Zawód miłosny, porażka w pracy… Porażka budzi strach. Trudno jest ją przyjąć i z nią żyć, ale może się okazać niezwykłą trampoliną do szczęśliwego życia. Pod pewnymi warunkami…
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z akceptacji porażki nie można czynić ideologii. Porażka nie jest w żaden sposób do szczęścia niezbędnie potrzebna. Jednak faktem jest, że nie da się porażki uniknąć. Porażka zdaje się być jedną z zasadniczych cech istoty ludzkiej. Według niemieckiego benedyktyna Anselma Grüna to bolesne doświadczenie może okazać się prawdziwą okazją do odrodzenia, otwarcia się na Boga i dać nam szansę na nowy początek i prawdziwe szczęście.
Luc Adrian: Jak zdefiniowałby ojciec porażkę ?
Ojciec Anselm Grün: W języku niemieckim słowo “scheitern” (nie powieść się) pochodzi od “scheit” (polano, kawałek drewna) i od “scheiden” (rozciąć, rozdzielić). Odnieść porażkę oznacza rozdzielić to, co było całością. Rozpada się jedność, to, co było całością, rozpada się na kawałki. Słowa “scheiden” używamy na przykład, aby określić nieudane małżeństwo: para rozwodzi się, rozstaje.
To słowo odnajdziemy również w “Abschied”, “adieu”: każda porażka oznacza, że musimy powiedzieć adieu jakiemuś wyidealizowanemu obrazowi naszego życia i samych siebie. A w słowie “Verscheiden”, co znaczy “umierać”, widzimy, że w porażce istnieje pewne odniesienie do śmierci. Coś, w czym pokładaliśmy wszystkie nasze nadzieje, umiera. Moja miłość, moje powołanie, moje zaangażowania, nie przynoszą mi tego, czego oczekiwałem, ale wręcz przeciwnie, ich wynik jest negatywny i mało pocieszający. Skończyły się marzenia.
Pod jakimi warunkami to nieszczęście może stać się szansą do wzrostu?
Jeśli je zaakceptujemy, jeśli się nad nim zatrzymamy i zapytamy samych siebie: czy nasz pomysł na życie nie był dotychczas zbyt jednostronny i ograniczony? W samym sercu porażki powinniśmy zdecydować, jaką nową drogę obrać. Potrzeba też, abyśmy potrafili „rozpoznać”, przeanalizować, dlaczego odnieśliśmy porażkę i w jaki sposób na nowo możemy posklejać te poszczególne części, aby rozpocząć nowe życie.
Porażka może nas zachęcić do uporządkowania naszego życia w taki sposób, byśmy na nowo stali się tą jedyną w swoim rodzaju osobą, którą chce z nas uczynić Bóg. Moim zdaniem szczęście oznacza nie tylko życie w zgodzie z samym sobą, ale też w zgodzie z tym jedynym w swoim rodzaju, wyjątkowym „wyobrażeniem”, jakie Bóg ma na mój temat. Albo jeszcze inaczej, porażka pokazuje precyzyjnie, że zastąpiłem ten Boży „obraz” innym, który odpowiada przede wszystkim moim własnym wyobrażeniom na temat woli Bożej.
Wiele osób upada i nie ma szansy podnieść się po porażce…
Zgadza się. Nie możemy ich oceniać. Wiele osób wiedzie naprawdę trudne życie i nie mam pojęcia, czy będąc na ich miejscu, miałbym siłę do tego, by się z nim mierzyć. Jednak znam też ludzi, którzy pogrążają się w swoich cierpieniach, bo nie są gotowi zerwać z fałszywymi wyobrażeniami, jakie wytworzyli sobie na temat własnego życia. Są tak bardzo zawiedzeni sami sobą i rozczarowani Bogiem, że odrzucają nadzieję. A to właśnie w przypadku porażki tak ważne jest, by odwoływać się do wiary w Boga, który zwyciężył śmierć i pragnie wyprowadzić mnie z grobu moich ciemności i porażek.
Każdej porażce towarzyszy poczucie winy. Czy nie jest to przeszkoda na drodze ku szczęściu?
Poczucie winy może paraliżować i być prawdziwą torturą. W głębi serca sądzimy – czy mowa o parze, która się rozstaje, zakonniku, który opuszcza swój zakon czy księdzu, który zostawia swoją posługę – że powinno było nam się udać, że powinniśmy byli wytrwać. Czy nie poddaliśmy się naszemu egoizmowi? Czy nie poddaliśmy się jakiemuś mainstreamowemu myśleniu, które koncentruje się jedynie na samorozwoju? Czy nie powinniśmy byli pójść raczej drogą krzyża i ponieść naszych trudności aż do końca?
Ale na nic się nie zda tłumienie tego poczucia winy: trzeba przyjrzeć mu się z bliska i spojrzeć mu prosto w oczy.
Czy poczucie winy nie działa czasem jak alarm, który ostrzega nas, że znaleźliśmy się w impasie?
Rzeczywiście, może zwracać naszą uwagę na to, że rozmijamy się z samymi sobą; wtedy jest to zaproszenie do tego, by żyć w sposób bardziej autentyczny. Poczucie winy może prowadzić do nowego początku, jeśli potrafimy nie popadać w obwinianie się czy ucieczkę przed odpowiedzialnością. Poczucie winy jest dowodem na to, że niemożliwością byłoby przejść przez życie, nie ryzykując przy tym ubrudzenia sobie rąk. Pokazuje też, że nie jesteśmy doskonali i nie możemy tacy być. Łamie naszą apodyktyczną pewność, aby Bóg mógł wejść do naszych serc.
Potrzeba nam przedstawić swoją winę Panu i wierzyć w Jego przebaczenie. Wtedy będziemy mogli wybaczyć sami sobie i uwolnić się od poczucia winy. Spowiedź jest tutaj bezcenną pomocą.
Czy cudza porażka może zniszczyć nasze szczęście?
Przyczynia się do naszego braku równowagi. Każe nam zadać sobie pytanie o autentyczność naszego pomysłu na życie, o strach, jaki rodzi się w nas na myśl o zmianie życia. Przynagla nas do pójścia za zaleceniami św. Pawła: „Ten komu zdaje się, że stoi, niech baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10, 12).
Jeśli w całkowitej szczerości przyjrzymy się swojemu życiu, znajdziemy w nim porażki, złudzenia, które prysły, sytuacja bez wyjścia. Jesteśmy istotami, które zawiodły. Tymczasem, w sytuacji porażki powinniśmy zachować wiarę w słowa św. Pawła: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10, 13).
W jaki sposób zdefiniowałby ojciec szczęście w relacji do pokoju wewnętrznego?
Szczęście, według mnie, jest wyrazem pokoju wewnętrznego: to uczucie, którego doznaję, gdy jestem w zgodzie sam ze sobą. Szczęście w języku niemieckim oznacza “udane życie”, jest wyrazem życia spełnionego.
Nie możemy „uczynić” szczęścia, ale za to możemy czynić pokój: mogę przyczynić się do osiągnięcia tego pokoju, który z kolei przyniesie mi szczęście. Pokój oznacza, że mówię “tak” samemu sobie. W łacinie słowo “pax” oznacza “rozmowę ze swoimi wrogami”. Muszę rozmawiać z wrogami mojej duszy. Ci wrogowie mogą stać się moimi przyjaciółmi, jeśli będę umiał się z nimi dogadać. A więc nie muszę się ich już obawiać. Jestem w zgodzie sam ze sobą.
Według ojca jakie są warunki prawdziwego szczęścia wewnętrznego?
Chodzi dokładnie o to, by powiedzieć “tak” samemu sobie. Erazm mówi, że szczęście polega na tym, żeby „być tym, kim chcemy być”. Innym warunkiem szczęścia jest to, by żyć wszystkimi zmysłami, żyć intensywnie, wziąć życie w swoje ręce. Gdy wszystko „gra”, jestem szczęśliwy. Jednak, aby wszystko „grało”, muszę zrezygnować ze swojego narcystycznego ego i zwrócić się w kierunku innych.
Jaka jest, według ojca, podstawowa przeszkoda w drodze do szczęścia?
Nadmierne oczekiwania w stosunku do życia. Złudne poczucie, że wszystko zawsze musi być możliwie jak najlepsze. Tymczasem szczęście oznacza akceptację tego, że jest się człowiekiem, takim samym, jak wszyscy inni. Złudzenia zawsze rodzą strach: strach, że nie osiągniemy ideału, strach, że będziemy ocenieni przez innych, strach, że nie spodobamy się Bogu. Więc ciągniemy za sobą ten ideał, jak kulę u nogi, i jesteśmy nieszczęśliwi. Jeszcze inną przeszkodą wydaje mi się konsumpcjonizm, jak gdyby wszystko można było kupić, nawet szczęście…
Czy tu na ziemi możemy być w pełni szczęśliwi?
Nie, nigdy nie będzie to pełnia szczęścia. Nawet jeśli w danej chwili odczuwamy wielkie szczęście, odkrywamy w sobie gorące pragnienie jeszcze większego szczęścia. Tak naprawdę tylko Bóg może wypełnić nasze pragnienie szczęścia i „udanego życia”.
Gdy doświadczamy obecności Boga, czujemy się w pełni szczęśliwi. I tak jak Teresa z Avila możemy powiedzieć „Bóg sam wystarczy”. Jednak chwilę później znowu odczuwamy oddalenie od Boga i brak satysfakcji. Nie tylko brak urzeczywistnienia naszych marzeń o szczęściu, ale także rozczarowanie, jakie to rodzi, odwołuje nas do Boga. Ostatecznie, prawdziwe szczęście odkryjemy dopiero w spotkaniu ze śmiercią.
A więc porażka jest szansą?
Może nią być jedynie dla tego, kto zgadza się zobaczyć siebie ogołoconego ze wszystkiego. Dopiero w tym opuszczeniu Bóg może ukazać mu się jako Ten, który zstąpił w sam środek tego bezsensu w osobie swojego Syna – Jezusa Chrystusa. Św. Jan od Krzyża jest przekonany, że obraz Ukrzyżowanego może dotknąć jedynie tego, który wolny jest od wszystkiego.
Ten, kto odnosi porażkę, doświadcza często w ten sposób „umierania dla samego siebie”, o którym mówią mistycy, nie musząc nawet się o to starać. Wraz ze swoim ego traci też swoje zabezpieczenia i zostaje z niczym. Z głębi tej nicości doświadcza Boga w nowy sposób. Gdy nie ma już nic stałego, na czym mógłby budować, Bóg ukazuje mu się jako prawdziwy fundament życia. Nie może już liczyć na swoje życie zawodowe, swój związek, swoje życie monastyczne… Wszystko jest mu odebrane, znajduje się nagi, ogołocony ze wszystkiego. I to właśnie ta nagość odkrywa przed nim Boga, jak prawdziwy płomień, który ogarnia krzew.
Płonący krzew dobrze obrazuje duchowe doświadczenie porażki: utrata wszystkich swoich zabezpieczeń może prowadzić do tajemnicy Bożej miłości. Mojżesz postrzega siebie jako tego, który odniósł porażkę; czuje się niepotrzebny. I to właśnie w tym momencie, gdy jest nikim, rodzi się jego powołanie wielkiego proroka. Ale konieczne było zdjęcie sandałów, by zbliżyć się do tajemnicy Boga.
Zebrał Luc Adrian
Czytaj także:
Życie w rytmie Stwórcy i stworzenia. Plan dnia, który otwiera na Boga
Czytaj także:
A jeśli przez „trudnego brata” mówi do nas Jezus? Ojcowie Pustyni piszą o „słabym punkcie”