separateurCreated with Sketch.

„Nigdy nic dla siebie”. Fenomen o. Wenantego Katarzyńca

Kościół w Kalwarii Pacławskiej i o. Wenanty Katarzyniec

Kościół w Kalwarii Pacławskiej i o. Wenanty Katarzyniec

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Prawdziwy przyjaciel zawsze powie ci prawdę. Nawet bolesną i niewygodną. Tak dobiera słowa, żeby trafiły. Chce dla ciebie jedynie dobra, dlatego nie bawi się w konwenanse. Na takiej samej zasadzie odbywa się rozmowa z przyjaciółmi z Nieba. Kiedy prosimy ich o radę, możemy być pewni, że nam odpowiedzą. Zazwyczaj posługują się subtelnymi znakami, ale kiedy i te przeoczymy, potrafią „przemówić” mocniej.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Ojciec Edward Staniukiewicz, wieloletni kustosz grobu czcigodnego sługi Bożego ojca Wenantego Katarzyńca, autor jego biografii i wielu innych pozycji, promotor kultu, a przede wszystkim jego dobry przyjaciel, opowiada o łaskach, jakie można za jego przyczyną wyprosić. Dzieli się własnym doświadczeniem. Kiedy usiłuje odejść do innego klasztoru, a nawet ma już pozwolenie prowincjała, idzie na grób ojca Wenantego, podziękować mu za wszystko, ale też prosić o znak, czy dobrze robi. I znak dostaje. Konkretny i mocny. 

Tej nocy, o godzinie 2.30, w moim pokoju nastąpił tak potężny huk, że nie wiedziałem, co się dzieje. Jakby jakaś bomba spadła. Przebudziłem się przestraszony. Kiedy zapaliłem lampkę, okazało się, że etażerka, która stała przy ścianie została „przewrócona” tak mocno, że wszystkie książki z niej powypadały.  A na samej górze tej sterty, leżała książka – „Kalwaria Pacławska”.

Już nie miałem żadnej wątpliwości, że mam zostać w tym klasztorze. I zaraz raniuteńko pobiegłem do grobu ojca Wenantego i podziękowałem mu: ojcze jeżeli chcesz, to rzeczywiście zostaje. I będę robił wszystko, żeby twój kult szerzyć jak najlepiej, na chwałę Bożą. 

Przyjaźń z Wenantym

Aleteia: Jak to się stało, że ojciec zajął się Wenantym? 

O. Edward Staniukiewicz: Gdzieś powoli zaczął się on pojawiać w naszej franciszkańskiej i kalwaryjskiej przestrzeni, chociaż pochowany jest tam od ponad stu lat. Dopytywano się o niego, o obrazki, o modlitwy, życiorys. Potem gdy to wszystko ruszyło, zaczęli pojawiać się kolejni ludzie, którzy podpowiadali mi, co jeszcze można by zrobić. Ukazały się jego obrazki w różnych językach, kult zaczął się szerzyć nie tylko w Polsce, ale i poza granicami, na przykład na Filipinach, w Indonezji, czy nawet na Sri Lance. Poznali go ludzie w obu Amerykach i – oczywiście – w Europie: Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania. Ojciec Wenanty cały czas pomaga w tym rozwoju, chociaż za życia nie chciał, żeby o nim cokolwiek mówiono, wszystko, co czynił, było na chwałę Bożą i dla dobra drugiego człowieka.  Zawsze o tym mówił – nigdy nic dla siebie. Dlatego jego życie było ukryte w cieniu wielkich wydarzeń, czy innych ludzi. Teraz Pan Bóg zapragnął, aby jego osobę wydobyć na światło dzienne. Dzisiejszy człowiek jest bardzo zagubiony, potrzebuje wyciszenia, duchowości prostej, konkretnej, która pokaże, że nie wszystko, co mogę osiągnąć, jest istotne. Ważne jest, aby skoncentrować się na Panu Bogu i na zbawieniu duszy. 

Prosta duchowość

Na czym polega sekret ojca Wenantego? 

Na jego grób przyjeżdża tysiące czcicieli, pielgrzymów, modlą się, zostawiają prośby, podziękowania. Cuda dzieją się w sercu bardzo wielu ludzi. My dopiero zaczynamy odkrywać ten sekret, a pierwszy zwrócił na niego uwagę święty Maksymilian, dla którego ojciec Wenanty był nie tylko przyjacielem, ale i duchowym przewodnikiem, mógł się na nim oprzeć. Do niego kieruje listy i pytania o ideę Rycerstwa Niepokalanej. Kiedy ojciec Wenanty zmarł, Maksymilian zaczął zbierać informacje na jego temat, prosił o świadectwa. 

Sekret jego świętości tkwi w tym, że nie silił się na rzeczy nadzwyczajne, ale zwyczajne  wykonywał w sposób nadzwyczajny, czyli gorliwie, dokładnie, z zawierzeniem Panu Bogu.  Kiedy popatrzymy na swoje życie, to cóż w nim jest nadzwyczajnego? Nie ma nic  – sprzątanie, gotowanie,  wyprawa dzieci do szkoły, zwykła praca.  Ale teraz pytanie, jak te rzeczy wykonuję i z jaką intencją? Jak się pochylam nad tym?  Czy nie traktuję tego jak jakiegoś przymusu? Nieraz my te drobne rzecz odkładamy na bok, chcemy pokazać, kim to nie jesteśmy. Ojciec Wenanty prowadzi nas do tego, co jest w życiu proste, i zwyczajne, do realizacji własnego powołania. Pokazuje nam to poprzez pokorę, cichość, życie na boku tego wielkiego świata.

W czym możemy naśladować ojca Wenantego?   

W bezgranicznym zawierzeniu Panu Bogu.  Do mnie świat nie należy, ani nawet jeden dzień, ale do Pana Boga.  I to są piękne myśli ojca Wenantego, które można odnaleźć w jego „Pismach”.  Mamy tak żyć, jakby konkretny dzień był ostatnim w moim życiu. Wszystko mam czynić dobrze, być wiernym w powołaniu. Ojciec Wenanty mówi nam, że do tego, co było wczoraj, już nie wrócę. Ten dzień przeszedł do historii, a tego, co jutro nie jestem pewien, ale mogę się zatrzymać na tym, co jest dziś i dobrze wykorzystać ten czas. Zrobić wszystko tak, żeby na końcu dnia być szczęśliwym. Że go nie zmarnowałem, tych minut, godzin, które mam, bo są darem Pana Boga. I znów pojawia się pytanie: jak wykorzystuję ten dar? 

O co prosić o. Wenantego?

O jakie łaski można go prosić? 

Kiedy człowiek zagubi się w tym świecie, zaplącze się w kredyty i nie jest w stanie poradzić sobie finansowo, to wtedy ojciec Wenanty przychodzi z pomocą. Są też świadectwa związane z poczęciem dziecka. Na Kalwarii Pacławskiej udzielałem kilku chrztów dzieciom o imieniu Wenanty, które zostały wymodlone za jego przyczyną. Pomaga w wychodzeniu z uzależnień, wyprowadza z różnych nałogów. Bardzo dużo jest świadectw z różnych dziedzin życia, ale w pamięci utkwiło mi jedno. 

Pewna kobieta przyjechała prosić w problemach finansowych i kiedy klęczała przy jego grobie, zauważyła zdjęcie małego chłopca i zrobiło się jej wstyd, że ona prosi o pieniądze, a tu rodzice zostawiają fotografię chorego dziecka. I zaczęła się modlić inaczej: „Ojcze Wenanty, daj zdrowie temu dziecku, żeby rodzice jego byli tak szczęśliwi, jak ja jestem szczęśliwa.  Mam dwóch zdrowych synów, kochającego męża”.  To jest takie wzruszające świadectwo, bo ono pokazuje przewartościowanie w naszym życiu na to, co jest istotne. Zazwyczaj nie dostrzegamy tego, co mamy wokół siebie i kogo, czym Bóg nas obdarowuje. Wdzięczność – to jest ten kierunek, który pokazuje nam ojciec Wenanty Katarzyniec. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!