separateurCreated with Sketch.

Gdy twój mąż albo żona utknęli w ramionach uzależnienia

Kobieta i mężczyzna związani łańcuchem
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Syndrom współuzależnienia dotyka nie tylko dzieci. Doświadcza go najbliższa osoba, czyli życiowy partner. Współuzależnienie przypomina taniec, którego rytm nadaje relacja uzależnionego z substancją (narkotyki, alkohol, leki) albo działaniem (np. hazard, zbieractwo itd.). Wszystko zaczyna się kręcić wokół tej relacji, zostawiając w głowach bliskich coraz mniej miejsca na ich samych i ich potrzeby.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Współuzależnienie jest rozpaczliwą próbą adaptacji do rzeczywistości, w której nie da się przewidzieć zachowania osoby uzależnionej. Nie wiadomo, czy będzie trzeźwy, czy pijany. Nie wiadomo, czy będzie mógł iść na wywiadówkę albo jechać w nagłym wypadku z dzieckiem na pogotowie. Obiecał, że zapłaci za gaz – zapomniał. Miał odebrać dzieci ze szkoły – nie dojechał.

Tym realiom, w których nie istnieje żaden sposób przewidzenia, jak będzie, towarzyszy jednocześnie narracja osoby uzależnionej, że „przecież nic się nie stało”. Ponieważ osoba, która zaprzecza uzależnieniu, nie bierze odpowiedzialności za rozwiązanie własnych problemów (bo wierzy, że „jakoś to będzie”), również swoich bliskich zapewnia o tym, że przecież jakoś jest. Wcale nie tak najgorzej.

Współuzależnienie. „Może nie jest tak najgorzej?”

System racjonalizacji i zaprzeczeń wystukuje więc melodię, którą żyje także osoba współuzależniona. Teraz jest źle, ale jak będzie lepsza pogoda, to będzie lepiej. Jutro, od wiosny, od Nowego Roku. W dodatku refren chorego, że „nic się nie stało”, sprawia, że przestaje wierzyć sobie samej. „Dzieci czekały pół godziny – może to nic takiego?”. „Nie wstał do pracy – ale może nikt tego nie zauważy?”

Mąż lub żona człowieka, który najbliższą relację wytworzył z własnym nałogiem, zaczyna wierzyć, że może się bardziej postarać i zrobić coś, by uzdrowić bliską osobę. Uwikłana między złością (często tłumioną) a współczuciem, każdego dnia bierze na swoje barki zadania, które do niej nie należą, utrwalając patową sytuację. Do czego uzależniony nie dociera – staje się nowym obowiązkiem zdrowego partnera. Chory nie odczuwa więc skutków choroby i nie doświadcza, jak radykalnie potrzebne jest leczenie i stanięcie na własnych nogach, bo na problem nie pomoże melisa ani wiosna.

W rozchwianym świecie iluzji i nieprzewidywalności, a także zapewne ogromnego cierpienia i utraty poczucia bezpieczeństwa, źródłem nadziei dla osoby współuzależnionej jest wiara w to, że może kontrolować nałóg. Przez agresję – czynną lub bierną (pretensje, groźby, kłótnie, „ciche dni”) – albo przez okazywanie uzależnionemu troski jak małemu dziecku. Chory więc na zmianę czuje się karany lub nagradzany, co utrwala w nim obraz biednego, zasługującego na pocieszenie (nałogiem) dziecka.

Współuzależnienie. „Przecież on/ona mnie potrzebuje!”

Współuzależnienie kieruje światła fleszy na członka rodziny, który nie podejmuje walki o siebie samego. Kiedy tysiące lumenów obsługuje nałóg w rodzinie, dla osoby współuzależnionej znika reszta świata. Znikają dzieci z ich normalnymi potrzebami bliskości, wsparcia, kontaktu (bo myśli mamy czy taty wypełnia tylko współmałżonek ze swoim problemem). Znika także własne wnętrze. Własne uczucia. Potrzeby. Marzenia. Plany.

Także z tego powodu, że zajęcie się sobą byłoby jakąś formą zdrady, zejścia z warty, utraty czujności – „a to przecież on czy ona potrzebuje mnie, bo sam(a) sobie nie poradzi”. Ta iluzja, że skoncentrowanie się na ratowaniu własnego życia i szukaniu gruntu pod własnymi nogami spowoduje nasilenie uzależnienia u drugiego, wynika z wcześniejszej: że jesteśmy w stanie kontrolować picie, zażywanie narkotyków, hazard, zbieractwo, granie na komputerze, pracoholizm współmałżonka, które on sam dawno przestał kontrolować, gdy stało się nałogiem. To jakbyśmy stali przy krzywej wieży w Pizie i opierając się o nią wierzyli, że to dzięki nam się nie przewraca.

Osoba współuzależniona potrzebuje zaopiekować siebie w terapii. Wyznaczyć sobie własne życiowe cele. Nauczyć się rozluźniać, dostrzegać własne ciało, potrzeby swoje i innych bliskich w domu. Odszukać w sobie instynkt życia. Przy okazji – pozwolić drugiemu poczuć dramat własnej choroby i podjąć leczenie, by nie asystować w samobójstwie na raty, myśląc, że robi się coś odwrotnego.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.