separateurCreated with Sketch.

Rodziny z internetu. Ile jest życia w „życiu” w sieci?

RODZINA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Choć sami z mężem prowadzimy bloga, to często staramy się przypominać naszym czytelnikom, że to, co widzą na naszych kanałach, to tylko wycinek rzeczywistości, a nasze codzienne zmagania są bardzo podobne do wszystkich innych rodzin, które nie pokazują się w internecie.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Żyjemy w świecie, w którym bardzo dużo dzieje się w internecie. Pandemia sprawiła, że jeszcze więcej i częściej korzystamy z komunikatorów czy mediów społecznościowych, żeby być na bieżąco i w kontakcie z innymi. 

Od jakiegoś czasu powstaje coraz więcej blogów o przeróżnej tematyce. Obserwujemy (mówiąc slangiem mediów społecznościowych), różne rodziny, sportowców, podróżników i myślimy sobie: ci to mają super życie. I wcale nie chcę powiedzieć, że nie mają, ale to, co pokazuje się w sieci, to mały wycinek rzeczywistości i to najczęściej tej bardziej pozytywnej. 

Myślę, że każda rodzina z internetu miewa kryzysy. Nawet najsłodszy bobas czy bystry kilkulatek ze starannie obrobionego zdjęcia w sieci funduje swoim rodzicom niezłą lekcję cierpliwości. A rodzice tego słodziaka bądź gromadki słodziaków czasem się kłócą, ale tego nie widać za szklanym ekranem. Bywają łzy, bezsilność, złość i wiele innych trudniejszych momentów. Na pewno to wiemy, ale i tak czasem wpadamy w pułapkę porównywania się, szczególnie kiedy sami mamy trudniejszy okres. 

Jakiś czas temu na naszych kanałach napisałam post o tym, jak wygląda nasza codzienność z dziećmi. Że to nie tylko uśmiechnięte momenty przepełnione beztroską zabawą z cierpliwą mamą u boku. W odpowiedzi na to posypały się komentarze i wiadomości mam, które pisały między innymi, że tego brakuje w sieci, że to im pomaga...

Myślę, że część osób, które zakładają działalność w sieci, robią to z intencją inspirowania innych i dzielenia się swoimi wartościami. Zapewne są też tacy, którzy pragną być zauważeni, afirmowani, co podbudowuje ich ego i sprawia, że czują się lepiej. Jeszcze inni – pokazując się w sieci łączą swoje pasje z aspektem biznesowym.

Dlatego trzeba zawsze brać poprawkę na to, że osoba czy rodzina, którą obserwujemy, chce przekazać nam coś, co nas zainspiruje, a nie zdołuje. To od nich zależy, co nam serwują, ale to od nas zależy, co bierzemy... 

Absolutnie dobrą i zdrową sprawą jest zrobić sobie detoks od wszelkich kanałów social mediów. Osobiście bardzo polecam. Podczas tegorocznego Wielkiego Postu zrobiłam sobie przerwę od Instagrama i Facebooka. Efekt był taki, że nabrałam więcej dystansu, przestałam porównywać się z innymi w sieci (też wpadam w tę pułapkę), a jak już wróciłam, to zauważyłam, że znacznie mniej czasu poświęcam na przeglądanie innych kont, a tym samym sporo go zaoszczędzam.

Myślę, że w sieci jest wiele wartościowych treści i warto po nie sięgać dla wzbogacenia siebie, ale także trzeba mieć dystans do tego, co widzimy. Każdy ma prawo pokazywać w internecie, co chce, ale musimy pamiętać o tym, że każdy medal ma dwie strony i warto szukać treści, które nas inspirują.

Zawsze można też przestać obserwować konta, które drażnią nas w swoim przekazie, lub mamy z nimi inny problem. Po co się nakręcać, skoro można z dystansem podejść do internetowej rzeczywistości i czerpać z niej to, co dla nas dobre, niekoniecznie czytając wszystkie treści, które wpadają nam w oko.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.