separateurCreated with Sketch.

Odporność psychiczna: jak zwiększać pojemność emocjonalną

emocje
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Unikanie czucia nieprzyjemnych emocji jest jak trzymanie w salonie smoka, który codziennie rośnie, karmiony brakiem uwagi. Im bardziej unikamy spotkania z własnymi emocjami, tym robi się ich więcej, łatwiej się uruchamiają.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Odporność psychiczna nie polega na tym, że po człowieku wszystko spływa jak po kaczce. Ani też na tym, że chodzi w niewidzialnej zbroi, przez którą nie dociera do niego żaden bodziec powodujący wzruszenie, wzburzenie czy ból. Rezyliencja oznacza zdolność pomieszczenia w sobie różnych emocji. Możemy sobie ją wyobrazić jako dom wystarczająco przestronny, by powitać gości, którzy sprawiają dyskomfort – jak lęk, smutek czy złość.

Pojemność emocjonalna nie polega na „kontrolowaniu” uczuć czy „zarządzaniu” nimi. Gdy na oscarowej gali w niedzielę Will Smith uderzył w twarz konferansjera, który żartem ze sceny obraził jego żonę, to nie samokontroli tu zabrakło, ale właśnie zdolności mieszczenia w sobie trudnych uczuć. To proces, który ma kilka etapów i którego można się uczyć. To także piękna droga rozwijania naszego człowieczeństwa.

Trudne uczucia są nieprzyjemne. Powodują dyskomfort w ciele, wpływają na nasze myśli o sobie i świecie (i vice versa – trudne myśli na temat siebie i otaczającej rzeczywistości uruchamiają w nas emocjonalną odpowiedź, która bywa przytłaczająca), mogą także ograniczać naszą sprawczość. Dyskomfort, z którym nikt nie nauczył nas bezpiecznie być, powoduje, że wchodzimy na ścieżkę unikania. Unikamy i okoliczności, które narażają nas na emocjonalny dyskomfort (np. załatwianie spraw urzędowych), ale także unikamy czucia nieprzyjemnych emocji (przez tłumienie lub znieczulanie ich na różne sposoby, gdy tłumić się już nie da).

Emocje, które nas zalewają

Unikanie jest jak trzymanie w salonie smoka, który codziennie rośnie, karmiony brakiem uwagi. Im bardziej unikamy spotkania z własnymi emocjami, tym robi się ich więcej, łatwiej się uruchamiają. W końcu możemy przestać zaglądać do salonu, a być może z czasem ograniczymy życie wyłącznie do łazienki.

Bywa, że trudne emocje – jeśli pozwolimy sobie je poczuć – zalewają nas. Smutek wciąga w rozpacz na długie godziny i dni, złość odbiera zdolność trzeźwego myślenia, lęk paraliżuje. To jakby nasz wewnętrzny dom zalewała powódź, która przewraca sprzęty, niszczy album z najpiękniejszymi zdjęciami z naszego życia, powoduje zwarcie, które wyłącza światło.

Wszystkie sytuacje, jakie tu metaforycznie opisałam, pokazują obraz domu, w którym nie ma gospodarza, nie ma opiekuna. My sami możemy się czuć wobec emocji jak małe dzieci – i to porównanie jest bardzo uzasadnione. Pojemność emocjonalna to umiejętność, którą kształtujemy od małego dziecka z pomocą rodziców. Dzieci nie posiadają tej zdolności i od pierwszych dni są zdane na swoich opiekunów, by pomogli im przeżyć smutek, złość czy bezradność.

Wewnętrzny dom

Tylko dorośli mogą pomóc dzieciom poczuć, nazwać, zrozumieć i uregulować własne emocje. Zaczyna się to od ofiarowania dzieciom swojej spokojnej, mądrej, życzliwej i akceptującej obecności. „Jestem tutaj”. „Jestem z tobą”. „Chyba się przestraszyłaś”. „Zrobiło ci się smutno, bo koleżanka nie chciała się z tobą bawić”. Gdy dzieci są widziane i słyszane ze swoimi uczuciami, odczuwają ulgę, czują się zrozumiane i uczą się rozumieć siebie. Doświadczają, że emocje, nawet najbardziej intensywne, w końcu mijają. Po najcięższej burzy przychodzi nowa energia i nowe rozwiązania.

Jeśli tego wsparcia zabrakło, gdy byliśmy mali, możemy uczyć się tego jako dorośli. Potrzebujemy uczyć się robić w sobie miejsce na uczucia. Robimy to najpierw przez zatrzymanie się. Gdy czujemy napięcie i dyskomfort w ciele, potraktujmy to jako sygnał, że coś ważnego w nas potrzebuje uwagi i zaopiekowania.

W swoim wewnętrznym domu potrzebujemy zająć rolę gospodarza. Pielęgnować taką część nas samych, która nie zostaje zatopiona przez emocje, ale umie troskliwie i ze współczuciem zauważać, co się u nas dzieje i nazywać uczucia, jakie przeżywamy. Tak jak rodzice wobec małych dzieci. „Widzę, że ci trudno”. „Martwisz się”.

Jak pisał ks. Grzywocz, każdemu uczuciu w sobie możemy powiedzieć: „Witaj”. Odmawiamy im miejsca często dlatego, że się ich boimy, a boimy się, bo być może nikt z nami nie był w taki spokojny, życzliwy i wspierający sposób, gdy jako malcy je przeżywaliśmy.

Gdy uczucia zostają „pomieszczone” – czyli gdy dajemy im w sobie miejsce, umiemy z nimi być i pytamy, o czym ważnym chcą nam powiedzieć, ich intensywność maleje. Smok w salonie rósł, ponieważ chciał zostać zauważony. Przytulony wewnętrznie smutek robi się oswojony, zrozumiana złość zamienia się w mądrą siłę do działania, a lęk pokazuje, o co potrzebujemy zadbać, by było go mniej.

Teraz, gdy dociera do nas tak wiele przytłaczających wiadomości, pojemność emocjonalna jest nam bardzo potrzebna. By jej nie zabrakło, dobrze, byśmy mieli momenty dobre, w których doświadczamy bliskości, bezpieczeństwa, uśmiechu i odprężenia. W budowaniu pojemności emocjonalnej pomaga też wspólnota z innymi ludźmi – ale o tym za tydzień.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.