Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Św. Jan Bosko przy niezliczonych sytuacjach przeciwstawiał się diabłu, jak na przykład wtedy, gdy dochodziło do bezpośrednich spotkań, walk czy egzorcyzmów.
Carluccio i Matka Boska Wspomożycielka Wiernych
Carluccio, syn pewnego poczciwego człowieka, był wychowankiem Don Bosco. Dzięki Świętemu ten piętnastoletni chłopak miał wielkie nabożeństwo do Maryi Wspomożycielki. Kiedy zachorował, Don Bosco nie mógł go wyspowiadać, gdyż przebywał akurat poza miastem. Tymczasem choroba postępowała i Carluccio zmarł.
Przyjechał Don Bosco. Pogrążona w żałobie rodzina opowiedziała mu jak odszedł ich syn. Święty podszedł do zmarłego i zaczął wołać go po imieniu: „Carluccio! Carluccio!…”.
Chłopak otworzył oczy i usiadł na łóżku. „Don Bosco, wołałem cię przez długi czas, ponieważ chciałem się godnie wyspowiadać. Wyspowiadałem się u innego kapłana, ale chaotycznie i nie była to dobra spowiedź”.
Don Bosco poprosił, aby wszyscy na chwilę opuścili pokój, po czym zwrócił się do Carluccio: „Co ci się przydarzyło, mój biedaczku?”.
„Było tak – odpowiedział chłopiec – jak tylko moja dusza wyszła z ciała, spotkała Chrystusa Sędziego, ale Matka Boska Wspomożycielka poprosiła Swojego Syna, aby odsunął nieco moment sądu. Ja byłem przerażony. Po jednej stronie widziałem ogromną przepaść ziejącą ogniem. Wszędzie było pełno demonów. Wtedy Matka Boża Wspomożycielka, która tam stała, powiedziała do demonów: «Nie ruszajcie go, nie został osądzony»".
W tym momencie Carluccio usłyszał głos księdza Bosko i odzyskał przytomność.
Kapłan zaznajomił z sytuacją krewnych, którzy wrócili do pokoju i ostatecznie powiedział do młodego człowieka: „Carluccio, wolisz pozostać jeszcze na tym świecie, gdzie czekają cię pokusy i niebezpieczeństwa, czy znaleźć się w ramionach Maryi Wspomożycielki?”.
Chłopiec odpowiedział: „Wolę znaleźć się w ramionach Maryi Wspomożycielki”. W takim razie – mówił dalej święty – idź w pokoju i wstawiaj się u Niej za nami”. Carluccio opadł wtedy na poduszkę i skonał.
Drwiny diabła
Czytamy w relacji z życia Don Bosco, że diabeł, wściekły na świętego za to, iż ten wykradał mu dusze, na wszelkie sposoby próbował mu w tym przeszkodzić. Potrafił tak hałasować na strychu, że dochodzące stamtąd dźwięki przypominały głazy rzucane z piekielnym hukiem.
Kiedy Don Bosco rozkładał na stole Regułę Salezjańską, ten potwór wylewał mu atrament na rękopis. Przy innej okazji, gdy zasypiał, ściągał mu pościel z łóżka, kpiąc sobie z kapłana. Często też pod postacią tygrysa czy innej dzikiej bestii lub straszliwego potwora podnosił całe łóżko.
Błogosławieństwo
Działo się to w Rzymie 3 kwietnia 1880 roku. Do Don Bosco przyprowadzono opętaną kobietę, którą miał pobłogosławić.
Podczas błogosławieństwa wydawało się, że demon dusi swoją biedą ofiarę. Zły nazywał się Petrus i od dwóch lat przebywał w tej osobie.
„Co tu robisz?” – spytał go ks. Bosko.
„Jestem strażnikiem świętej” (tak nazywał opętaną)
„A gdzie byłeś wcześniej?”
„W powietrzu. Musicie ostro ze mną walczyć”
„Dlaczego nie chcesz wyjść? Nie widzisz, że tylko jeszcze bardziej pogrążasz się w cierpieniach i w złu?”
„Ja pragnę zła”.
Jako, że Don Bosco nie miał specjalnego pozwolenia od wikariusza generalnego, gdyż nie było go wtedy w Rzymie, uroczysty egzorcyzm był niemożliwy. Pewien mężczyzna, który nie wierzył w diabła, na widok tej sceny i na podstawie słów opętanej przekonał się o jego istnieniu (esorcismo.altervista.org).
Opętana w domu u markizy
Don Bosco udał się do domu markizy Comillas, aby odprawić mszę świętą. Nagle zjawiła się tam pewna opętana kobieta, która na jego widok upadła na ziemię jakby w omdleniu, po czym z pianą na ustach zaczęła się wić niczym wąż.
Ks. Bosko kazał jej wzywać Maryję, ale ona tylko krzyczała: „Nie, nie chcę wychodzić! Nie chcę stąd iść!”.
Jako że opętanej było na imię Maria, Don Bosco wołał do niej: „Mario, weź ten medalik”, ona jednak nie reagowała.
Ostatecznie św. Jan Bosko ją pobłogosławił. Młoda kobieta wstała, wzięła do ręki medalik, jaki kapłan jej podał, ucałowała go, udała się do kościoła i uczestniczyła we mszy św.
Wszystko wskazywało na to, że została uwolniona: ze spokojem spożyła śniadanie w obecności wielu osób. Ci, którzy jej towarzyszyli, twierdzili, że od dawna nie widzieli jej tak spokojnej i bardzo się temu dziwili. Wróciła do domu pocieszona.
Naprzykrzający się niedźwiedź
Diabeł szczególnie mocno atakował księdza Bosko za każdym razem, gdy ten podejmował jakieś ważne dzieło na większą chwałę Bożą.
Pewnego poranka ktoś zapytał świętego czy dobrze spał poprzedniej nocy, na co kapłan odpowiedział: „Nie za bardzo, ponieważ przeszkadzał mi jakiś ohydny zwierz przypominający niedźwiedzia, który wdrapał się na moje łóżko i próbował mnie udusić”. Fakt ten miał miejsce kilkakrotnie, a Don Bosco zawsze szczegółowo opisywał jak wyglądało piekielne dręczenie.
W noc, kiedy św. Jan Bosko skończył pisać pierwszą Regułę Pobożnego Towarzystwa św. Franciszka Salezego, będącą owocem żarliwej modlitwy, rozmyślań i wytężonej pracy, dokładnie w momencie, gdy kreślił ostatnie zdanie Ad maiorem Dei Gloriam, zjawił się diabeł, poruszył stołem i przewrócił kałamarz. Jednocześnie dało się słyszeć mrożące krew w żyłach krzyki. Ostatecznie cały rękopis był zalany atramentem i nie nadawał się do czytania, a ks. Bosko musiał całą swoją pracę zacząć od nowa.
Stu, stuk, stuk
5 lutego 1862 św. Jan Bosko opowiadał tak:
„Innym razem w nocy poszedłem do pokoju i zobaczyłem jak stolik nocny tańczy i stuka: stuk, stuk, stuk… «A to ci dopiero!» – pomyślałem. Podszedłem do niego i spytałem: «Czego chcesz?», a stolik dalej: stuk, stuk, stuk. Kiedy oddalałem się od niego, milknął, a kiedy podchodziłem, tańczył i stukał. Zapewniam was, że gdyby ktoś opowiedział mi tę historię, którą sam widziałem, nie uwierzyłbym. Nie wydaje wam się, że słuchacie historii o czarownicach, jakie opowiadała nam babcia?”.
Ucisk w żołądku
Tydzień później, 12 lutego 1862 roku, ks. Bosko opowiadał tak:
"W nocy z 6 na 7 tego miesiąca, tuż po tym jak położyłem się do łóżka i już powoli zasypiałem, poczułem, jak ktoś chwyta mnie za ramiona i zaczyna mną potrząsać z tak wielką siłą, że bardzo się przestraszyłem. «Kim jesteś?» – wykrzyknąłem, zapaliłem światło, ubrałem się, sprawdziłem łóżko i wszystkie kąty pokoju, rozglądając się czy ktoś się tam nie schował i nie spłatał mi takiego figla. Ale nikogo nie znalazłem. Podszedłem do drzwi i upewniłem się, że były zamknięte. Sprawdziłem również drzwi od biblioteki. Wszystko było pozamykane i panował spokój".
Don Bosco ponownie położył się spać.
„Kiedy już zasnąłem, poczułem kolejny wstrząs, który mnie zaniepokoił. Chciałem zadzwonić i przywołać kogoś. «Ale nie – powiedziałem sobie – nie chcę nikomu przeszkadzać». Położyłem się na wznak, kiedy poczułem w żołądku ogromny ciężar, który mnie przygniatał i prawie nie pozwalał mi oddychać. Nie mogłem powstrzymać krzyku: «Co się dzieje?», a następnie uderzyłem pięścią przed siebie, ale na nic nie natrafiłem. Przewróciłem się na bok, ponownie jednak wrócił ucisk i w tym żałosnym stanie spędziłem całą noc”.
Ogon diabła
Tymczasem kilka dni później, 17 lutego 1862, relacjonował:
„Kiedy wczoraj wieczorem położyłem się spać, poczułem, jak ktoś dotyka mi czoła zimnym pędzlem i lekko nim porusza. Zdjąłem zatem szlafmycę, ale ta tajemnicza ręka cały czas mi się naprzykrzała, przesuwając mi pędzel po nosie i ustach i nie pozwalała mi zmrużyć oka ani na chwilę. To mi się przytrafiało już wcześniej, a zamiast piórka czy pędzla, wydawało mi się, że dotyka mnie tak cuchnący ogon, że budziłem się przerażony”.
Dręczona kobieta
W 1872 w położonej niedaleko Turynu miejscowości Mathi mieszkała pewna kobieta. Nazywała się Maria Sopetti i była dręczona przez złego ducha. Doniesiono o tym ówczesnemu arcybiskupowi Turynu, który zasugerował, aby tę kobietę pobłogosławił ks. Bosko.
Przybyła ona do Turynu 30 listopada. Tuż przed wejściem na spotkanie z Don Bosco zaczęła krzyczeć: „Nie, nie …” setki razy. Ostatecznie weszła i wielkim wysiłkiem zmuszono ją, aby uklęknęła.
Don Bosco ją pobłogosławił. Ona w trakcie błogosławieństwa zasłoniła sobie uszy, aby nic nie słyszeć i dziwnie się zachowywała, ponieważ miała trudności, żeby spokojnie oddychać. Zaczęła chrumkać jak świnia i miauczeć jak kot.
Z ogromnym trudem udało się nakłonić ją do ucałowania medalika Maryi Wspomożycielki. Po zakończonym błogosławieństwie natychmiast się uspokoiła.
Wyszła z pokoju i wyglądała na spokojną. Św. Jan Bosko zapewnił ją, że kiedy będzie jechał do sąsiedniego miasteczka Lanzo, odwiedzi ją w Mathi albo przynajmniej o nią zapyta.
Polecił jej całować często medalik Maryi Wspomożycielki i odmawiać Zdrowaś, Maryjo, a także powiedział, że Pan, dopuszczając takie dręczenia, daje jej sposobność zdobycia wielkich zasług.
Jeszcze kilka razy odwiedzała ks. Bosko, a 2 stycznia 1883 była już prawie całkowicie uwolniona (www.donboscoinsieme.com).