Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rozmawiamy o tym, jak emigracja serca doprowadziła do spotkania ze św. Matką Teresą, a potem do głębokiej duchowej zażyłości. Ale także o poszukiwaniu śladów pamięci charyzmatycznej Albanki i przedziwnych zbiegach okoliczności.
Beata Dązbłaż: Co było pierwsze – miłość do Macedonii czy do św. Matki Teresy z Kalkuty?
Renata Kutera-Zdravkovska: To była emigracja serca…
Czyli dokładnie miłość nie tyle do Macedonii, co do Macedończyka?
Tak, do Macedończyka, który przyjechał do Polski w 1981 r. Poznaliśmy się w Krakowie, byłam wtedy na trzecim roku studiów. Potem były spotkania co kilka miesięcy, trwał stan wojenny, było to wszystko o wiele trudniejsze niż dziś. Ale definitywnie był to człowiek na całe moje życie i ze względu na ówczesną sytuację w Polsce i dość dobrą sytuację w Macedonii, Jugosławii zdecydowaliśmy się tam zamieszkać.
Dom Pamięci Matki Teresy w Skopje
Jak w takim razie na pani drodze stanęła Matka Teresa z Kalkuty?
Od 1992 r. pracowałam w Skopje w macedońskim Muzeum Narodowym. Jako aktywna katoliczka wiedziałam, że Macedonia przygotowuje się do jubileuszu 100-lecia urodzin Matki Teresy w 2010 r., i że ma powstać jej muzeum. Muzeum to może za dużo powiedziane – dom pamięci.
Otrzymałam telefon od ówczesnej minister kultury z propozycją – abym objęła stanowisko dyrektora w tworzącej się dopiero placówce. Wahałam się, choć miałam już za sobą 20-letni staż zawodowy muzealnika, ukończone studia podyplomowe z zarządzania kulturą. Jednak zdecydowałam się i przez blisko 10 lat, do 2018 r., opiekowałam się tą placówką.
O samej Matce Teresie w Macedonii nie mówiło się wiele w tym czasie. Społeczeństwo było mocno zateizowane. Wszystko, co wiązało się z religią, było prawie tematem tabu. Pierwszy raz o Matce Teresie usłyszałam od mojej mamy w 1979 r., gdy Matka Teresa otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla.
Propozycja pokierowania muzeum jej poświęconemu była dla mnie cudem. Do dziś tego nie rozumiem i pewnie już się nie dowiem, dlaczego mnie wybrano. Wiem, że były przepychanki wokół tego stanowiska, ale ja w nich nie uczestniczyłam. To chyba znak z niebios.
Może sama św. Matka Teresa tak chciała…
Może… coś podpowiedziała.
Zobacz jak wygląda Dom Matki Teresy w Skopje:
Pamiątki po Matce Teresie
Zatem przypadło pani w udziale nie tylko zarządzanie, ale tak naprawdę trudne zadanie stworzenia muzeum od początku.
Tak, na początku to była bardzo skromna wystawa. Nie zostało po Matce Teresie wiele rzeczy osobistych, gdyż nie przywiązywała do nich wagi. Co dostała, to rozdawała. W momencie otwarcia domu pamięci to było dosłownie kilka oryginalnych dokumentów czy autoryzowanych kopii najważniejszych dokumentów, które wypożyczyły nam siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości. Zresztą one mają w Skopje swój dom.
Matka Teresa czterokrotnie była w tym mieście, po raz ostatni w 1986 r. Było to więc duże wyzwanie – organizacja muzeum. Trzeba to było robić równocześnie z obsługą tłumu turystów, którzy zaczęli nas natychmiast odwiedzać. Wstęp do muzeum był bezpłatny, Macedonia w tym czasie była bardzo otwarta.
Jak docieraliście do śladów pamięci po św. Matce Teresie z Kalkuty?
Rozpoczęliśmy poszukiwania od archiwów, m.in. agencji prasowych. Nawiązaliśmy kontakt z komitetem Nagrody Nobla i udało nam się odkupić film dokumentujący całą ceremonię wraz z jej wystąpieniem. Uczestniczyliśmy w festiwalach filmowych, nawiązując kontakty z reżyserami, którzy tworzyli filmy o Matce Teresie, odkupywaliśmy prawa do nich.
Spotykaliśmy się także z ludźmi, którzy jeszcze znali Matkę Teresę. Była u nas jej jedyna żyjąca potomkini, bratanica, która mieszkała w Palermo, Agi Bojaxhiu. Odwiedzał nas także postulator w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym, ks. Brian Kolodiejchuk, czy jej spowiednik, ks. Leo Maasburg. Gościliśmy także przełożoną generalną sióstr misjonarek miłości. W ten sposób pozyskaliśmy wiele cennych informacji. W tej chwili muzeum ma już spore archiwum.
Pamiętam też ciekawą sytuację, niby przypadkową. W 1993 r. Matka Teresa otrzymała tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, czyli mojej uczelni. Wiedziałam o tym, ale odkładałam zajęcie się pozyskaniem odpowiednich dokumentów na później. Skupialiśmy się wtedy na pokojowej Nagrodzie Nobla.
Pewnego dnia, przechodząc przez salę wystawową, zaczęłam rozmawiać ze zwiedzającym ją Polakiem. Jak się okazało, był nim dyrektor archiwów UJ, więc ten kontakt zaowocował bardzo szybkim udostępnieniem muzeum skanów i kopii dokumentów z UJ. Była tam m.in. bardzo skromna, ale istotna korespondencja między Matką Teresą a ówczesnym rektorem prof. Andrzejem Pelczarem, krewnym św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
Które z tych spotkań zapadło pani najbardziej w pamięć?
Muszę przyznać, że odwiedziny bratanicy Matki Teresy były dla mnie bardzo przyjemną niespodzianką. Odwiedziła nas incognito podczas swojej wizyty w Prisztinie w Kosowie, gdzie była z okazji poświęcenia katedry pod wezwaniem św. Matki Teresy. Miałam przyjemność oprowadzić ją po muzeum, oczywiście zostawiła swój wpis w księdze pamiątkowej. Była pod wrażeniem tego, że muzeum bardzo autentycznie przedstawia historię jej rodziny.
Mówiła, że udzielając wywiadów, bardzo trudno było jej wytłumaczyć, że jej ciocia nie była analfabetką. Zwracała uwagę na to, że powszechnie był silnie zakorzeniony stereotyp, że Matka Teresa pochodziła z bardzo biednej rodziny. Tymczasem było wręcz odwrotnie. Rodzina Bojaxhiu była jedną z najbogatszych w Skopje, posiadała w centrum miasta jeden z najładniejszych domów, aptekę i sklepy. Jej brat studiował w Wiedniu na Akademii Wojskowej, ona sama ukończyła gimnazjum, co wtedy miało dużą wartość, a jej siostra ukończyła liceum ekonomiczne.
Dlatego Agi Bojaxhiu będąc w muzeum, cieszyła się, że przełamuje ono to stereotypowe myślenie o jej rodzinie.
Niezwykłe były także spotkania z ks. Brianem Kolodiejchukiem, ale także Leo Maasburgiem – oni wiedzą chyba najwięcej o Matce Teresie z Kalkuty.
Renata Kutera-Zdravkovska i przyjaźń z Matką Teresą
A który z eksponatów muzeum darzy pani szczególną estymą?
Oczywiście ten, który jest relikwią drugiego stopnia. Nasze muzeum jako jedyna instytucja zostało wyróżnione przez następczynię Matki Teresy, Nirmalę Joshi, która była przez kilka lat matką generalną zgromadzenia. Przekazała nam część sari Matki Teresy – nakrycie głowy. W muzeum jest także autoryzowana kopia odpisu aktu chrztu św. Matki Teresy, także udostępniona nam przez siostry misjonarki. Oryginał prawdopodobnie został w Dublinie, gdy Matka Teresa wyjechała do sióstr loretanek.
Pani nigdy osobiście nie spotkała się z Matką Teresą. Czy w czasie chodzenia jej śladami, tworzenia muzeum, nawiązała pani osobistą więź duchową z tą świętą?
Tak, oczywiście… Do tej pory jest dla mnie zagadką i wciąż zadaję sobie pytanie, jak osoba tak krucha, od dziecka była przecież bardzo chorowita, potrafiła wykrzesać z siebie tyle energii. W dalszym ciągu nie mam odpowiedzi na wiele pytań. Jak to możliwe, że jeden człowiek w ciągu swojego życia tak wiele dobrego zrobił i w ogóle – tak wiele zrobił? Jest to dla mnie szczególna więź.
Co ceni pani najbardziej w Matce Teresie?
Jej bezwarunkową miłość do każdego. Gdy czytam o Matce Teresie, oglądam filmy dokumentalne, to trudno mi sobie nawet wyobrazić, jak jeden człowiek mógł to wszystko przeżyć i tyle zdziałać – w tym chaosie w Kalkucie, w niesamowitej biedzie. Skąd ona czerpała siłę? Wiadomo, że na pewno z wiary, ale dla mnie to jest niesamowite, jak wiele zrobiła.
A przecież miała swoje ciemne noce…
Tak, jak wielu mistyków. Z opublikowanych listów Matki Teresy wynika, jak bardzo cierpiała z tego powodu.
"Chciałabym podziękować Matce Teresie"
Gdyby dziś mogła pani spotkać się z Matką Teresą, co chciałaby jej pani powiedzieć?
Chciałabym jej podziękować – przede wszystkim – za to, jaki miała wpływ na moje życie. To niespodziewane duchowe spotkanie z nią w 2009 r. zdarzyło się w bardzo trudnym okresie mojego życia. Ta „przyjaźń” z nią była dla mnie ogromnym pocieszeniem. Od tego czasu, z jednej strony, czuję się tak bardzo maleńka, gdy myślę o tym, co ona robiła, a z drugiej strony – o wiele silniejsza.
Czy został pani nawyk ciągłego szukania śladów Matki Teresy?
O tak, ciągle odkrywam nowe rzeczy. Myślę, że jak przejdę na emeryturę, już za kilka miesięcy, poświęcę temu więcej czasu, być może uda się coś napisać. Zamierzam wrócić do Polski, a tam jest jeszcze wiele osób, które osobiście spotkały się z Matką Teresą.
Co prawda w tej chwili zaangażowałam się także w jedną jeszcze sprawę. Okazało się, że ks. Waldemar Nestor, którego proces beatyfikacyjny trwa, urodził się w mojej rodzinnej parafii. Widziałam w archiwum akt jego chrztu i obecnie jestem pośrednikiem pomiędzy proboszczem mojej parafii a postulatorem w jego procesie.
Nie będzie się pani nudzić na emeryturze.
Wygląda na to, że nie. Ostatnio czytałam wywiad z byłym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, który na trzy dni przed śmiercią Matki Teresy rozmawiał z nią, będąc akurat w Kalkucie. Wraz z przyszłą żoną, zaraz po studiach przez miesiąc pracowali w pierwszym hospicjum w Kalkucie, które założyła Matka Teresa. Mają także książkę z podpisem Matki Teresy.
Czy osoby, które otrzymały jakieś pamiątki od Matki Teresy, oddawały je do zbiorów muzeum?
Bardzo rzadko, jednak w większości każdy chce zachować taką pamiątkę, obrazek czy jakąś karteczkę z sentencją i podpisem Matki Teresy.