separateurCreated with Sketch.

„70 kilometrów biegiem, w górach? Na spokojnie”. Oto Filip, pierwszy polski ultramaratończyk z zespołem Downa

FILIP WALECKI, MARATOŃCZYK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 07.05.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dziś poziom jego aktywności jest już w zasadzie zawodowy, a osiągnięć może mu pozazdrościć niejeden w pełni sprawny sportowiec. Medale przywozi z zawodów biegowych, pływackich, jeździeckich… Tak już ma – czego się nie dotknie, zamienia w złoto. A zespół Downa nie jest dla niego żadną przeszkodą.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bieganie – tego sportu próbował chyba już każdy. Często jednak wystarczą pierwsze zakwasy, by nasza miłość do pokonywania kolejnych kilometrów nieco osłabła. Bo żeby biegać, potrzeba wytrwałości i samodyscypliny. On ma znacznie więcej! Udowadnia, że mimo lęku i ograniczeń można osiągnąć naprawdę wiele. Na przykład przebiec ponad 70 kilometrów nocą, w górach! Poznajcie 23-letniego Filipa ze Śląska, pierwszego polskiego ultramaratończyka z zespołem Downa.

Wszystko zaczęło się przed siedmioma laty od dogtrekkingów. W rodzinie państwa Waleckich pojawiły się trzy psy. A że psy potrzebują się wybiegać, to biegać postanowili też oni – mama, tata, brat i Filip.

Rodzice od zawsze dbali o to, by Filip, mimo zespołu Downa, był aktywny. Na początku biegali rekreacyjnie, potem pojawiła się pasja i pierwsze sukcesy. 

Filip za namową taty zaczął pokonywać kolejne biegowe dystanse. Miłość do sportu płynie w jego żyłach od dawna, jednak biegi, w dodatku górskie, nie były jego ulubionym sposobem na spędzanie wolnego czasu. „Filip nie lubił za bardzo biegania po górach. O ile pod górę jeszcze sobie radził, o tyle zejścia stanowiły dla niego kłopot. Ma problemy z błędnikiem. To był dla niego zawsze problem. Ale dwa lata temu przyszedł i powiedział, że chciałby biegać w górach. No i teraz nie chce biegać nigdzie indziej” – mówi w rozmowie z Aleteią tata Filipa, Michał Walecki.

Na początku Filip dostawał fory, tata był zdecydowanie szybszy. Do czasu… Dziś to on musi włożyć wysiłek, by dotrzymać kroku synowi. Niedawno Filip wziął udział w górskim biegu „100 miles od Beskid Wyspowy”. „Po 17 godzinach i 38 minutach, o godzinie 0.38 donieśliśmy swoje numery startowe do mety” – relacjonuje pan Michał. Do tego biegu przygotowywali się ponad pół roku. 

Panowie dali radę, choć przyznają, że był moment, kiedy nogi zaczęły odmawiać im posłuszeństwa, i biegła już tylko głowa. „Po wdrapaniu się na Modyń było już ciemno i złapała nas mgła ograniczająca widoczność do metra. W efekcie zgubiliśmy drogę. Powrót na trasę kosztował tylko jakieś 2,5 kilometra, ale czasu i siły zjadł mnóstwo. Po znalezieniu trasy ruszyliśmy w tę mgłę, mając zmęczone nogi, a przed sobą nieprzyjemne zejście, pełne błota i śliskich kamieni. I nastąpił ten moment, kiedy kryzysy przewijały się jak w kalejdoskopie. Sytuacja tak skrajna: noc, mgła, nieprzyjazne podłoże, zmęczenie fizyczne”. 

Na mecie jednak pojawiło się niesamowite szczęście i duma!

Filip musi pracować ciężej niż inni, potrzebuje więcej siły i motywacji, by osiągnąć taki sukces. Ale to, czego dokonuje, zapiera dech w piersiach.

Trenuje codziennie, a jego drugą miłością, obok biegania, jest jazda konna. To właśnie z końmi spędza całe wakacje. „Zaraz po zakończeniu roku szkolnego Filip jedzie do swojego raju – czyli konie i Bieszczady. On ubóstwia jazdę konną. To już nie jest hipoterapia, to jest galop w terenie, rajd konny w terenie” – mówi tata Filipa.

Uwielbia też pływać – zaczął już w wieku 5 lat. Potrafi pływać bez przerwy przez dwie godziny. Przez kilka lat grał też w badmintona, i to właśnie ta dziedzina pomogła mu najbardziej w rozwoju fizycznym.

Dziś poziom jego aktywności jest już w zasadzie zawodowy, a osiągnięć może mu pozazdrościć niejeden w pełni sprawny sportowiec. Medale przywozi z zawodów pływackich, jeździeckich, biegowych… Tak już ma, czego się nie dotknie, zamienia w złoto.

Choć dla niego nie medale, nie miejsce na podium, nie tytuły są najważniejsze. Filip cieszy się, gdy uda mu się zrobić coś trudnego, coś, co wydawało się być poza jego zasięgiem. Jak mówi pan Michał, "Filip po każdym wysiłku fizycznym jest zupełnie innym człowiekiem. Jest zadowolony z siebie, spełniony. Do takiego poziomu dochodził przez kilka lat”.

Ultramaratończykiem – pierwszym w Polsce z trisomią 21. pary chromosomów – Filip został przed rokiem, pokonując wraz ze swoim tatą dystans 51,8 km z przewyższeniami ponad 2400 m. 

Ogromnym sukcesem było też zakwalifikowanie się na Trisome Games Antalya, czyli Światowe Igrzyska osób z zespołem Downa, które miały się odbyć w Turcji w marcu 2020 roku. Te jednak z powodu pandemii zostały przeniesione na 2024 rok. To wydarzenie pozostaje wciąż planem na przyszłość. Podobnie jak mistrzostwa biegowe osób z zespołem Downa, które jesienią tego roku mają odbyć się we Włoszech. Filip już planuje start.

Obok siły, pracowitości i determinacji, na trasę zawsze zabiera uśmiech, pogodę ducha i życzliwość. To chłopak, który – choć pewnie tego nie planował – dla wielu stał się motywacją i inspiracją do walki o siebie i swoje marzenia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.