separateurCreated with Sketch.

„Przestałem chodzić na mszę, bo niczego tam nie czuję”. Co z tym zrobić?

PORTE-EGLISE-SORTIE-FRED-DE-NOYELLE-GODONG
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Nie odwracajmy porządku przyczynowo skutkowego. Najważniejsza jest przyczyna (Bóg), nie skutki (nasze odczucia lub ich brak), choć podtrzymywanie wiary wymaga naszej dobrej woli.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Uczucia, przeżycia i wiara

W dzisiejszych czasach dyktat uczuć wywiera przemożny wpływ na sumienia. Spontaniczność i uczuciowość promowane są jak nigdy dotąd. Wystarczy spojrzeć chociażby na „like’i”, które zostawiamy pod postami znajomych w mediach społecznościowych. Ta tendencja dotyczy również wymiaru duchowego naszego życia do tego stopnia, że „przeżycia” stały się ważniejsze od zapisów w katechizmie.

Zdarza się, że możemy usłyszeć: „Ewangelia jest przede wszystkim doświadczeniem, nie doktryną”. Zgodnie z taką koncepcją życia chrześcijańskiego, oddanie się Bogu i wylanie przed Nim swojego serca, spokojnie mogłoby obejść się bez rozumowego poznania tajemnic wiary. Istotna byłaby tylko miłość do Jezusa, bez konieczności głębszej refleksji. Takie podejście do religii nazwano fideizmem.

Jednak stawiając odczucia ponad wiedzą katechetyczną, katolik naraża się na dezorientację w chwili, gdy przestanie doświadczać gratyfikujących uczuć związanych z praktykowaniem wiary. Jeśli doświadcza posuchy w czasie, gdy wspólnota świętuje w niedzielę cudowne dzieła Pana, czy to oznacza, że utracił wiarę?

Czy skoro nie doświadcza już wewnętrznego ciepła podczas mszy świętej, znaczy to, że celebrowane tajemnice wiary nie są prawdziwe? A może powinien zwrócić się ku innej wierze albo wybrać inny odłam chrześcijaństwa, inne wyznanie?

Bóg działający w nas

Niestety do takich wniosków dochodzą niektórzy wierni nadmiernie skoncentrowani na uczuciach. Ich zdaniem miarą wiary powinno być stwierdzenie: „Jeżeli nic nie czuję, jeśli jestem jak z kamienia, oznacza to, że nie mam (już) wiary”.

Tymczasem postrzeganie naszej wiary w taki sposób może okazać się niebezpiecznym odruchem. Oznacza to, że opieramy fundament całej naszej egzystencji, czyli wiarę w Boga, na naszych wewnętrznych odczuciach. Tym samym zapominamy, że nie zawdzięczamy wiary samym sobie, ale to Bóg ją na nas zsyła.

Ponadto „poziomu” duchowej głębi, na którym działa wiara, nie mierzy się tym, co dostrzega nasz umysł. Dlaczego? Ponieważ Bóg pracuje w głębi naszej duszy od chwili naszego chrztu, lecz jego działanie często pozostaje ukryte.

Bóg nie tylko się nie narzuca, ale od chwili gdy powiemy mu nasze „tak”, On zamieszkuje w nas, uważając, aby nas nie wytrącić z równowagi, tak bardzo zależy Mu na tym, by uszanować naszą wolność. Do tego stopnia, że zdarza się często, że dusze pełne Boga, nawet nie zdają sobie sprawy z Jego obecności.

Nasze subiektywne odczucia nie są miarą wiary

Stwierdzenia te są niezmiernie istotne, by ocenić zakres naszych uczuć w czasie mszy świętej. Trudności z „wejściem” w celebrację misterium Eucharystii nie oznaczają, że straciliśmy wiarę i nie ma już dla nas miejsca na zgromadzeniu.

Uważajmy, aby nie przeceniać naszych wewnętrznych odczuć! Nie są one miarą naszej wiary, a tym bardziej miarą prawdy Chrystusowej! To, że nie doświadczam jakichś wyjątkowych uczuć w momencie podniesienia czy konsekracji, nie oznacza, że Chrystus nie staje się prawdziwie obecny pośród nas.

Ważne jest przede wszystkim, by zdać sobie sprawę z tego, że sakramenty mają pomnażać w nas wiarę i miłość, nie zaś weryfikować stopień ich intensywności w danej chwili. W czasie mszy świętej Chrystus działa w nas od pierwszych chwil celebracji, działa tym mocniej, jeśli pozostajemy z Nim w komunii, przyjmując Jego Ciało.

A wszystko to wydarza się, bez względu na to jak wyglądają nasze odczucia w danej chwili. Tak więc rezygnacja z mszy świętej dlatego, że poprzedniej niedzieli niczego tam nie doświadczyliśmy, jest wysoce niewskazana.

To nie do nas należy pomnażanie naszej wiary i miłości, tym zajmie się Bóg. Nie odwracajmy porządku przyczynowo skutkowego. Najważniejsza jest przyczyna (Bóg), nie skutki (nasze odczucia lub ich brak), choć podtrzymywanie wiary wymaga naszej dobrej woli.

Ponadto, jak już wspomniałem wcześniej, wiara i miłość nie podlegają ocenie na podstawie uczucia. Żadna matka nie unosi się nieustannie kilka metrów nad ziemią, co nie przeszkadza jej zajmować się dziećmi przez całe życie i nieustannie im się poświęcać. Podobnie i my, nie musimy znajdować się w stanie duchowego uniesienia, aby okazać Jezusowi naszą miłość, udając się na mszę świętą.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.