Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po 59 dniach samotnej pieszej wędrówki do Rzymu dotarł 19-letni Szymon Szymański, pielgrzym z Pomlewa koło Gdańska. Spał na ławkach, przystankach autobusowych i na plebaniach. Jedną z ostatnich nocy swojej wędrówki spędził na placu św. Piotra razem z bezdomnymi. Szedł m.in. w intencji Kościoła w Polsce.
W rozmowie z Radiem Watykańskim podkreślił, że kilka razy uczestniczył w zorganizowanych pielgrzymkach na Jasną Górę, ale to było dla niego za mało. Tym razem, choć nie unikał znanych pielgrzymkowych szlaków i solidnie się przygotował, postanowił pójść w ślady Biedaczyny z Asyżu.
– Chciałem być jak św. Franciszek – wyjaśnił Szymon Szymański. – Zabrałem ze sobą niewielką ilość pieniędzy, które szybko się skończyły. Przygotowałem się jak najlepiej potrafiłem. Brak przygotowania byłby bardziej wystawianiem Pana Boga na próbę niż zaufaniem Mu. Zaszczepiłem się też przeciwko COVID-19.
O wiele więcej pieniędzy niż ze sobą wziąłem, otrzymywałem w drodze od księży. Było ich tyle, że od czasu do czasu mogłem sobie pozwolić nawet na zjedzenie obiadu w restauracji. To było piękne, że jednego dnia jestem jak bezdomny, śpię na ławce przed kościołem albo na przystanku autobusowym, a drugiego dnia czuję się jak król – bo zaproszono mnie nawet na degustację win – i śpię w normalnym łóżku – powiedział w rozmowie z papieską rozgłośnią Szymon Szymański.
– Dla mnie ta wędrówka była drogą od chłopca do mężczyzny. Nauczyła mnie trzymać się rzeczywistości. Dzięki niej stałem się bardziej wyrozumiały dla innych i dla samego siebie. Dużo dała mi także w kontekście relacji z Bogiem. To była jedna z moich intencji: nie chodziło mi już nawet o poprawę życia, ale chciałem, żeby Pan Bóg po prostu coś z nim zrobił.
Moja relacja z Bogiem wygląda obecnie o wiele dojrzalej. Szedłem też w intencji Kościoła w Polsce – powiedział młody pielgrzym.
Łukasz Sośniak SJ/vaticannews/ks