Czy można zrobić coś, żeby nasze dzieci nie siedziały godzinami „na telefonie”? Co sprawia, że ekran tak mocno przyciąga? Czym można go zastąpić? W konfrontacji ze smartfonami dorośli są bezradni jak… dzieci. Przynajmniej z dwóch powodów!
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Powód 1: bo nie rozumiemy trzech rzeczy!
Po pierwsze, my, dorośli, jesteśmy bezradni wobec dzieci korzystających z telefonów dlatego, że nie rozumiemy, do czego one używają telefonów podłączonych do internetu. Dla nas jest to narzędzie praktycznego załatwiania spraw. Dla dzieci jest to miejsce spotkań, trzepak XXI wieku. One chcą budować więzi społeczne, a świat wirtualny jest dla nich do tego miejscem pierwszego wyboru.
Po drugie, jesteśmy bezradni, bo nie rozumiemy, że sięgając po smartfon, dzieci wołają o zaspokojenie potrzeb, których często nie znamy. Telefon to doskonały zapychacz, który można dać dziecku jako protezę w miejsce jego głębokich potrzeb. Jakich? Bycia docenionym, więzi społecznych, kreatywności, zrozumienia, bliskości, rywalizacji i wielu innych. Wirtualny świat to fast food, który szybko zagłusza głód, ale nie daje niezbędnych substancji odżywczych.
Po trzecie, bezradność rodziców to wreszcie brak zrozumienia mechanizmów, w które wplątują się nasze dzieci. Zabawa telefonem może stać się podobna do gry w jednorękiego bandytę. Wielokrotne powtarzanie tych samych czynności w nadziei na emocjonalną nagrodę. Ciągiem wrzucania monet w maszynę losującą i ciągiem odświeżania paska z powiadomieniami rządzi ten sam mechanizm. Automatyzm sięgania po telefon jest o wiele silniejszy, niż mamy tego świadomość.
Powód 2: bo w trzech sprawach naprawdę jesteśmy jak dzieci!
Po pierwsze, jesteśmy jak dzieci, bo próbując dzieciom ograniczać czas „na telefonie”, sami mamy go nieograniczoną ilość. Jesteśmy też mistrzami w argumentowaniu, że to konieczne, że do pracy, że musimy. Bezkrytycznie i bezrefleksyjnie sięgamy po telefon, a dzieci to po nas powtarzają.
Po drugie, jesteśmy jak dzieci, bo nie mamy świadomości, jakie nasze (przeważnie nieuświadomione) potrzeby próbujemy zaspokoić smartfonem. Potrzeba odpoczynku, kontaktów społecznych, rozwoju. Rodzicielskie sięganie po telefon to (tak jak u dzieci) próba zjedzenia wartościowego obiadu w fast foodzie.
Po trzecie, jesteśmy jak dzieci, bo jak przedszkolaki daliśmy nabrać się jednorękiemu bandycie. Daliśmy złapać się w sieć mechanizmów, które dzięki telefonicznym powiadomieniom, obrazom, światłu – związały nas z telefonem bardziej, niż to potrzebne.
Co dalej?
Co zrobić, żeby w świecie ekranów wejść na wyższy poziom dojrzałości? Na tak trudne pytania nie ma łatwych odpowiedzi. Z pewnością jednak w ich znalezieniu może pomóc rozmowa (z sobą samym i z dziećmi) o trzech rzeczach.
Po pierwsze, o świadomości, ile naprawdę (ja i moje dzieci) korzystamy ze smartfonu. Po drugie, które potrzeby próbujemy nieudolnie zaspokoić przed ekranem. Po trzecie, jakie mechanizmy najmocniej przywiązały nas do elektronicznego świata.
Czytaj także:
Na to pytanie nie znajdziesz odpowiedzi w wyszukiwarce!
Czytaj także:
8 koncepcji Marii Montessori, które powinien znać każdy rodzic