separateurCreated with Sketch.

Staszek Karpiel Bułecka: Nie odkładam niczego na jutro

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Szanuje rodzinę i tradycję.  Kocha góry, sport i muzykę. Lider zespołu Future Folk. Zapalony freestylowiec. Człowiek orkiestra jak mówią o nim przyjaciele. On sam mówi o sobie góral pełną gębą.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Spotykamy się w jego rodzinnym domu w Zakopanem. Drewno, tradycyjne zdobienia i rodzinne pamiątki.  To mój azyl, do którego zawsze wracam – przyznaje. – Pod Tatrami liczy się przywiązanie do tradycji. Dlatego góralskich dźwięków nie brakuje też w muzyce zespołu, w którym śpiewa. Future Folk jest najlepszym dowodem na to, że można łączyć góralszczyznę z nowoczesnością i muzyką elektroniczną. – W muzyce najważniejsze jest to, żeby była prawdziwa – mówi Staszek Karpiel Bułecka  – A nasze korzenie są pod Tatrami.

 

 

Iwona Sitnik-Kornecka: Miała być piękna pogoda, miał być egzamin ze znajomości górskich szczytów, i co? Ściana deszczu, rozmawiamy w domu.

Staszek Karpiel Bułecka: Dzięki temu może nie narobię sobie wstydu bo z tymi szczytami to u mnie jest różnie jeśli chodzi o informacje, który jest który.

Czyli to Twoja wina? Załatwiłeś deszcz, żebyśmy nie pytali o szczyty. Ja jednak zapytam. Bo nawet jeśli nazw szczytów nie pamiętasz, to po górach chodzisz, biegasz, zjeżdżasz…

Lubię chodzić w góry w zimie, na ski-tourach – to są narty na których można podchodzić do góry, a przy okazji szanujemy sobie zjazd bo jak się wchodzi pół dnia to ten zjazd jest zupełnie inny. Ale wydaje mi się właśnie,  że przez to jest mniej ludzi na szlakach i te góry są zupełnie inne, zupełnie inaczej je odbieram.

Czyli idziesz w góry szukać samotności, spokoju, przyrody?

Spokoju to może nie. Jestem towarzyski. Ale inspiracje wtedy zbiera się lepiej. Tak mam. Może to wynika z tego, że kocham narty i w moim życiu wszystko zaczęło się od nart. Zawsze powtarzam że gdyby nie narty, nie było tego, co jest teraz, czyli muzyki.

 

 

Nie wyobrażam sobie życia bez nart

5 lat miałeś, tak? Kiedy zaczęła się twoja przygoda z nartami?

5 lat, tak. U mojej babci jest wyciąg, taka powiem najsłynniejsza ośla łączka w samym centrum Zakopanego. Gdzie zresztą wybitne osoby uczyły się jeździć na nartach. Ten wyciąg istnieje do tej pory. Tam  zacząłem swoją przygodę z narciarstwem. Oczywiście na początku nie szło mi za bardzo, rzucałem nawet nartami – pamiętam do dziś.

Kto cię uczył?

Zaczęła mnie uczyć ciocia, siostra taty. Ale później jakoś wolałem sam. I tak jeździłem, jeździłem aż w końcu się nauczyłem. Zawsze byłem indywidualistą. Poza tym ta normalna jazda na nartach mnie nudziła.

Dlatego zająłeś się freestyle’em?

Tak. ( śmiech) Narciarstwo freestyle’owe w środowisku normalnych narciarzy wyglądało co najmniej dziwnie. Patrzyli dla nas jak na wariatów. Trudno się dziwić, narty mieliśmy zagięte z tyłu. Fajne nartki do nauki – komentowali wszyscy. Miałem takiego gula, bo przecież to nie były narty do nauki, tylko freestyle’owe. Dzisiaj świadomość narciarstwa freestyle’owego jest dużo większa. Zwłaszcza, że freestyle trafił na olimpiadę w Soczi. Dzisiaj oczywiście narciarstwo jest trochę z boku, ale dalej jeżdżę, nie wyobrażam sobie życia bez nart.

 

 

W muzyce wszystko musi być prawdziwe

No i czasami w teledyskach łączysz muzykę i narty.

Najważniejsze żeby w muzyce wszystko było prawdziwe, bo wtedy ludzie odbierają ją najlepiej.

Twoja muzyka jest trochę nowoczesna, trochę tradycyjna, bo Ty też taki jesteś? Że tradycja jest ważna, widać to tu w domu. Na ścianach jest sporo pamiątek.

To jest mój dom rodzinny, taty i mamy.  Rzeczywiście jest bardzo tradycyjny. Nowoczesnych rzeczy oprócz nowych telewizorów tu nie ma, ale to właśnie jest piękne. W naszej muzyce, tak jak powiedziałaś jest nowoczesność i góralszczyzna. Bo faktycznie taki jestem.

Muzykę elektroniczną też słychać.

My na to mówimy muzyka elektroniczna,taneczna. Zwał jak zwał, ludzie różnie o tym mówią, ale rzeczywiście jest to muzyka nowoczesna, i klubowa. Pomieszana z góralszczyzną, z tą naszą tradycją, z miejscem z którego pochodzimy, skąd są nasze korzenie. Jak mówiłem najważniejsze w muzyce jest to, żeby była prawdziwa i mam nadzieję, a nawet jestem pewny, że nasza taka jest. Chociaż jest podana na zupełnie innej tacy. Ale jak widzimy na koncertach bawią się przy niej nie tylko młodzi ludzie. Każdy w niej znajdzie coś dla siebie.

Twojemu Tacie ta muzyka się podoba?  

Myślę, że jest zadowolony, że gram.  Cała rodzina była w szoku, że z narciarstwa poszedłem w stronę muzyki. Zacząłem się tym zajmować dosyć późno. Tata jest artystą, muzykiem i architektem, więc fachów w ręce także ma dużo. Ale nigdy nas na siłę nie nakłaniał do tego, żebyśmy grali  na skrzypcach.

Z drugiej strony muzyka cały czas musiała być w Twoim domu, bo przecież tata zakładał zespół Krywań, grał później ze Zbigniewem Namysłowskim czyli taki jazz góralski. Byłeś więc niejako skazany na muzykę. Ale to inne podejście do góralskiej muzyki też się pojawiało, bo był jazz.

Wszystko zaczęło się od mojego dziadka, który jest artystą, muzykiem a oprócz tego wybitnym stolarzem. Oczywiście później był Tata, który jak powiedziałaś założył zespół Krywań.  Zespół zresztą istnieje do tej pory, i cały czas gra.

To trochę inna muzyka…

To była fantastyczna muzyka. Później Tata połączył muzykę góralską z jazzem, i razem ze Zbigniewem Namysłowskim stworzyli projekt, który odbił się echem nie tylko w Polsce ale i na świecie. To było super. Cały czas mam ich płytę w samochodzie i jej słucham. Jest jeszcze brat Taty, mój stryj Sebastian, który też gra, powiedzmy pop-rock. Musiałem znaleźć swoje miejsce…

Grywacie razem na koncertach?

Oczywiście. I to jest coś fantastycznego. Chociaż muszę przyznać, że ludzie wrzucają całą muzykę góralską do jednego worka. Dla nich Golce, Brathanki, Zakopower, my – to to samo. A tak nie jest.

 

Muzyczne geny

Czego się nauczyłeś od swojego Taty, jaka była najważniejsza rzecz? Mówisz, że do grania nikt was nie zmuszał.

Dzisiaj tego trochę żałuję. Jak to mówią z wiekiem człowiek zaczyna być mądrzejszy, i by chciał. Ale to już nie wróci. Chociaż zawsze można zacząć i grać dla siebie. Jak mówi mój ojciec: “na nic nigdy nie jest za późno”.  (śmiech)

Ty śpiewasz.

Śpiewam. Najpiękniejsze, co słyszę w środowisku Taty i swoim, to to, że mam podobny niego głos. Muszę to teraz w sobie pielęgnować, wyssałem to z mlekiem matki, za co dziękuję. Chociaż skrzypce też by się przydały…

Żeby wygrać wszystko, co w duszy gra?

Kto powiedział, że jeszcze się za nie nie złapię? Przecież na nic nie jest za późno. (śmiech).  Ojciec zawsze mi powtarza: “będziesz mógł sobie zagrać po kościele, żeby coś ci jeszcze do kapelusza wrzucili”.

A czego chciałbyś nauczyć swojego syna, co chciałbyś mu przekazać?

Zrobię tak jak mój Tata, nie będę go pchał na siłę w żadną stronę. Trochę pomogę, jak będzie trzeba go ukierunkować na początku, jeżeli on sam nie do końca będzie wiedział, w którą stronę iść. Ale co będzie chciał robić, to oczywiście będzie jego indywidualna sprawa. Nigdy nie będę go nakłaniał na siłę do niczego. Chociaż chciałbym, żeby grał…  Mam nadzieję, że rodzinne geny przeszły też na niego, a że są mocne wierzę,  że się uda. Sport z muzyką idzie w parze więc mógłby robić to i to. W rodzinie mamy też wybitnych sportowców. Od strony Mamy jest Andrzej Bachleda-Curuś, nie mówię o seniorze, tylko o juniorze, który jeździł na nartach i mogliśmy oglądać jego sukcesy na olimpiadzie. Dzisiaj też poszedł w muzykę, właściwie muzyka jest teraz u niego na pierwszym miejscu. Tak, że  jak będzie chciał się złapać sportu, to się złapie sportu, jak będzie chciał się złapać muzyki to się złapie muzyki. A ja mam nadzieję, że się złapie wszystkiego, tego i tego.

 

 

Góralska dusza

Ludzie, którzy się rodzą w górach są twardsi, bo tu życie bywa trudne, czy bardziej wrażliwi, bo mają artystyczną duszę?

Tak mówią, że są twardsi. Ale ja wiem? Wrażliwi są na pewno. Na to co nas otacza, na piękno i na to co robią. Chociaż ludzie na północy też są wrażliwi. Tylko na inne piękno. My mamy góry. Oni mają morze. Ale powiem od strony mężczyzny. My wcale tacy twardzi nie jesteśmy . Wręcz bym powiedział, że nasze kobiety są twardsze. Jak moja mama. Razem z tatą jest nas w domu czterech Janosików. I musiała sobie z nami dawać radę. Wychowała nas bardzo dobrze, za co Jej teraz dziękuję.

Kobiety? Ale to górale są przecież postrzegani jako twardzi mężczyźni.

Bo jak postawimy na swoim to się trzymamy swego. Charaktery mamy mocne (śmiech). Tak już tu jest na Podhalu. Ale myślę, że w tym też tkwi siła. Trzymamy się przez to razem. I staramy się, żeby tradycja nie zginęła. I nie zaginie. Nie wyobrażam sobie, żeby tego, co najważniejsze nie przekazać swoim dzieciom.

 

Boga chciałbym spotkać w górach…

A jakbyś na szlaku pewnego dnia spotkał Pana Boga, to o co byś go zapytał? Albo co byś mu powiedział?

Jakbym go spotkał? Jak to mówią górale i tak są bliżej Boga.

Bo wyżej…

Bo jesteśmy wyżej…

Czyli, że łatwiej coś powiedzieć?

Nie wiem, czy bym się w ogóle odezwał. Człowiek ma w życiu rzeczy, które nie chciałby żeby były i żałuje. Ale co bym powiedział Bogu? Powiedziałbym Mu, że cieszę się że jest. W ogóle jesteśmy mocno wierzący, wiemy dobrze, że jest. Może by to nie zrobiło jakiegoś wielkiego wrażenia, jakbym Go spotkał. Pewnie bym się przywitał, i jedyne o co bym Go prosił to o to, żeby na całym świecie, wszyscy byli zdrowi. Bo jak będziemy zdrowi, to reszta przecież jest najmniej ważna.

Po czym byś Go poznał?

Myślę, że to On by się pierwszy przedstawił.

Byłoby wiadomo?

Byłby na pewno wyjątkowy, chociaż pewnie nie taki jak Go widzimy na obrazkach…

Gdybyś wiedział, że jutro jest koniec świata, to co chciałbyś zrobić?

Ja żyje z dnia na dzień, i tak naprawdę cieszę się każdym dniem. Widzę to po niektórych swoich znajomych, po tych którzy już są w niebie i po tych którzy niestety są w ciężkich chorobach, że żyć trzeba chwilą.

I nie odkładać niczego na jutro?

Tak, i nie odkładać niczego na jutro, to jest bardzo ważne. I ja powiem szczerze, czy bym czegoś żałował, czegoś co nie zrobiłem? – niczego. W moim życiu oczywiście są wzloty i upadki, jak w każdym, ale niczego bym nie żałował. Życie zawsze pokazywało mi samo, co  robić. Kiedyś nie przypuszczałem, że będę muzykiem. To się po prostu stało. Ciesze się, że mam takie życie jakie mam. Marzy mi się pensjonat. Kiedyś marzył mi się dom i to marzenie teraz powoli dochodzi do skutku. I mam nadzieję, że zostanę tu pod Tatrami  do grobowej deski. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej, i nie tylko ja, moje dzieci, i najbliżsi.

Dziękuje bardzo.

Ja też bardzo dziękuje. Chociaż powiem szczerze… To pytanie o Boga było… No nie wiem, co bym powiedział. Ale wiem jedno,  na pewno chciałbym spotkać Go w górach, bo to miejsce jest tak jak powiedziałaś bliżej Boga, i na pewno chciałbym go spotkać tam.

Zobacz wywiad w wersji filmowej

 

 


Fotografia Marzeny Rogalskiej
Czytaj także:
Marzena Rogalska: Nauczyłam się prosić o pomoc (WYWIAD)


MACIEJ STUHR
Czytaj także:
Maciej Stuhr: Róbmy swoje [wywiad]

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.