Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Bracia, którzy bardzo daleko zajęci są pracą i nie mogą przybyć we właściwym czasie do kościoła – o ile opat uzna, że tak jest – tam mają odprawić Oficjum Boże, gdzie pracują, klękając z bojaźnią Bożą. Podobnie ci, którzy zostali wysłani w podróż, nie powinni opuszczać ustanowionych godzin kanonicznych. Niech je odmawiają jak mogą i nie zaniedbują złożyć daninę służby.
Rozdział 50. O braciach pracujących daleko od kościoła i podróżujących 1-4*
Modlitwa - oddech wspólnoty
Ten krótki rozdział porządkuje sprawę, która w życiu wspólnoty klasztornej jest raczej wyjątkiem od zasady. Za normę uznaje się przecież to, żeby mnich mógł regularnie docierać do oratorium czy kościoła, w którym modli się o przepisanych porach kilka razy w ciągu doby. Gdyby o istnienie tej zasady gdzieś nie zadbano – i to nie w abstrakcji „ukochanego ideału” lecz w konkrecie życia każdego z mnichów powierzonego pieczy opata i całej wspólnoty – to mielibyśmy początek szybkiego końca: najpierw powołania monastycznego poszczególnych zakonników, a potem może i całej wspólnoty wraz z opatem, za słabym lub niedbałym, jeśli nie szkodliwym. Możliwość i obowiązek regularnego stawiania się wszystkich mnichów na wspólną modlitwę to racja sine qua non zdrowia wspólnoty. Oczywiście nie chodzi o to, by na przykład tak poprzestawiać godziny modlitwy, żeby „wśród rozlicznych zajęć” i indywidualnych kalendarzy wielebnych ojców chórowych i braci-studentów mogli oni wreszcie spotkać się na modlitwie i np. odprawić nieszpory w południe. Chodzi oczywiście o to, by w klasztorze czas płynął liczony porami modlitw – a zajęcia wszystkich, wielkich i małych, były do tego „zegara” dostosowane.
Jednak także w najzdrowiej się prowadzącej wspólnocie zdarzą się przypadki – czasem incydentalne, ale może też w jakimś czasie systematyczne i przewidywalne – gdy niektórzy bracia (lub siostry) „nie mogą przyjść do oratorium we właściwej godzinie”. Przewiduje to Reguła, poddając tę sprawę osądowi opata (a samego opata stawiając, pamiętamy, przed zdaniem sprawy Bogu).
Główny domyślny powód tego wyjątku od zasady widzi Reguła w „pracy bardzo daleko” (drugim jest bycie wysłanym w podróż). Biorąc pod uwagę realia historyczne, domyślamy się, że chodzi o pracę w polu – czyli taką pracę, którą trudno sobie wyobrazić oderwaną od konkretnego miejsca. Samo miejsce natomiast może być rzeczywiście na tyle daleko, że nie uda się z niego przyjść na każdą z godzin chórowych.
Ojcowie chórowi i bracia konwersi
Święty Ojciec Benedykt nie zna jeszcze podziału na ojców chórowych i braci-konwersów (podział ten wytworzy się w późniejszych wiekach). Warto zauważyć, że właśnie w tym rozdziale Reguły widzimy problem, z którego ten podział się zrodzi: istnieją takie zajęcia w gospodarstwie – niezbędne dla wspólnoty – które nie dadzą się w pełni pogodzić z całodziennym (i nocnym!) rytmem modlitwy chórowej. Odróżnienie dwóch form realizacji powołania mniszego – czyli ojców, odpowiadających za podtrzymywanie „chóru”, i braci, pilnujących ciągłości prac zapewniających wspólnocie możliwie daleko posuniętą autarkię utrzymania materialnego – to pewna realistyczna recepta na tę trudność. Nawet mądre rozwiązania można zepsuć i ich nadużyć – więc i podział na ojców i braci bywał tak psuty, że w końcu tu i ówdzie ojcowie trudnili się już wyłącznie śpiewaniem psalmów, a bracia co najwyżej mruczeli pacierze, zajmując się wyłącznie ciężką pracą. Niedawno zlikwidowano ten podział; pozostał tylko w nielicznych klasztorach. Wydaje się, że wylano dziecko z kąpielą, nie bez dalszych strat (likwidacja odrębności braci-konwersów była na ogół powodem daleko idących zmian w chórze: trzeba było upraszczać, skracać itd.). Tam, gdzie różnicę tę utrzymano, zapewne klasztory wyszły na tym lepiej, a ich życie dalekie jest od karykatury inspirowanej nadużyciami z przeszłości. Jedni i drudzy pracują oraz modlą się, lecz proporcje zajęć i odpowiedzialności są inne.
Zatem nasz rozdział Reguły mówi nie tylko o zdarzających się przypadkach, lecz i o tym, co mają robić bracia-konwersi, skoro dbając o codzienne „obrządki” w gospodarstwie, nie mogą dotrzeć na każdą godzinę kanoniczną (w praktyce dotyczy to zwykle jutrzni, a potem prymy, tercji, może i innych krótkich nabożeństw (tzw. „horek”, czyli dosłownie: godzinek) – lecz już przecież nie laudesów, a potem nieszporów i komplety, pewnie też nie seksty, skoro wspólnota je posiłki razem). W tych przewidzianych porach bracia „tam mają odprawić Oficjum Boże, gdzie pracują”.
Pięknie opisano warunki tej modlitwy odbywającej się poza oratorium: „klękając z bojaźnią Bożą”. „Klękanie” – to aluzja do nadal wymaganych form czci wyrażanej zewnętrznie. „Z bojaźnią Bożą” – gdyż oczywiście zginanie kolan nie powinno się odbywać bez odpowiadających mu zmian w duszy.
Rozdział dla świeckich
Dodajmy na końcu, że jest to rozdział, który w myśli i dyrektywach wybiega najdalej ku tym, którym wypadło żyć duchem Reguły poza klasztorem, w życiu świeckich chrześcijan lub kapłanów diecezjalnych. Niech więc każdy z nas odczyta tu – korzystając z głębszych sensów tych dyrektyw – wskazówki akurat dla niego, jeśli czuje się i rzeczywiście jest związany z którymś konkretnym monasterem Reguły, lecz inne powołanie chrześcijańskie sprawia, iż przebywa na co dzień w „dalekim miejscu pracy”.
Godziny chórowe kończą mnisi słowami: Divinum auxilium maneat semper nobiscum – et cum fratribus nostris absentibus. Amen. „Pomoc Boska nie pozostanie zawsze z nami – i z naszymi braćmi nieobecnymi”. Nasz realny zegar modlitwy codziennej „tyka” wciąż. Niech więc ustalone godziny modlitwy nie mijają nam nie zauważone, pilnujmy ich sami w miarę swych możliwości.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"