Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Znacie to? Film akcji oglądany przez pięć wieczorów (gdy dzieci już zasnęły) – w wydzielanych sobie odcinkach, aż zapomnicie, że nie widzieliście końca? Jedzenie na stojąco? Prysznic z rocznym dzieckiem w łazience? Poczucie, że niedziela nie różni się bardzo od środy, a święta od najzwyklejszego poniedziałku, gdy dziecko na przykład ma grypę jelitową? Znam i ja.
Gdy do rodziców dociera, jak bardzo ich życie się zmieniło, doświadczają często poczucia winy. Mówi im ono, że nie kochają wystarczająco, skoro czują żal. Wierzą, że można albo cieszyć się z nowego rozdziału życia, albo żałować, że nic już nie będzie „normalnie”. Można czuć się dumnym tatą czy mamą – albo zazdrościć osobom samotnym i parom bez dzieci, które opowiadają o wakacjach na Bahamach i pokazują lśniący czystością salon, przepraszając za bałagan. A jeżeli komuś naprawdę zależy na rodzinie, nigdy nie będzie miał wszystkiego dosyć.
Kochać i być wyczerpanym
„Albo” to kiepski spójnik, za to cudownym przyjacielem jest „i”. Można jednocześnie i kochać dzieci najbardziej na świecie, i czuć wyczerpanie. Przeżywać szczęście, bo udało się nam stworzyć rodzinę i czuć na barkach, ile przybyło w związku z tym ciężaru. Wstawać co godzinę w nocy do noworodka i tulić go w ramionach jak najcenniejszy skarb – i zarazem rozpłakać się na widok sukienek w szafie, w które przez najbliższe miesiące i lata nie zmieści się karmiący biust.
Szkodzi i nam, i naszym więziom, kiedy udajemy przed sobą, że drugiej części nie ma. Stłumiony żal będzie rył w nas podziemny korytarz złości, która z czasem przerodzi się w agresję. Wobec męża, żony, a także wobec dzieci. Jeśli nie przeżyjemy i nie opłaczemy strat, jaką niosą różne momenty życia, zaczniemy szukać winnych. Wierząc, że „inni mają lepiej” i biorąc za całą prawdę o życiu sąsiadów tylko wystawione na pokaz słoneczne momenty.
Tęsknisz? Bądź ze sobą szczery
Gdy zaczniemy obwiniać dzieci za książki, których nie przeczytaliśmy i koncerty, na które nie poszliśmy, pogrzebiemy nasze rodzicielstwo, a związane z nim wyrzeczenia pójdą na marne. Dzieci wezmą na siebie ciężar, na który ich drobne barki nie są przygotowane – i w dorosłości mogą rozwinąć chorobliwą nadodpowiedzialność albo postawę „przepraszam że żyję”.
Dlatego tak wielki sens ma świadomość własnych tęsknot. Za wyjściem we dwoje. Sportem. Porzuconym hobby. Potrzebujemy siebie pytać i o nasze życiowe cele, i o potrzeby. Sprawdzać, co w nowych okolicznościach jest możliwe i jak o to zadbać. Potrzebujemy szukać wsparcia innych dorosłych, by móc ładować akumulatory i nie wypalić się w nowej roli. Odzyskiwać równowagę i siły, bo rodzicielstwo naprawdę niesie ze sobą ogrom trudu: fizycznej orki (kto podnosi roczne dziecko, ten wie) i emocjonalnego wysiłku (kto podał dwulatkowi złamane ciasteczko, też wie).
Rodzicu, spojrzyj na siebie z miłością
Większość rodziców małych dzieci, których znam, nie zauważa, jak jest im trudno i jak ważne rzeczy robią. Jakaś część nas zostaje w dawnych parametrach życia i ulega złudzeniu, że nic się zmieniło. Nie aktualizuje danych: o ilości snu i czasu, jakim dysponujemy, o napięciu, jakie nam towarzyszy, o ilości nowych obowiązków. Dlatego tak często rodzicom się wydaje, że gdyby się tylko postarali, mieliby w domu „błysk” jak kiedyś. Robiliby tyle, co kiedyś. Ich życie wyglądałoby tak, jak kiedyś. A jeśli tak nie jest – to znaczy, że sobie nie radzą.
Rodzice małych dzieci bardzo potrzebują spojrzeć na siebie samych z miłością. Z empatią wobec poczucia straty, nieogarniania, wstydu. Zauważyć, ile kosztuje ich ta nowa rola (z perspektywy dzieci – bezcenna) – i docenić to.
Tak bardzo potrzebna jest też „wioska” – kontakt i więzi z innymi rodzicami, z którymi można razem pośmiać się, popłakać i porozmawiać o ważnych rzeczach. Znaleźć otuchę i wsparcie.