separateurCreated with Sketch.

Izraelici do Ziemi Obiecanej mogli iść kilka tygodni, a szli 40 lat. Kto im dał ten krzyż?

JOZUE

Jozue przekracza rzekę Jordan niosąc Arkę Przymierza, mal. Benjamin West

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 27.03.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Gdyby cały Izrael był jak Jozue i Kaleb, prawdopodobnie nie byłoby historii z wędrówką po pustyni. Co takiego mieli ci dwaj mężczyźni?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Przez wybiórczą znajomość Starego Testamentu byłem pewien, że te 40 lat „łażenia” Izraelitów po pustyni wynikało zwyczajnie z odległości i nie najlepszej nawigacji. Aż tu pewnego dnia słyszę na pewnych rekolekcjach, że oni mogli już po paru tygodniach od wyjścia z Egiptu wkroczyć do Ziemi Obiecanej! Ludzka kalkulacja nie daje złudzeń. O co tu zatem chodzi?


NIEDZIELA PALMOWA W JEROZOLIMIE
Czytaj także:
Niedziela Palmowa w Jerozolimie. Tłum, gwar, plątanina języków z całego świata

Czytając Księgi Wyjścia, Liczb czy Powtórzonego Prawa, fascynuję się Bożą logiką. Po co Bogu naród wybrany, złożony z tak niesfornych ludzi? Same problemy: buntują się, szemrają, są niestali w zobowiązaniach.

Tak jakbym ja taki nie był… Bóg wyprowadza mnie z patowych sytuacji, daje przechodzić niejedno „Morze Czerwone”, a ja i tak mając przed sobą stuprocentowe wypełnienie obietnicy wejścia do mojej życiowej Ziemi Obiecanej, tchórzę. Zapominam, że Bóg jest przy mnie i nie mam się czego bać. Nie jestem jak Jozue i Kaleb.

 

Przeszpiegi we wspaniałym kraju

Oni po krótkiej wędrówce narodu z Egiptu w okolice Kanaanu i po rozbiciu obozu na pustyni Paran, zostali wysłani wraz innymi 10 zwiadowcami, by wybadać obiecany Izraelowi kraj. Tylko Jozue i Kaleb – mimo złożonego przez siebie raportu o obronnych murach i silnych wojownikach – dostrzegali, że kraj, w którym byli na zwiadzie to przecież Ziemia Obiecana: miejsce, które przeznaczył im Bóg i jeśli Bóg jest obecny wśród Izraelitów to zdobędą tę ziemię. Tylko Jozuego i Kaleba było stać na słowa:

Kraj, który przeszliśmy, aby go poznać, jest wspaniałym krajem! Jeśli Pan będzie nam sprzyjał, to wprowadzi nas do niego i da nam ziemię, która rzeczywiście opływa w mleko i miód. Ale nie buntujcie się przeciwko Panu. Nie lękajcie się też ludzi tego kraju, bo ich podbijemy. Nikt ich nie osłania, a z nami jest Pan! Nie musicie się ich bać! (Lb 14, 7b-9).


IGA I KONRAD GRZYBOWSCY
Czytaj także:
Ich dzieci są ciężko chore. Opowiadają, jak nie wkurzyć się na Pana Boga

 

Wybieraj – lęk czy miłość?

Jozue i Kaleb po prostu wierzyli Bogu. Nie kierował nimi lęk. Kierowała nimi miłość do Boga i do rodaków. Pozostałych dziesięciu zwiadowców siało ferment w narodzie wyolbrzymiając przeszkody i widząc tylko ludzką stronę całej sytuacji.

Można chyba powiedzieć, że Jozue i Kaleb byli wyposażeni w dary Ducha Świętego. Przede wszystkim w mądrość, która nie sprowadza życia jedynie do doczesności i w męstwo, które uwalnia od lęku przed trudnymi, po ludzku być może niemożliwymi do wykonania zadaniami.

Efekty? Dziesięć do dwóch. Izraelici sami na siebie podpisali wyrok, a brzmiał on: 40 dni zwiadów w Kanaanie zamienione na 40 lat tułaczki i pokuty, po której do Ziemi Obiecanej wejdą dopiero ich dzieci – pokolenie pozbawione mentalności niewolników, niewierzących Bogu mimo widzenia plag w Egipcie, mimo całej nocnej mistyki paschalnej, mimo przejścia przez Morze Czerwone…

Uderza mnie to, że w Pięcioksięgu nie ma ani słowa o buncie Jozuego i Kaleba. Byli gotowi, by zdobyć Ziemię Obiecaną, ale poszli na 40 lat tułaczki. Nie zostawili rodaków. Nie czuli się od nich lepsi.

 

Krzyż od Boga czy na własne życzenie?

To poszerza kontekst i pozwala o wiele pełniej spojrzeć na 40 lat wędrowania Izraela. To nie był krzyż z kategorii tych, które dopuszcza Bóg. To był krzyż, który Izraelici sami sobie włożyli na ramiona. I gdy ja sam nie mam w sobie postawy Jozuego i Kaleba, trudno mi mówić, że Bóg dopuścił w moim życiu jakiś krzyż, przez który mam się uświęcać. Raczej przez brak mojej wiary, sam sobie włożyłem ten krzyż na barki.

Mam w sobie tęsknotę za Ziemią Obiecaną, ale nie wejdę do niej, jeśli nie będę na to gotowy. A być gotowym to zgodzić się na walkę i trud, jednocześnie wierząc, że skoro Bóg obiecuje, to jest ze mną.

Do takiej postawy potrzebuję jednak serca człowieka wolnego, a nie niewolnika swoich wspomnień, zranień czy słabości. Być gotowym na wejście do Ziemi Obiecanej to w pełni świadomie wyznać za św. Pawłem: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13). Najpierw postawa serca, potem spełnienie Bożych obietnic.



Czytaj także:
Męskie rany. Dlaczego mężczyźni o nich nie mówią?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.