Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeśli mierzyć błędy popełniane w życiu duchowym miarą skrajności, w które popadamy, to z pewnością należałoby wskazać dwie z nich – nadmierny hedonizm lub spirytualizm.
Hedonizm i spirytualizm
Pierwszy z owych błędów jest nieco zakamuflowany. Hedonizm oznacza bowiem w istocie skupienie się na przyjemności i postawienie jej w centrum życia. Nie musi więc wcale, w sposób wyraźnie jednoznaczny, oznaczać skupienia na ciele, choć w istocie to właśnie przyjemności cielesne stanowią ostatecznie jego cel i sens. Nierzadko budujemy swój życiowy dobrostan, kręcąc się wokół sterujących nami cielesnych pożądliwości i namiętności, które niekoniecznie wiążą się ze sferą seksualną. Czasami są to po prostu pożądania rozmaitych dóbr, zmysłowego komfortu, przyjemnych emocjonalnych doznań. Tego rodzaju pragnienia same w sobie nie są niczym złym, problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynają one rządzić naszym życiem duchowym, dominować nad nim i podporządkowywać je sobie. W takiej sytuacji duchowość redukuje się do rodzaju przykrywki – formy usprawiedliwienia tendencji, które szczęście zamieniają w dobrostan, a jakość relacji z Bogiem kształtują według miary dobrego samopoczucia.
Po przeciwnej stronie sytuuje się błąd spirytualizmu. Tu z kolei potrzeby i pragnienia ciała są mocno marginalizowane, a nawet stłumione na rzecz sfery ducha. Uznaje się więc, że ciało jest człowiekowi zawadą w relacji z Bogiem, albo przynajmniej – że w żaden istotny sposób w niej nie uczestniczy. W efekcie, zamiast budowania harmonijnej jedności między sferą ducha a ciała, pojawia się silny dualizm separujący te dwa porządki i utożsamiający ciało z tym, co złe i grzeszne, a ducha – z tym, co dobre, czyste i błogosławione. To oczywiście błąd, który bardziej przypomina herezję gnostycyzmu niż zdrową chrześcijańską duchowość. Jak zatem znaleźć właściwą równowagę między tymi dwoma skrajnościami i właściwie kształtować życie duchowe?
Zaopiekować się sobą
Odpowiedź dał nam poniekąd sam Jezus, gdy widząc zmęczenie swych uczniów wracających z intensywnej posługi, „rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” (Mk 6, 31). Greckie słowo ἀναπαύσασθε (anapausasthe), którego używa w tekście św. Marek Ewangelista, znaczy nie tylko „wypocznijcie”, ale także – a może przede wszystkim – „pokrzepcie się”, „odświeżcie się”. Chodzi więc o taki rodzaj odpoczynku, który przyniesie nam pokrzepienie i duchową „świeżość”; który przez odpowiednie zaopiekowanie potrzeb i pragnień ciała, nie zwróci go przeciw sferze duchowej, ale na nowo, z większą energią podda pod jej przewodnictwo.
Działa tu bowiem mądra zasada, że człowiek to jedność duchowo-psychofizyczna i że te dwie sfery nawzajem się warunkują. Nie można więc – dla dobra ducha – wykluczyć ciała, ani tak przewartościować jego potrzeb, aby one dominowały. Odpoczynek i troska o ciało, ma być więc dla „odświeżenia” i „pokrzepienia”, aby cały człowiek mógł realizować swoją misję i powołanie do szczęścia w mądrej harmonii między duchem a ciałem. Ostatecznie bowiem właśnie o taką harmonię chodzi w chrześcijańskiej koncepcji ascezy. A jeśli tak, to integralnym jej elementem powinna być również umiejętność odpoczywania.