Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Trzecia niedziela adwentu, 11 grudnia 1949 r. W małym, wiejskim kościółku pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Czyhoroszczy trwała poranna msza św., którą sprawował ks. Josef Toufar. Podczas kazania wygłaszanego przez proboszcza, wierni zobaczyli kołyszący się krzyż, umieszczony nad tabernakulum. To wydarzenie całkowicie zmieniło życie kapłana.
Kazanie, krzyż i cud w Czyhoroszczy
„Za głosem Twym, Panie, poszedłem, daj siłę duszy mej” – tak brzmiał cytat z obrazka prymicyjnego sługi Bożego, ks. Josefa Toufara. Święcenia kapłańskie przyjął dość późno, bo w wieku 38 lat. Wcześniej sytuacja rodzinna nie pozwalała mu na ukończenie szkoły, zdanie matury i rozpoczęcie nauki w seminarium.
Wzorem w posłudze duszpasterskiej był dla niego św. Jan Bosko. Podobnie, jak założyciel zgromadzenia salezjanów, ks. Josef odznaczał się wielką wrażliwością na potrzeby wiernych. Koledzy z seminarium wspominali niezwykłą pilność i wytrwałość Toufara w nauce. Przypominali jego pobożność i gorliwość w głoszeniu Dobrej Nowiny.
W wieku 47 lat ks. Josef został posłany do parafii w niewielkiej wioski Czyhoroszcze, położonej na pograniczu Czech i Moraw.
11 grudnia 1949 r. miało miejsce zdarzenie, które całkowicie zmieniło jego życie. Była wtedy trzecia niedziela adwentu. W porannej mszy świętej uczestniczyło około 20 osób. Duchowny mówił kazanie o tajemnicy obecności Boga w ludzkim życiu. Gdy wypowiedział słowa: „Tutaj, w tabernakulum, jest nasz Zbawiciel”, półmetrowy krzyż wiszący nad tabernakulum zaczął się poruszać, w prawo i lewo pod kątem około 45 stopni. Kapłan tego nie zauważył – stał bowiem tyłem do ołtarza. O tym, co się wydarzyło tamtego niedzielnego poranka, ks. Josef dowiedział się od wiernych. Mieszkańcy przekonywali kapłana, że byli świadkami cudu.
Do kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zaczęły przyjeżdżać tłumy pielgrzymów. Z wizytą przybył również watykański dyplomata ks. Ottavio de Liva z nuncjatury w Pradze.
Fałszywe zeznania i antykościelna propaganda
Informacje o cudzie w Czyhoroszczy dotarły do władzy komunistycznej i czechosłowackiej Służby Bezpieczeństwa. Tajna policja wykorzystała je do antykościelnej propagandy. 28 stycznia 1950 r. 12 funkcjonariuszy udało się do Czyhoroszczy. Tajniacy porwali księdza Toufara. Duchowny trafił do więzienia w Valdicach koło Jiczyna. Śledczy próbowali zmusić go do zainscenizowania cudu, który według nich miał zostać zlecony przez watykańskich hierarchów.
Ks. Josef odmówił współpracy z bezpieką. Po czterech tygodniach tortur wycieńczony kapłan podpisał protokół podsumowujący sfałszowane zeznania, w których rzekomo przyznał się do skłonności homoseksualnych, molestowania kilkuletnich chłopców oraz skonstruowania specjalnego urządzenia, które miało spowodować poruszanie się krzyża za pomocą drewna, gumy i drutu. Nastolatkowie także zostali przymuszeni do podpisania zeznań, które po kilku latach odwołali. Funkcjonariusze bezpieki próbowali zrobić wszystko, aby ograniczyć świadomość ks. Josefa.
Duchowny został brutalnie pobity, do tego stopnia, że nie mógł stać, siedzieć, ani chodzić. Służba Bezpieczeństwa zleciła przygotowanie propagandowego filmu pt. „Biada temu, przez którego przychodzi zgorszenie”, aby w ten sposób udowodnić fałszywość cudu. Ostatecznie w rolę duchownego wcielił się dr Čížek, pracownik prokuratury generalnej. Powstało wiele kopii filmu, pokazywano go nawet w kinach na terenie całego kraju. Ostatecznie zamysł dyskryminacji Toufara i Kościoła katolickiego nie powiódł się. Mówiło się, że nawet sami twórcy materiału nie uwierzyli w jego propagandowe przesłanie.
Męczeńska śmierć
Bezpieka nieustannie chciała zmusić księdza do złożenia kolejnych spreparowanych zeznań i podpisania sfałszowanych dokumentów. Ich odwoływanie przez kapłana doprowadzało funkcjonariuszy do wściekłości. Śledczy zakatowali ks. Josefa na śmierć.
Pacjent był nagi. Wciąż widzę całe jego ciało przed oczami. Widziałem, że był on pokryty siniakami mniej więcej o połowę mniejszymi od dłoni. Na klatce piersiowej, na brzuchu, na nogach, na ramionach… wszędzie. Nie wstydzę się użyć tego słowa – to było morderstwo! – wyjaśnił František Maurer, lekarz medycyny, który oglądał zwłoki.
Ks. Josef Toufar zmarł 25 lutego 1950 r. ze względu na liczne obrażenia wewnętrzne i zewnętrzne. Jego ciało wrzucono do zbiorowej mogiły na cmentarzu w Ďáblicích. W miejscu, gdzie znajdował się wówczas śmietnik, pochowano tak ok. 2800 ofiar komunistycznej represji.
Proces beatyfikacyjny i powrót do Czyhoroszczy
W 1968 r. śmierć ks. Josefa Toufara została po raz pierwszy opisana na łamach dziennika „Lidová demokracie” przez dziennikarza i pisarza Jiříego Brabeneca. Ujawniono również imię i nazwisko głównego sprawcy morderstwa. Był nim Ladislav Mácha, funkcjonariusz bezpieki.
W 1994 r. Urząd ds. Badania i Dokumentacji Zbrodni Komunistycznych powrócił do tej sprawy. Wtedy wyszło na jaw, że wszystkie zeznania nie były zgodne z prawdą, a w kościele nie znaleziono żadnych urządzeń, które miałyby sfingować cud w Czyhoroszczy.
W tym roku także Ladislav Mácha zasiadł na ławie oskarżonych. Proces trwał cztery lata. Mężczyznę skazano na 3 lata więzienia. Karę zmniejszono do dwóch lat, a w praktyce nigdy nie została wykonana.
Sąd w Hradec Kralove oświadczył, że duchowny zmarł jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Sędzia zdecydował także, że duchownego aresztowano niezgodnie z prawem. Z wnioskiem o rehabilitację dobrego imienia kapłana wystąpiła wówczas prokuratura rejonowa. Nigdy nie wyjaśniono dlaczego drewniany krzyż się poruszył.
W 2013 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny ks. Josefa. Rok później, dzięki badaniom DNA, udało się zidentyfikować szczątki Toufara. Jego prochy spoczęły w podziemiach kościoła w Czyhoroszczy.
Źrodła: nowinka.pl; joseftoufar.cz; przystanekhistoria.pl; wstan.scj.pl; bialykruk.pl.