separateurCreated with Sketch.

Być rodzicem chrzestnym: czy mogę odmówić?

MATKA CHRZESTNA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
A może czasem trzeba odmówić? Prawdziwie trudna sytuacja robi się wtedy, gdy mamy poważne wątpliwości, czy będziemy mieli w ogóle w czym pomagać rodzicom dziecka, którzy praktycznie żyją jak niewierzący.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Bywa, że ktoś prosi nas, byśmy zostali chrzestnymi jego dziecka. Nie zawsze nam się to uśmiecha. Odmawiać czy nie odmawiać? Zanim odpowiemy na to pytanie, sprawdźmy, kim tak naprawdę jest chrzestny i jaka jest jego rola.

Skąd wzięli się rodzice chrzestni?

Kiedy w pierwszych wiekach dorosły człowiek przychodził do Kościoła prosić o chrzest, stawał się katechumenem i rozpoczynał długie przygotowania do przyjęcia tego sakramentu.

W tych przygotowaniach towarzyszyła mu oczywiście cała wspólnota, ale spośród niej wyznaczany był jeden człowiek, który stawał się „opiekunem” katechumena. To on dbał o to, by przygotowujący się poznał należycie Ewangelię, prawdy wiary, zasady chrześcijańskiego postępowania, to on odpowiadał na jego pytania i wątpliwości, uczył modlitwy.

To on wreszcie poświadczał wobec całej wspólnoty, że katechumen jest już gotowy do przyjęcia chrztu i stania się „pełnoprawnym” chrześcijaninem. Stąd najczęściej nazywano tę osobę „świadkiem”, czy „poświadczającym”.

Chodziło jednak nie o to, że był on świadkiem samego wydarzenia chrztu, ale całego procesu dojrzewania człowieka do wiary. Był więc świadkiem, który wraz z katechumenem doświadczał trudu rodzenia się do wiary i który przez swoją posługę wobec niego sam go do tejże wiary „rodził”. Stąd mówimy o „rodzicu chrzestnym” – tym, który „rodzi duchowo”.

Jaka jest rola rodziców chrzestnych?

Z biegiem czasu, wraz z upowszechnieniem się zwyczaju chrzczenia małych dzieci funkcja ta ewoluowała. Ponieważ chrzcimy maleńkich, nieświadomych jeszcze niczego ludzi cały proces dojrzewania do wiary, do jej rozumienia, wyznawania i praktykowania rozkłada się na całe lata po chrzcie człowieka.

W naturalny sposób zadanie wprowadzania w wiarę przejęli rodzice. Stało się ono po prostu częścią procesu wychowania, który i tak spoczywa w pierwszym rzędzie na nich. Tak też jest to ujęte w liturgicznym dialogu towarzyszącym sakramentowi chrztu:

Ksiądz: Drodzy rodzice, prosząc o chrzest dla waszego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?

Rodzice: Jesteśmy tego świadomi.

Ksiądz: A wy, drodzy chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu ich obowiązku?

Chrzestni: Jesteśmy gotowi.

Zatem odpowiedzialnymi za wprowadzenie człowieka w wiarę, czyli relację z Bogiem są rodzice. Zadaniem chrzestnych jest „pomagać rodzicom” w wypełnianiu tego zadania. Na czym ta pomoc ma polegać?

Co właściwie mają robić chrzestni?

Skoro mają pomagać we wprowadzaniu w wiarę, w „rodzeniu do wiary”, to oczywiście sami muszą ją mieć. Pierwszym zadaniem chrzestnych jest więc dbałość o własne życie duchowe, sakramentalne, o własną relację z Bogiem. Jeśli tego nie mają, to są po prostu oszustami, bo deklarują gotowość do podjęcia zadania, którego nie są tak naprawdę w stanie podjąć.

Nie da się przekazać komuś czegoś, czego samemu się nie ma. Jeśli więc nie modlisz się, nie przystępujesz regularnie do sakramentów i nie planujesz żadnej realnej zmiany w tej kwestii, to nie zostawaj chrzestnym, bo oszukasz w ten sposób tego małego człowieka i jego rodziców.

Pewnie, że byłoby świetnie, gdybyś oprócz dbałości o własne życie duchowe regularnie widywał swojego chrześniaka i jego najbliższych. To wspaniała i nie do przecenienia okazja do wzajemnego karmienia i umacniania się świadectwem wiary (to znaczy: nie tego, że jesteś zawsze ideałem i stuprocentowym wzorem, ale tego, że mimo twoich słabości i potknięć wciąż starasz się iść za Jezusem, bo ci na nim zależy).

Nie byłoby od rzeczy interesować się rozwojem duchowym twojego chrześniaka. Szukać wraz z rodzicami sposobów i pomocy w przybliżaniu mu wiary. Świetnym i na pewno niesłychanie owocnym przedsięwzięciem byłaby wasza wspólna modlitwa za dziecko, a potem wraz z nim. W ten sposób będziecie tworzyć wokół niego klimat wiary, w którym będzie „przyswajać” ją w naturalny sposób.

Nie zawsze jednak będzie to możliwe. I dlatego twoja osobista relacja z Bogiem jest tu podstawową sprawą, bo zdarzają się sytuacje, w których samotna modlitwa za chrześniaka i jego rodziców pozostanie jedyną rzeczą, którą jako chrzestny będziesz mógł dla nich zrobić. Na przykład wtedy, gdy nie jesteście w stanie utrzymywać częstego, regularnego kontaktu albo kiedy ten kontakt z jakiegoś powodu w ogóle się urwie.

Odmówić bycia chrzestnym?

Nie ma prostej odpowiedzi. Wiele zależy od konkretnej sytuacji. Tym, co wielu z nas „odstrasza” od bycia chrzestnymi są często nie tyle zobowiązania duchowe, co „finansowe” wobec dziecka. Jeśli jednak chwilę się zastanowić, to dojdziemy do wniosku, że nie powinny nam one spędzać snu z powiek. Zazwyczaj potrafimy rozpoznać, jakie motywacje kierują naszymi znajomymi, kiedy proszą nas na chrzestnych.

Prawdziwie trudna sytuacja robi się wtedy, gdy mamy poważne wątpliwości, czy będziemy mieli w ogóle w czym pomagać rodzicom dziecka, którzy praktycznie żyją jak niewierzący i nie wygląda na to, by zamierzali przekazywać swojemu dziecku żywą wiarę. W razie wątpliwości warto o tym otwarcie porozmawiać:

Jest mi bardzo miło, etc. Ja swoją odpowiedzialność jako chrzestnego widzę w ten sposób: (…). A wy? Co to dla was znaczy? Bo skoro mam być rodzicem waszego dziecka, to w jakimś stopniu biorę za nie odpowiedzialność. Ale to znaczy też, że nabywam względem niego pewnych praw – na przykład prawa upominania się o jego życie duchowe, sakramentalne, przynajmniej dopóki w sakramencie bierzmowania nie potwierdzi świadomie, że teraz już bierze swoją wiarę we własne ręce. Nie obrażę się, jeśli zmienicie zdanie i wybierzecie kogoś innego”.

Z drugiej strony – zwłaszcza jeśli będą się „upierać” – może lepiej, żeby dziecko miało chrzestnego, który „przynajmniej” będzie się za nie modlił, niż wesołego figuranta dostarczającego odpowiednio wysokie apanaże finansowe przy „szczególnych okazjach”. Modlitwa zawsze będzie zależała od ciebie. Tego ci nikt nie zabroni.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!