Od kilku tygodni w brytyjskich kafejkach królują upiorne dekoracje, na wystawach sklepów można zobaczyć atrapy duchów, sztuczne pająki… Wszystko to robi piorunujące wrażenie, zwłaszcza na tych, którzy jeszcze nie zdążyli lub nie bardzo chcą przesiąknąć tym zwyczajem.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zbliża się Halloween, „święto”, które w Polsce nie zdążyło jeszcze dobrze zapuścić korzeni, ale przez przeciętnego Brytyjczyka postrzegane jest jako szczególne wydarzenie. Za to dzień Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny w Wielkiej Brytanii obchodzi jedynie garstka katolików. Już od połowy września w brytyjskich kafejkach królują upiorne dekoracje. Co więcej, w niektórych obiektach handlowych nawet kasy sklepowe spowite są sztucznymi pajęczynami.
Halloween na emigracji
Na Wyspach tradycja Halloween jest na tyle stara, że każdego roku w wielu miejscach pracy organizowane są wspólne wyjścia do restauracji albo kilkugodzinna rundka po pubach i degustacja alkoholowych drinków. Również w przedszkolach i szkołach urządzane są halloweenowe imprezy dla dzieci. O tej porze roku w lokalnych autobusach można nasłuchać się rozmów tubylców planujących kostiumy na tę okazję.
Zdecydowana większość brytyjskich matek zatroskanych o swe pociechy, stara się wyłuskać w budżecie około 20 funtów – za tę kwotę można już nabyć dobrej jakości kostium czarownicy, wampira Drakuli, zestaw gotyckiej panny młodej czy strój świecącego w ciemnościach kościotrupa.
Na emigracji nie jest łatwo przeciwstawić się tej lokalnej tradycji, jest ona bardzo szumnie obchodzona zwłaszcza przez tubylców. Tę atmosferę podsycają brytyjskie media, które zewsząd bombardują społeczeństwo wskazówkami o tym, jak powinni spędzić to święto.
Dla przykładu, główny brytyjski publiczny nadawca BBC na swojej internetowej stronie podaje przepisy na halloweenowe przekąski, drinki, a nawet w sekcji dla dzieci porady, jak tego dnia mogą wystraszyć swoich przyjaciół. W popularnych stacjach TV nie brakuje okolicznościowych reklam promujących niemal wszystko, począwszy od upiornych kostiumów po kwiaty doniczkowe.
Do tego dochodzi presja społeczna, bo niemal każdy się w to bawi. Nikt nie chce być postrzegany jako dziwak. Można odnieść wrażenie, że tu nie chodzi o bycie „trendy” lub nie, bo Halloween jest już tu normą, nie czymś nowym, jak w Polsce. Tu rozgrywa się prawdziwa walka o tożsamość, wartości przekazane przez pokolenia i o… duszę.
„Już w przedszkolu organizuje się takie imprezy trzylatkom. Jako jedyna powiedziałam, że mój syn tego dnia nie przyjdzie na zajęcia, ponieważ my tego nie celebrujemy. Patrzyli się na mnie jak na wyrodną matkę” – mówi pewna młoda Polka.
Nie takie straszne?
Kolejna moja rozmówczyni opowiada o pierwszym zetknięciu jej córki z tym „świętem” w podstawówce: „Do południa rodzice dekorowali salę gimnastyczną w trupy, demony i inne ozdoby. Potem, gdy córka chciała wejść na tę salę, aby zjeść lunch, strasznie rozbolała ją głowa i coś ją odpychało od tego pomieszczenia. Uciekła ze szkoły”.
Dwudziestokilkuletnia Polka – z zawodu szef kuchni – wspomina: „Kiedyś w hotelu, w którym pracowałam, musiałam zrobić menu i dekoracje z dyni. Mój przełożony zarządził, że tego dnia będziemy pracować w maskach przy piecu rozgrzanym do 400 stopni. Myślałam, że się uduszę. Zdjęłam maskę i powiedziałam, że nie chcę brać w tym udziału. Kiedy robili zdjęcie pamiątkowe, sufit zajął się ogniem”.
Halloweenowe imprezy kuszą, bo to okazja do pobiegania po ulicy w przebraniu ducha czy wilkołaka – na przykład w Aberdeen takie publiczne eksponowanie swoich strojów na głównej ulicy, którą jest Union Street, trwa co najmniej do połowy listopada. Nie zawsze to kończy się happy endem. „Parę lat temu przechodziłam przez Union Bridge w Aberdeen. Widziałam na moście wielu smutnych ludzi. Była też policja. Następnego dnia dowiedziałam się, że aż dwoje ludzi skoczyło z tego mostu” – opowiada Ania.
Jedna z moich respondentek otwarcie przyznaje, że kiedyś uczestniczyła w imprezach Halloween. Ale tylko do pewnego momentu. Ostatni raz był 5 lat temu. „Przebrałam się za czarownicę. Miałam miotłę i czarny kapelusz” – wspomina. Kilka tygodni później miała sen: śniło jej się, że weszła do budynku, który był cały w bieli. Nagle dostrzegła stół, na którym był rozerwany różaniec – miał rozsypane zdrowaśki, a belki krzyża były rozerwane i powyginane. Nad stołem wisiał jej kapelusz, który był przyczepiony do sufitu jak lampa.
„Zaczęłam odczuwać zło, które zbliżało się do mnie. Wtem zobaczyłam jakiegoś chłopaka z dziwnie wykrzywioną twarzą. Czułam, że jest opętany, więc chwyciłam go za rękę i zaczęłam odmawiać Zdrowaś Mario. Chłopak próbował mi się wyrwać, jego twarz jeszcze bardziej się wykrzywiała, a ja widząc, że sama nie dam rady, krzyknęłam – dzwońcie do księdza! I się obudziłam. Na drugi dzień wraz z mężem zniszczyłam halloweenowy kostium” – opowiada z przejęciem. Ksiądz, któremu opowiedziała ów sen, doradził jej, by nie chodziła na takie zabawy. Posłuchała. „Walcząc w tym śnie z szatanem nie bałam się go. Czułam, że mam wsparcie w Maryi. Co ciekawe, dopiero mąż mi uświadomił, że szatan boi się różańca. Przed snem nie wiedziałam o tym”– dodaje na koniec.
Wszystkie te opowieści robią niemałe wrażenie. Przed chwilą Facebook przypomniał mi aż o 10 imprezach Halloween, które będą się odbywały w pobliżu mojego miejsca zamieszkania. Wybór jest duży – od „strasznej” salsy po całonocną imprezę filmową. W kolejną halloweenową znów wybiorę Jezusa.
Czytaj także:
Badania: co Polacy sądzą o Halloween?
Czytaj także:
Skąd się wzięło Halloween? Wyjaśniamy wszystko krok po kroku
Czytaj także:
Dlaczego Halloween tak niepokoi katolików?