Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Najpierw mafia zabiła sędziego Rocco Chinniciego. Potem Giovanniego Falcone. Włoski sędzia Paolo Borsellino wiedział, co go czeka. I Chinnici, i Falcone byli jego bliskimi współpracownikami. „Teraz kolej na mnie” – mówił. Nie przerwał jednak śledztwa, ale prowadził je z jeszcze większą determinacją. 17 lipca 1992 r. w sądzie rozmawiał ze swoim przyjacielem, księdzem Cosimo. Niespodziewanie uklęknął i poprosił o spowiedź. Dwa dni później został zamordowany.
Początkowo nie planował zajmować się śledztwami w sprawie mafii. Kiedy zostały mu jednak przydzielone odgórnie, stopniowo odkrywał ogrom krzywdy, jaką przez lata mafiosi wyrządzali uczciwym ludziom. Wtedy zrozumiał, że nie może się nie angażować.
Po tym jak aresztował sześciu członków sycylijskiej mafii Cosa Nostra, włącznie ze szwagrem jej przywódcy, jego zaangażowany w to śledztwo kolega Emanuele Basile został zamordowany. Paolo Borsellino ustalił okoliczności jego śmierci i aresztował zleceniodawcę zamachu. Mafiosi odebrali to jako wypowiedzenie otwartej wojny, w której zamierzali przeprowadzać bezwzględne ataki.
Sędzia Rocco Chinnici zginął w wyniku podłożonej pod samochód bomby. Od tej pory najbliższym współpracownikiem Borsellino stał się sędzia Giovanni Falcone. Razem rozpracowywali mafijne powiązania, które sięgały głęboko w świat polityki. Falcone i jego żona zginęli w wyniku bomby podłożonej pod most, pod którym przejeżdżali. Siła wybuchu odrzuciła ich samochód o sto metrów.
Od tej pory Paolo Borsellino wiedział, że ma coraz mniej czasu. Przejął śledztwa Falcone i nieustannie powtarzał, że trzeba się bardzo spieszyć. „Teraz kolej na mnie” – mówił.
Nie było w tym stwierdzeniu cienia beztroski ani brawury. Miał żonę i troje dzieci, które kochał nad życie. Nazywał ich swoimi bohaterami i nie mógł pogodzić się z tym, że z powodu jego pracy muszą żyć w ciągłym strachu. Martwił się, że w ewentualnym zamachu zginą także jego ochroniarze, z którymi łączyła go głęboka przyjaźń. „Traktował nas, jakbyśmy byli jego dziećmi” – wspomina Antonio Vullo, jedyny, który przeżył zamach. Niektórzy mieszkańcy Palermo przychodzili i prosili, aby pozwolić im chronić swojego sędziego. Poruszało go to i mimo że nie mógł przystać na ich propozycję, zawsze okazywał im ogromną serdeczność.
Paolo Borsellino był człowiekiem głęboko wierzącym, choć nigdy nie okazywał tego ostentacyjnie. Zależało mu, żeby przynajmniej w każdą niedzielę uczestniczyć we mszy św. Ochroniarze czasami zachęcali go, żeby tym razem sobie odpuścił i został w domu. „Nie mogę, mam spotkanie” – odpowiadał im. Po jego śmierci niektórzy znajomi przyznawali, że dopiero teraz zrozumieli, skąd brał siłę do wszystkiego, co robił.
Miesiąc po zabójstwie Giovanniego Falcone i miesiąc przed swoim własnym Paolo Borsellino brał udział w uroczystości upamiętniającej zamach na przyjaciela. Spotkał się z tej okazji z setkami młodych ludzi, harcerzy, którzy przybyli do Palermo z całego kraju. Razem z księdzem Cosimo Rattoballi napisali do nich przesłanie, w którym główną rolę odgrywały dwa z ośmiu biblijnych błogosławieństw: „błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” i „błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie”.
W ostatnich tygodniach życia Borsellino skontaktował się z nim jeden z mafiosów, który był gotowy podzielić się kluczowymi informacjami. Zdecydował się na to po usłyszeniu słów Rosarii Costy, wdowy po policjancie zabitym razem z Giovannim Falcone. W czasie pogrzebu męża zwróciła się do członków mafii, mówiąc, że im przebaczy, jeśli o to poproszą. Po chwili jednak zaniosła się płaczem i powiedziała, że oni nie chcą się zmienić.
„Wielu przyjaciół radzi mi odpuścić, bo materiały wybuchowe są już w mieście. Ale jak mógłbym zawieść tylu uczciwych obywateli? Muszę zostać” – mówił Paolo Borsellino, wiedząc, co go czeka.
Ksiądz Cosimo miał zwyczaj odwiedzać sędziego także w jego miejscu pracy. Tak też zrobił 17 lipca 1992 r. Długo rozmawiali. Gdy ksiądz miał już wyjść, Paolo poprosił go, żeby się zatrzymał. „Musisz mnie wyspowiadać. Chcę w ten sposób się przygotować” – powiedział. Wychodząc z budynku, zaglądał po kolei do wszystkich przyjaciół. Chciał ich pożegnać i każdego z osobna uściskać. Wtedy byli zdumieni tym gestem. Zrozumieli to dopiero po jego śmierci.
Został zamordowany 19 lipca. Szedł odwiedzić swoją mamę, którą miał zawieźć do lekarza. W wybuchu bomby zginęło także pięciu jego ochroniarzy. Pogrzeb stał się wielką manifestacją solidarności i sprzeciwu wobec działań mafii. Po dziś dzień Włosi powtarzają słowa swojego sędziego o tym, że ten, kto kieruje się strachem, umiera każdego dnia, ale ten, kto na to nie pozwala, umiera tylko raz.