po prostu „wrzuciłem go do szafy” z przekonaniem, że już zawsze będzie należał do mnie.
W pewnym momencie w naszym życiu zaczęły pojawiać się problemy finansowe i to skupiło całą moją uwagę. Wtedy zupełnie przestało mnie obchodzić, co czuje moja żona, liczyłem się tylko ja i pieniądze.
Kubeł lodowatej wody
Pewnego dnia zauważyłem zaparkowany gdzieś na uboczu samochód Asi w miejscu, w którym nikogo nie było.
Zastanowiło mnie to i postanowiłem zadzwonić do niej i zapytać gdzie jest. Po rozmowie byłem pewien, że mnie okłamuje i uświadomiłem sobie, że może mieć romans. Ten moment był dla mnie jak kubeł lodowatej wody. Czekałem przy aucie na powrót Asi w przekonaniu, że mnie zdradza. Ten czas oczekiwania był nie do zniesienia. Wkrótce potwierdziły się mojej podejrzenia. Byłem totalnie załamany jak wtedy gdy rozstawałem się z pierwszą miłością. Wszystkie te negatywne uczucia zalały mój umysł i serce.
Asia starała się mnie uspokoić i wytłumaczyć co się stało. Zapewniała, że on jest jej kolegą z dzieciństwa i spotykała się z nim, by porozmawiać o życiu, problemach, bo ze mną było to już niemożliwe. Mówiła, że nic bliższego ich nie łączy. W tamtej chwili bardzo chciałem jej uwierzyć i postanowiłem zmienić swoje podejście do naszego związku.
Zrozumiałem, że to ja nie dotrzymałem składanych jej obietnic, to dla mnie wszystko stało się ważniejsze od niej, to mój egoizm i brak zrozumienia doprowadził do tej sytuacji. Zatopiony w swoim świecie, zapatrzony w siebie i swoje sprawy, zapomniałem, czym jest prawdziwa miłość i jak należy kochać.
Dogadaliśmy się: ja obiecałem stanowczą poprawę a ona, że już więcej nie będzie spotykała się za moimi plecami. Byłem spokojny – wierzyłem jej, choć gdzieś z tyłu głowy tliły się podejrzenia i nieufność.
Następnego dnia, jak co dzień zajęliśmy się swoimi sprawami zawodowymi i wydawało się, że wszystko wróci do normy.
Tak się jednak nie stało. W ciągu dnia odebrałem telefon od kolegi, który poinformował mnie, że widział moją żonę, jak zabiera do auta jakiegoś faceta. Wiedziałem, gdzie w tym czasie powinna być Asia i postanowiłem to sprawdzić. Niestety informacja okazała się prawdziwa – to znowu był on. W tym momencie moje życie się zawaliło. Wiedziałem, że ją straciłem i zdałem sobie sprawę, że to ja ponoszę winę za to co się stało.
„Asia chciała ratować nasz związek”
Asia ponownie starała się wytłumaczyć, że to ostatni raz, ale dla mnie nie miało to już żadnego znaczenia, bo nie byłem już w stanie w nic jej uwierzyć. Jednak po swoich przemyśleniach podpartych szczerą i spokojną rozmową ponownie mnie przekonała.
Powiedziała przy mnie swojemu „przyjacielowi”, że nie chce mieć z nim żadnych kontaktów, bo kocha mnie i chce ratować nasz związek. Wieczorem ustaliliśmy, że aby zacząć budować na nowo zaufanie muszę poznać całą prawdę.
Wtedy Asia zaczęła swoją opowieść… Dowiedziałem się, że ich związek trwa od 6 miesięcy i choć jak przysięgała nigdy nie doszło między nimi do zbliżenia, to często spotykali się, chodzili na wspólne spacery i dużo rozmawiali. Powiedziała, że zaimponował jej swoim uczuciem do niej i w przeciwieństwie do mnie, doskonale potrafił je okazywać w każdej sytuacji. Wyznała też szczerze, że jej uczucia do mnie wypaliły się z powodu naszego oddalenia, a w jej sercu zaczęło rodzić się nowe uczucie do niego. Jednocześnie czuła się pogubiona, wiedziała, że mnie traci i choć przez dłuższy czas bardzo starała się odświeżyć naszą miłość, to bez mojego zaangażowania było to niemożliwe.
W swoich modlitwach prosiła Boga o wskazanie właściwej drogi do szczęścia, jednak ciągle nie uzyskiwała jasnej odpowiedzi. Coraz bardziej brnęła w tę znajomość, z której pomimo wewnętrznych rozterek nie potrafiła jednoznacznie zrezygnować i zaczęła wiązać z nią coraz większe nadzieje.
Choć Asia zapewniała, że dokonała już wyboru i chce ratować nasz związek i naprawdę zerwać z „przyjacielem”, nie mogłem tego znieść. Bez przerwy wyobrażałem sobie ich spacery, jak się przytulają i są ze sobą szczęśliwi. Jak patrzą sobie w oczy i chłoną chwile kiedy są razem.
„Zabierz mnie do siebie by skończyło się moje cierpienie”
Dopadło mnie załamanie, zacząłem płakać jak dziecko i nie potrafiłem się powstrzymać. Zdałem sobie sprawę, że nigdy już nie dam rady odzyskać jej uczuć. Asia była wtedy przy mnie i starała się mnie uspokoić. Swoim łagodnym głosem zapewniała, że wszystko się ułoży i zrobi wszystko, by zapomnieć o swoim przyjacielu i na nowo mnie pokochać.
Ja jednak już w to nie wierzyłem. Całkowicie straciłem nadzieję. Nie wiedziałem, co zrobić, z jednej strony pragnąłem szczęścia Asi, a z drugiej nie chciałem przyglądać się, jak je buduje z kimś innym. Przez całą noc myślałem o tym co się stało i doszedłem do wniosku, że nigdy już nie będę w stanie jej zaufać. Wtedy w mojej głowie pojawiło się dziwne marzenie: chcę umrzeć, by moja ukochana mogła zaznać szczęścia, na jakie zasługuje, a którego ja nie potrafię jej dać.
Nad ranem wyszedłem z domu w ustronne miejsce i zacząłem moją rozmowę z Bogiem. Błagałem go o swoją śmierć i szczęście dla Asi.
Prosiłem: „Panie wiem, że tu jesteś i mnie słyszysz, proszę – zabierz mnie do siebie by skończyło się moje cierpienie i bym nie stał na drodze do szczęścia mojej ukochanej”. Łzy spływały po moich policzkach, a ja ciągle powtarzałem swoją modlitwę w poczuciu bezradności, rozpaczy i całkowitej beznadziei. Trwało to dłuższy czas.
W końcu przestałem się modlić i zacząłem wsłuchiwać w śpiew budzących się ptaków. Moje myśli skierowane ku Bogu zaczęły powoli się oczyszczać. Moje serce zaczął ogarniać błogi spokój. Wyciszyłem swoje myśli i po jakimś czasie usłyszałem w nich wyraźny szept: „Nie bój się, jestem przy tobie, poprowadzę cię do szczęścia, odzyskasz mój dar dla ciebie, a ja nauczę cię dbać o niego, byś nigdy więcej go nie stracił.”
To był głos Boga
W tym momencie moje serce zalane zostało niesamowitym uczuciem miłości i spokoju. Poczułem dotyk Boga, który podał mi rękę i wyciągnął z otchłani przerażenia, beznadziei i rozpaczy. Natychmiast w moim umyśle wszystkie złe myśli zostały zastąpione nadzieją, wiarą i miłością. Nagle wszystko zrozumiałem, zacząłem planować przyszłość z moją ukochaną tak, jak to było na początku naszego małżeństwa.
Dzisiaj mam 51 lat i już wiem, co mam zrobić. Zrozumiałem, co jest w życiu najważniejsze i wiem, że nie zbłądzę, bo Bóg mnie prowadzi.
Moje podejście do życia zmieniło się o 180 stopni, stałem się innym człowiekiem pełnym wiary i miłości. Przewartościowałem swoje życie i wiem, że będę naprawdę szczęśliwy z Asią, którą kocham ponad wszystko. Dostałem od Boga drugą szansę i na pewno jej nie zmarnuję.
Dlaczego tak się stało? Bo stojąc nad przepaścią śmierci, pogrążony w przerażeniu, samotności, beznadziei i rozpaczy, usłyszałem w swoim sercu łagodny, przepełniony miłością szept.
To był głos Boga.
Adam