Pomimo wielu trudności rodzice próbują wieczorami modlić się ze swoimi dziećmi. Czy można jednak pominąć rodzinną modlitwę, gdy sprawy się komplikują?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Tego wieczoru Maria jest trochę zła na dzieci, na swojego męża, na samą siebie, a nawet na Boga, który wydaje się nie robić nic, żeby ułatwić rodzinne spotkanie na wieczornej modlitwie. „Wszyscy schodzą się z ociąganiem, to jakaś męczarnia, sama nie wiem już, czemu to służy” – zwierza się zniechęcona mama trójki pociech. Czy naprawdę trzeba na to nalegać? Czy rodzinna modlitwa jest „obowiązkowa”? Tak, bo rodzina nie może zrezygnować z modlitwy.
Niektóre rodziny są wezwane do tego, by modlić się więcej niż inne. Ale wszystkie rodziny powołane są do tego, żeby się modlić. Warto zwrócić uwagę, by ta rodzinna modlitwa nie ograniczała się jedynie do modlitwy wieczornej. Wiele jest gestów, które nadają wymiar duchowy naszej codzienności w rodzinie: błogosławieństwo przed posiłkiem, modlitwa odmawiana w samochodzie w drodze do szkoły, obrzędy związane ze świętami, świąteczne śniadanie w niedzielny poranek, modlitwa na cmentarzu za bliskich zmarłych… Te liczne momenty zwrócenia się ku Bogu przygotują i ożywią rodzinną modlitwę w ścisłym tego słowa znaczeniu.
Przeszkody, które stają na drodze rodzinnej modlitwy
Rano wyścig z czasem najczęściej uniemożliwia zebranie gromadki na wspólnej modlitwie. Wiara w rodzinie najczęściej znajduje swój wyraz w modlitwie wieczornej. Ale ta również do najłatwiejszych nie należy. Życie w napięciu, dni, które przeciekają między palcami, nieustanna gonitwa, nagromadzenie zmęczenia, liczne prośby, pospieszne wyjścia, ociężałość ducha, znużenie ciała – wiele jest czynników, które często wpływają na to, że modlitwę postrzegamy jako przykry obowiązek. „Nasi nastolatkowie jęczą lub bojkotują modlitwę, maluchy podrygują, hałasują albo się szamocą. Boję się, że taka modlitwa zniechęci ich do modlitwy!” – wyjawia Isabelle, mama piątki dzieci.
Istnieją też inne, bardziej osobiste, przeszkody: ojciec, który ze wstydu, z powodu własnej nieśmiałości czy indywidualizmu, nie kwapi się do tego wspólnotowego ćwiczenia, jeden z małżonków, który nie podziela wiary drugiego lub publicznego dawania jej wyrazu, nastolatek, którego obecność grozi awanturą…
Przede wszystkim się nie kłócić!
Na przykład Jeremiasz, lat 14, otwarcie manifestuje swoje negatywne nastawienie do wieczornej modlitwy: marudzi, szydzi, odmawia w niej udziału. Czy w ten sposób odrzuca Boga? Odrzuca modlitwę w ogóle czy modlitwę w rodzinie? Wiele jest tu niuansów.
„Wielu nastolatków czuje się zażenowanych modlitwą z bliskimi. Jednak to, że nie chcą brać udziału w rodzinnej modlitwie nie znaczy, że odrzucają Boga lub modlitwę” – zauważa Élisabeth, mama czwórki dzieci. „Modlitwa w rodzinie powinna być miejscem pokoju, a nie powodem do niezgody czy wywierania presji” – wyjaśnia dalej. „Nasz najstarszy syn regularnie właśnie wtedy bierze prysznic, mój mąż ostentacyjnie siedzi z nosem w gazecie – trudno! Być może nadejdzie czas, gdy będziemy się modlić wszyscy razem. Czekając na ten moment, nie będziemy się jednak o to kłócić. To naprawdę byłby zły przykład”.
„To uboga modlitwa, ale to nasza modlitwa”
Czy wieczorna modlitwa nie jest jakąś piękną utopią? Nie, pod dwoma warunkami: trzeba naprawdę jej chcieć i nie można oczekiwać niemożliwego. „Pewien rodzaj perfekcjonizmu o mało co nie zabił naszej wspólnej modlitwy” – opowiada Bernard. „Marzyliśmy o liturgii z prawdziwego zdarzenia? Z trudem udaje nam się zorganizować modlitwę trwającą nędzne trzy minuty. O mały włos, a odpuścilibyśmy ją sobie zupełnie. Ale potem stwierdziliśmy: Trudno. Może to i uboga modlitwa, ale nasza własna. Sądzę, że Bóg myśli podobnie. To niewiele, co jesteśmy w stanie zrobić, trzeba to zrobić. Chłopiec z przypowieści o rozmnożeniu chleba, którą znajdujemy w Ewangelii, miał tylko pięć chlebów i dwie ryby, ale właśnie to ofiarował…”.
Eryk, ojciec czwórki dzieci przyznaje z fatalistycznym uśmiechem: „Matka Teresa mawiała, że rodzina, która się modli, to rodzina, która jest razem. U nas jest zupełnie na odwrót. Gdy wspólnie się modlimy, wykańczamy się nawzajem. Zdecydowaliśmy więc, że będziemy się modlić tylko w sobotę wieczorem, kiedy przygotowujemy miniliturgię. W tygodniu odpuszczamy…”.
Trzeba odnaleźć swój własny rytm
Czy za wszelką cenę trzeba walczyć o codzienną modlitwę? Zdania są podzielone. Jedni kładą nacisk na regularność, która daje siłę, wierność, nadaje pewien rytm, który ułatwia praktykę religijną. Inni skłaniają się, często z konieczności, ku dłuższej, ale rzadszej modlitwie.
„Trzeba odnaleźć swój własny rytm” – jak mawiała Georgette Blaquière, francuska teolożka i katolicka eseistka. „Czasem lepiej jest modlić się w rodzinie dwa/trzy razy w tygodniu albo tylko w niedzielę. Ważne jest, by rzeczywiście przeżywać ją, jako czas naprawdę poświęcony Bogu. Zbyt często zatrzymujemy się na pedagogicznym wymiarze modlitwy. Próbujemy nauczyć wiary nasze dzieci. Mylimy cel z konsekwencjami”.
Nie można zapominać o modlitwie osobistej
Ideałem byłoby oczywiście stworzyć chrześcijański klimat w domu, aby dzieci dorastały „skąpane” w wierze i mogły rozwijać swoje powołanie do modlitwy. Ale to jest ideał. Ważne jest, by szybko odnaleźć drogę do modlitwy osobistej, jeśli gdzieś po drodze ją zagubiliśmy.
To ona jest źródłem modlitwy w rodzinie. Jeśli brakuje modlitwy osobistej, modlitwa rodzinna będzie fasadą, która któregoś dnia może się zawalić. Tak więc, modlitwa w rodzinie nie zastąpi osobistego dialogu z Bogiem w ciszy własnego serca, ani w przypadku dzieci, ani w przypadku rodziców. Wręcz przeciwnie, powinna do niego prowadzić.
Luc Adrian i Christine Ponsard
Czytaj także:
Modlitwa za podzielone i rozbite rodziny
Czytaj także:
Modlitwa, którą papież Franciszek odmawia od dziecka