separateurCreated with Sketch.

Cyk, cyk, cyk! Co dzieje się ze zdjęciami naszych dzieci w sieci? Internet nie zapomina [reportaż]

SHARENTING
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marta Rapcewicz - 07.02.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Część dzieci zaczyna istnieć w sieci, zanim fizycznie przyjdzie na świat. Przeciętny 10-latek posiada dziś dorobek 700 zdjęć udostępnionych w internecie... Rodzicu, pamiętaj, że to, co raz wpadnie do sieci, już w niej zostaje.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Cyk! Pierwsze kroczki malucha. Cyk! Synek i wszystko wokół niego upstrzone zupką z buraków. Cyk, cyk, cyk: występ córki w przedszkolnym teatrzyku. I cyk – armagedon w kuchni po zabawie w Indian. Teraz tylko dwa muśnięcia kciukiem – udostępnione. Shared.

Sharenting po polsku

Termin sharenting to połączenie angielskich słów to share – dzielić się i parentingrodzicielstwo. Oznacza dzielenie się w mediach społecznościowych treściami związanymi z dzieckiem. Ale może też oznaczać (zwłaszcza gdy występuje pod drugą nazwą, oversharenting) bezrefleksyjne i nadmierne udostępnianie wizerunku dzieci.

Według raportu „Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci” 40% polskich rodziców dzieli się życiem swoich dzieci z innymi użytkownikami social mediów. Publikują średnio 6 zdjęć i 2 filmiki miesięcznie, czyli 72 zdjęcia i 24 filmiki rocznie.

A zatem przeciętny 10-latek „posiada” pokaźny dorobek 700 zdjęć udostępnionych w internecie.

Co lubimy pokazać na zdjęciach

W których momentach aż nas świerzbi, żeby pokazać nasze skarby światu?

Przede wszystkim lubimy się pochwalić wyjątkowymi wydarzeniami i okazjami, na przykład urodzinami dziecka. Jego sukcesem – dajmy na to, wygraną w zawodach pływackich. Ale nie tylko.

– Czasem są to fotki ze zwykłej codzienności, choć wtedy zastanawiam się: a kogo to w zasadzie może interesować…? Pomijając moją mamę, bo dla niej im więcej fotek wnucząt, tym lepiej – mówi Ola, mama trójki dzieci.

Niestety, niektórzy rodzice nie znają umiaru w ilości i… jakości treści. Dlatego istnieje ryzyko, że przeglądając Instagram przy śniadaniu, natkniemy się na zdjęcie pierwszej kupy zrobionej na nocnik przez córkę koleżanki z gimnazjum.

Cyfrowy tatuaż

Według amerykańskiego badania średnia wieku „cyfrowych narodzin” dziecka wynosi 6 miesięcy – bo część dzieci zaczyna istnieć w sieci, zanim fizycznie przyjdzie na świat… Możemy oglądać je na opublikowanych przez rodziców zdjęciach z badań USG.

Jeśli chodzi o zasięg w sieci, zaledwie 20% polskich rodziców ogranicza widoczność materiałów na swoim profilu. Reszta udostępnia treści grupom znajomych i nieznajomych liczących 200 lub więcej osób. „Cyfrowy tatuaż” dziecka może mieć zatem szeroki wymiar.

Połowa rodziców uważa, że o prywatności dziecka decydują rodzice. Z jednej strony mają rację – zgodnie z polskim prawem dysponują oni jego wizerunkiem do momentu osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości. Natomiast są też zobowiązani zawsze działać na korzyść i dla dobra dziecka.

Mało komu przychodzi do głowy pytać dzieci o zgodę na publikację zdjęcia. Agata, mama dwóch synów, przyznaje: – Starszego syna zapytałam kiedyś, czy mogę gdzieś udostępnić jego zdjęcie. Zgodził się, ale myślę, że 7-latek nie do końca to kuma...

Sharenting. Po co to nam

Afrykańskie powiedzenie „Do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska” pasuje również do polskich realiów. Rzeczywiście, ciężko i smutno byłoby nie dzielić się doświadczeniem rodzicielstwa z innymi. A kto ma dziś do dyspozycji całą wioskę?! Duże miasta, emigracja, anonimowość. Wielopokoleniowe rodziny żyją razem już tylko w literaturze.

Ten brak zastępuje nam wioska globalna – internet. Dzięki temu mogę podzielić się radosnym zdjęciem córki z siostrą mieszkającą w innym kraju albo przedyskutować z innymi matkami na fejsbukowej grupie wysypkę, z którą obudził się dzisiaj synek.

– Myślę, że takie udostępnianie zdjęć może być trochę „oknem na świat” – jesteś z małym dzieckiem w dniu świstaka, a media społecznościowe dają nam namiastkę interakcji z tym światem na zewnątrz. Pozwalają usłyszeć „Hej, ja też tak mam, jesteśmy w jednym klubie”, czyli dają poczucie przynależności. A poza tym, wyświetlenia i lajki poprawiają na chwilę samopoczucie, to takie „docenienie instant” – przyznaje Ola, mama trójki dzieci.

Konsekwencje, czyli pułapki pedofila i zaburzenia tożsamości dziecka

Aż 80% rodziców publikujących treści związane z ich dziećmi w internecie ocenia to pozytywnie lub neutralnie.

Z kolei ci, którzy decydują się tego nie robić, z reguły wiedzą dlaczego. – Nie zamieszczam zdjęć córki w mediach społecznościowych, bo po pierwsze, nie chcę, żeby były wykorzystywane przez Facebook. Miałam nawet opory przed wysyłaniem ich przez Messenger, ale zdarza mi się to robić – mówi Magda, mama rocznej córeczki.

Agata dodaje: – Wyznaję zasadę, że im mniej widać dzieci, tym lepiej. Powód numer jeden – bezpieczeństwo. Ukraść zdjęcie dziecka do ohydnych celów jest łatwo.

Rzeczywiście, upublicznione zdjęcie lub filmik każdy może skopiować i wykorzystać w dowolny sposób. Udostępnić wszystkim znajomym. Przerobić na zabawny mem. I – co najbardziej przerażające – w opinii ekspertów nawet połowa materiałów zebranych przez pedofilów pochodzi z portali społecznościowych.

Inny aspekt to reakcja dziecka na zamieszczane przez nas treści – dziś lub za parę lat. – Postawiłam się na miejscu mojego dziecka i chyba nie chciałabym, żeby moje zdjęcia,          które znam z rodzinnych albumów, były w moim dzieciństwie publikowane w sieci –stwierdza Magda.

Psycholog Anna Borkowska ostrzega: "Każdy człowiek powinien mieć możliwość tworzenia własnej tożsamości i wizerunku, także w świecie cyfrowym. W przypadku dzieci, których życie było nadmiernie dokumentowane w sieci przez ich rodziców, proces ten może być poważnie zaburzony".

Ekstremalny przykład to rodzice-trolle. Troll parenting polega na publikowaniu na popularnych serwisach (TikTok, YouTube) pseudozabawnych treści, które tak naprawdę kompromitują dziecko – jak popularne jakiś czas temu wyzwanie polegające na oblewaniu z zaskoczenia małych dzieci zimną wodą. Brrr…

Rodzicu, zachowaj zdrowy rozsądek

Czy w takim razie powinniśmy podchodzić do tematu z przerażeniem? Na pewno… z głową. Anna Borkowska radzi, byśmy przed wrzuceniem zdjęcia zastanowili się, czy treści te są bezpieczne dla naszego dziecka, czy chcielibyśmy, żeby ktoś opublikował podobny materiał na nasz temat, czy kontrolujemy, kto może mieć do niego dostęp.

Niewinne zdjęcie półgołego bobasa z wakacji na Krecie? Nigdy nie publikuj zdjęć nagich lub półnagich dzieci. Nie zamieszczaj również treści, które mogłyby kiedyś narazić dziecko na krytykę czy wyśmianie – np. siedzenie na nocniku czy bałagan w pokoju nastolatka.

Poza tym warto włączyć ustawienia prywatności na profilu tworzonym w mediach społecznościowych. Lepiej, żeby dostęp do materiałów dotyczących dziecka miała naprawdę nieliczna grupa osób.

A najlepszym papierkiem lakmusowym będzie następująca wizualizacja: wyobraź sobie, że przychodzisz na rozmowę o pracę, a potencjalny przyszły szef wyciąga z szuflady twoje CV i… album z twoimi zdjęciami z dzieciństwa. I wtedy zastanów się, czy kliknąć „Opublikuj”.

Źródła:

The Istmus, Sharenthood, 22.10.2014.

Borkowska A., Witkowska M., Sharenting i wizerunek dziecka w sieci. Poradnik dla rodziców; Warszawa 2020.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.