Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Syndrom stresu pourazowego, z którym mierzą się ofiary, jest niczym tykająca bomba. Wracają do domu i myślą: OK, stało się, czas żyć dalej. I nagle okazuje się, że żyć się nie da – mówi w wywiadzie dla Aletei Monika Sławecka, autorka książki o porwaniach.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Szkarpetowska: W samej tylko Polsce dochodzi do około 20 tysięcy porwań rocznie. To tak jakby co roku z mapy kraju znikało miasto wielkości, mniej więcej, Konstancina. Jakie są najczęstsze motywy tego typu przestępstw?
Monika Sławecka: Jednym z głównych motywów są oczywiście pieniądze. Za porwaniami bardzo często stoi chęć szybkiego, łatwego zarobku. Przytoczę tutaj chociażby historię młodego chłopaka, z zamożnej rodziny, który został porwany w drodze ze szkoły. Był styczeń, gdy to się stało, porywacze przetrzymywali go w makabrycznych warunkach, w lesie, w skrzyni bez ogrzewania. Gdyby rodzice nie zapłacili za niego okupu, to policja, mimo posiadania psów tropiących, nie byłaby w stanie do niego dotrzeć. Po prostu by umarł, przez czyjąś pazerność.
Często mają też miejsca porwania dla narządów. Kiedyś było tych porwań mniej, dziś jest zdecydowanie więcej, m.in. z tego powodu, że brak zgodności tkanek dawcy i biorcy nie jest już przeszkodą dla przestępców trudniących się tym procederem. By wyrównać różnice pomiędzy tkankami i by przeszczepiony organ został dobrze przyjęty przez drugi organizm, wystarczy podać odpowiednie leki.
Coraz częściej dochodzi też do tzw. porwań rodzicielskich, kiedy to jeden z rodziców uprowadza dziecko – w wielu przypadkach, by zrobić na złość drugiemu. Tymczasem największa krzywda dzieje się samemu dziecku, które nagle zostaje wyrwane z bezpiecznego, znanego mu otoczenia.
W książce „Porwania. Wstrząsające historie osób, które zostały uprowadzone” opisuję m.in. historię chłopaka, którego matka siłą wywiozła do Norwegii. To, czego doświadczył jako dziecko, odcisnęło piętno na całym jego życiu. Tamten koszmar wciąż do niego powraca, w różnych odsłonach. Jak sam mówi, najpewniej, najbezpieczniej czuje się w sytuacjach ryzykownych, dlatego też je prowokuje, narażając nierzadko swoje zdrowie i życie.
Zdarzają się też porwania na kanwie partnerskich relacji. Zgłosiła się do mnie dziewczyna, którą planował porwać jej chłopak. Myślała, że jest w niej zakochany, a on po prostu na niej i na jej miłości pasożytował. Będąc z nią w związku, zdradzał ją z dziewczyną, z którą obmyślił plan porwania. Nie doszło do tego tylko dzięki ojcu bohaterki mojej książki, który od samego początku czuł, że wybranek córki ma nieszczere intencje. Wynajął detektywa, który dostarczył córce dowodów, że chłopak ją zdradza i wtedy też wyszło na jaw, że chciał ją skrzywdzić.
W przypadku porwania mamy do czynienia z całą paletą grzechów głównych. Z lenistwem, bo tym, którzy trudnią się tym procederem, nie chce się iść do pracy i uczciwie zarabiać na życie. Z zazdrością, bo fakt, że ofiara pochodzi z bogatego domu, działa na porywaczy, którzy najczęściej wywodzą się z biedy i patologii, jak płachta na byka. Z pychą, z chciwością, z pazernością…
W jaki sposób porywacze typują ofiary?
Zazwyczaj je obserwują. Śledzą, czasami nawet tygodniami, harmonogram dnia osoby, którą planują porwać. W przypadku dzieci do porwań często dochodzi w galeriach handlowych – z uwagi na rozproszenie i mnogość bodźców. Dzieci porywane są też na odcinku szkoła – dom.
W przypadku dorosłych porwania zwykle mają miejsce na ulicy, w biały dzień. Dawniej, chociaż i dzisiaj to się zdarza, porywacze przebierali się za policjantów i zatrzymywali do kontroli drogowej samochód namierzonej wcześniej ofiary. Ta, niczego nieświadoma, zatrzymywała pojazd, a następnie wciągano ją do furgonetki. Popularny piosenkarz powiedział mi, że jego syna porwali mężczyźni, którzy na pomysł, żeby uprowadzić mu dziecko, wpadli w więzieniu. Oglądali akurat jego koncert i stwierdzili, że w ten sposób, po wyjściu na wolność, „odkują się” finansowo.
Dlaczego bliscy uprowadzonych nie zgłaszają porwań organom ścigania? Czy tutaj powodem jest przede wszystkim strach?
Tak, strach jest potwornie paraliżujący. Rodzina jest w stanie zrobić wszystko, czego zażądają porywacze, żeby tylko ściągnąć bliską osobę do domu. Żeby ona już była bezpieczna. To przede wszystkim gonitwa myśli – co dzieje się z ukochanym człowiekiem, co oni mu teraz robią, czy faktycznie go wypuszczą, czy przeżyje… Oczywiście porywacze używają najróżniejszych form manipulacji. Zastraszają, grożą, że jeśli ktoś z rodziny powiadomi policję, pozbawią porwaną osobę życia.
W książce, oprócz wywiadów z osobami, które w przeszłości zostały porwane oraz ich bliskimi, zamieściłaś też wywiad z byłym szefem gangu obcinaczy palców. Dlaczego zdecydowałaś się na rozmowę z nim?
Chciałam zrozumieć, dlaczego dopuszczał się tych okrutności. Kiedy szłam na spotkanie z nim, starałam się odsunąć negatywne emocje, zobaczyć w nim przede wszystkim człowieka, a nie zbrodniarza. W trakcie rozmowy szydził z tego, co robił. Pysznił się tamtym okresem swojego życia. Widać było, że tęskni za dawnymi czasami. Człowiek bez skrupułów, bez wyrzutów sumienia, wyprany z uczuć wyższych. Był tak zniszczony wewnętrznie, tak cyniczny, że musiałam mocno się pilnować, by intuicyjnie nie zacząć wrogo się wobec niego zachowywać.
W pewnym momencie wytworzyła się we mnie taka adrenalina, że przestałam się go bać. Obcinanie palców i wysyłanie ich rodzinie ofiary, by zastraszyć i by ta zapłaciła okup, to nie jedyne okrutności, którymi ten gangster i jego ludzie się zajmowali. Oni po prostu byli katami.
W jaki sposób ofiary porwań radzą sobie z traumą?
Z tym jest bardzo różnie. Na pewno bez solidnej terapii trudno mówić o powrocie do normalności. Syndrom stresu pourazowego, z którym mierzą się ofiary, jest niczym tykająca bomba. Wracają do domu i myślą: OK, stało się, czas żyć dalej. I nagle okazuje się, że żyć się nie da. To są nieprzespane noce, paraliżujący stres, lęk, brak poczucia bezpieczeństwa. Jak mówią psychoterapeuci, którzy pracują z takimi osobami: budzą się demony. Dlatego nawet jeśli ofiara porwania wraca do domu, w którym jest miłość, kochający bliscy, warto sięgnąć po pomoc specjalisty.
Czy pokrzywdzeni, którym udaje się wyrwać ze szponów porywaczy, po powrocie do domu podejmują współpracę z organami ścigania?
Najczęściej nie. Ofiary chcą jak najszybciej zapomnieć o tym, co je spotkało. Pragną się od tego odciąć. A bywa też tak, że nie podejmują tej współpracy, ponieważ są zastraszane.
Może to naiwne pytanie, ale czy przed porwaniem można się uchronić?
Detektyw, który brał udział w odbiciu wielu ofiar porwań, z którym również rozmawiałam, stwierdził, że nie ma takiej możliwości. Nie jesteśmy w stanie być czujni 24 h na dobę. Dlatego jeśli chodzi o dzieci, to uważam, że nie ma nic złego w tym, by na przykład zainstalować im w telefonie aplikację, dzięki której będziemy wiedzieli, gdzie nasza pociecha znajduje się w danej chwili. To nie jest szpiegowanie dziecka, ale troska o jego bezpieczeństwo, a nawet życie.
Jeśli chodzi o nas, dorosłych, to na pewno trzeba obserwować siebie i swoje otoczenie, bo nie jest tak, że to nie spotka nas lub naszych bliskich. Że porwania dotyczą tylko ludzi najbogatszych. Dziś tak naprawdę wszyscy powinniśmy mieć się na baczności.
Czytaj także:
Porwana i wielokrotnie gwałcona kobieta ostrzega przed pornografią
Czytaj także:
Publiczna krytyka współmałżonka. Wiesz, że to przemoc?