Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Co to znaczy zawierzyć się, oddać się Maryi?
Patrząc na świętych zastanawiamy się, który był bliżej Maryi, bardziej się zawierzył, ale tu nie chodzi o takie porównywanie. Każdy z nich chciał na sto procent, tylko w różny sposób próbował to pokazać. Istotą jest miłość. Pragnął bardziej, doskonalej wyrazić miłość do Maryi, poprzez oddanie. Tak jak w małżeństwie oddajemy się sobie. A tu już większej miłości nie ma, jesteśmy dla siebie. To samo tutaj. Oddaję się, to jest: mówię ci, że kocham cię nad światy. Chcę zniknąć w tobie, w twojej obecności.
Na drodze Maryi
W którym momencie Siostra poczuła, że pragnie pójść drogą maryjną?
Maryja towarzyszyła mi od początku, tylko nie zawsze byłam tego świadoma, dopiero z perspektywy lat odkrywam Jej prowadzenie. Ważnym wydarzeniem w drodze mojej duchowości maryjnej były rekolekcje parafialne, podczas których wstąpiłam do Rycerstwa Niepokalanej – organizacji, którą założył święty Maksymilian Maria Kolbe. Miałam jedynie 10 lat. Dostałam wtedy Cudowny Medalik, który towarzyszył mi przez wiele lat, aż do wieku młodzieńczego.
Był taki moment w moim życiu, gdy z koleżankami chciałam pójść na dyskotekę i popatrzyłam na Cudowny Medalik, i pomyślałam: „Jak ja pójdę na zabawę z tym kawałkiem aluminium na szyi? Takich rzeczy się nie nosi”. Ściągnęłam go. Maryja uszanowała tę moją decyzję, choć ze mnie nie zrezygnowała. Dla mnie nie był to zresztą gest świadczący o tym, że wyrzekam się Maryi.
Przechodziłam trudny czas, różne doświadczenia osobiste i rodzinne. Momentem przełomowym były kolejne rekolekcje parafialne, które przeżyłam w wieku 17 lat. I znów było oddanie się Maryi w duchu świętego Maksymiliana. Ponownie otrzymałam Cudowny Medalik i kiedy zacisnęłam go w dłoni, poczułam, jak Maryja bierze mnie za rękę. Wtedy coś we mnie pękło. Było dla mnie szokujące, że w momencie, kiedy byłam tak pobita przez różne doświadczenia, przyszła łaska powołania. Płakałam, nic nie jadłam i robiłam porządki tak, jakbym miała umrzeć – taka była moja reakcja. Bardzo długo walczyłam, nie czułam się godna, a z drugiej strony chciałam iść taką samą drogą jak święty Maksymilian. Naśladowałam go, czyli jak on miał ołtarzyk w domu z Matką Bożą, to też taki zrobiłam. Miałam mały pokoik, więc musiałam wybrać, czy stół ma służyć do jedzenia, czy jako ołtarzyk. Wybrałam ołtarzyk i ustawiłam tam figurkę Maryi, taką plastikową, odpustową, i codziennie się tam modliłam. Ostatecznie na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem podjęłam decyzję, że zrobię to, o co mnie prosi – wstąpię do zakonu.
Życie po zawierzeniu
Życie po zawierzeniu się Maryi wchodzi na inne tory, zmianie ulega myślenie, zachowanie i podejście do wielu spraw. Jak to wyglądało u Siostry?
Wcześniej chodziłam z koleżankami na dyskoteki, a potem już tego nie chciałam. Zupełnie zmieniły się moje pragnienia i zainteresowania. To, co do tej pory, jak mi się wydawało, daje mi szczęście, po zawierzeniu Maryi przestało mieć znaczenie. Odkryłam, że to nie jest prawdziwe szczęście i nie chcę już za tym biec. Nawet taki zewnętrzny przykład: wcześniej nosiłam krótsze sukienki, ale po zawierzeniu Maryi już się w nich źle czułam, wybierałam dłuższe, nie chciałam przykuwać czyjegoś wzroku. Wzrosła we mnie odpowiedzialność i pragnienie czystości. Pragnęłam zmiany, bycia dobrą i podobną do Maryi, czy to w kwestii pokory, czy miłosierdzia. Starałam się pomóc, jeśli widziałam jakąś starszą osobę dźwigającą zakupy. Przed zawierzeniem się Maryi chodziłam na mszę świętą, bo tak zostałam wychowana i miałabym niepokój sumienia, gdybym nie poszła do kościoła, ale po zawierzeniu to już była potrzeba serca. Zmieniło się moje życie, zaczęłam pragnąć Jezusa, żyć dla Niego.
Jakie są owoce zawierzenia Maryi w Siostry życiu?
Przede wszystkim zmiana myślenia, łaska nawrócenia. Poza tym widzę takie trzy owoce. Pierwszy to wewnętrzna wolność. Kiedy daję się Jej prowadzić, nie jestem przywiązana do swojego myślenia, patrzenia na rzeczywistość, do własnego zdania. Drugi to pokój serca. Czasami są różne wydarzenia, ale jeśli się modliłam i zawierzyłam to Maryi, a coś i tak nie wychodzi, to może Maryja ma jakiś inny plan? Może chce inaczej poprowadzić? Przyjmuję więc to i cieszę się pokojem serca. A trzecim owocem jest radość, która z nas bije. My sami możemy tego nie dostrzegać, ale widzą to inni. Tu nie chodzi o sam śmiech, ale radość z faktu, że pozwalam się prowadzić Maryi. Nie wiem, co będzie za chwilę, ale obok mnie jest Ktoś, kto wie, i to daje mi poczucie bezpieczeństwa, wewnętrzną wolność i pokój serca. Chodzi o to, żeby ten ogień miłości cały czas płonął – bo chcę być bliżej Ciebie, Maryjo. Weź mnie za rękę, poprowadź.