Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Gemma Galgani umiera
Była Wielka Sobota, 11 kwietnia 1903 r., w Lukce umierała Gemma Galgani. Miała zaledwie 25 lat, jej ciało trawiła choroba Potta, która przysparzała ogromnego bólu, i głuchota – powikłanie zapalenia ucha. Mimo to młoda kobieta – obdarzona cztery lata wcześniej stygmatami – nie tyle żegnała się ze światem, co w bramie śmierci witała się z Jezusem.
Zmarła cicho, około godz. 13.00, a na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech. Swoje życie – zgodnie z prośbą Jezusa – ofiarowała za księży, którzy obrażają Boga w czasie sprawowania Eucharystii.
„Widzisz, o Jezu? Więcej nie wytrzymam! Jeśli taka Twoja wola, przyjmij mnie! Zrobiłam Bogu ofiarę ze wszystkiego i ze wszystkich; nie proszę o nic więcej. Teraz przygotowuję się do śmierci” – szeptała.
W ostatnich dniach życia, a był to Wielki Tydzień 1903 r., wyglądała jak szkielet pokryty bladą skórą. Mimo przeraźliwej chudości była bardzo ciężka i potrzeba było aż trzech dobrze zbudowanych osób, by ją przenosić w czasie pielęgnacji. Siostry opiekujące się nią usłyszały, żeby zachować spokój, szatan nie odstępuje jej na krok i to nie ona sama tyle waży.
Notatki świętej z czasu choroby
Po jej śmierci duchowni i świeccy przykładali różańce do jej ciała. Inni próbowali wykraść kosmyk włosów, by zachować je jako relikwie. Dla tych, którzy ją znali, już była świętą, a proces beatyfikacyjny – zwykłą formalnością. Rzeczywiście – jej proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny trwał trzydzieści siedem lat. Została pierwszą świętą zmarłą i kanonizowaną w XX wieku.
W czasie ostatniej choroby, która trwała od 21 września 1902 r., zachowały się notatki i refleksje świętej, które mogą być pomocne w przyjmowaniu niezrozumiałego cierpienia i trwania przy Jezusie mimo bólu, którego doświadczamy.
„Jeżeli Jezus umartwia twoje ciało, to zawsze po to, żeby oczyścić duszę. Bądź posłuszna” – usłyszała kiedyś od swojego anioła stróża. Hasło „sama jedna z Jezusem samym” uczyniła dewizą swojego trudnego życia.
„Często czuję się sama, ale towarzystwo Jezusa jest dla mnie nadzwyczaj dobre. Bardziej niż mogę, staram się oddalić od wszystkiego w świecie, ale znajduję wszystko. Uciekam od wszelkich przyjemności życia, a tymczasem znajduję przyjemność tak wielką, że czuję się bardzo zadowolona. Spalam się ciągle i pragnęłabym spalać się coraz bardziej. Cierpię i pragnęłabym cierpieć coraz więcej. Pragnęłabym żyć, pragnęłabym umrzeć. Czuję, że kocham, ale kogo kocham, nie pojmuję, nie rozumiem. W swej wielkiej niewiedzy czuję, że jest to dobro niezmiernie, wielkie dobro: Jezus” – pisała.
Wojowniczka
Mimo nawracających chorób i bardzo młodego wieku, Gemma była typem prawdziwej wojowniczki. Każde cierpienie nie tylko przyjmowała w pokorze, ale od razu ofiarowywała w intencji nawrócenia grzeszników. Świadkowie jej życia zeznali, że często targowała się z Bogiem w ich sprawie.
Pewnego razu postanowiła ofiarować wyjątkowo bolesne cierpienie fizyczne w intencji nawrócenia jednej ze znanych jej osób. Do ofiary dołączyła żarliwą modlitwę i błagała Boga o cud. W czasie tego błagania doświadczyła lokucji wewnętrznej i Jezus wyznał jej ze smutkiem, że nie widzi szansy nawrócenia tego człowieka.
Co ciekawe, opinia Jezusa nie zniechęciła Gemmy! Zwróciła się do Maryi jako Tej, której Jezus nie będzie mógł odmówić. Walka o nawrócenie trwała, Gemma nie przestawała ofiarowywać cierpienia i modlitw i została wysłuchana! Człowiek, o którego targowała się z Bogiem przyszedł, zapłakany, z wyznaniem: „Muszę się wyspowiadać. Pomóż mi”.
„Chcę podążać za Tobą za cenę cierpienia i chcę tego gorąco; nie, Jezu, nie chcę więcej męczyć Cię swoim letnim postępowaniem, jak do tej pory; musiało to budzić w Tobie niesmak. Dlatego postanowiłam: modlitwa bardziej pobożna, Komunia częstsza. Jezu, chcę cierpieć, cierpieć dla Ciebie. Zawsze z modlitwą na ustach. Często upada, kto często podejmuje postanowienia” – notowała.
Jesteśmy uczniami Chrystusa, który wiele cierpiał
„Pamiętajmy, że jesteśmy uczniami Chrystusa, który tak wiele cierpiał. Nie, nie wystarcza mieć krzyż przed oczami, nieść go, trzeba go mieć w swoim sercu. Chodźmy razem i stańmy przed Jezusem Ukrzyżowanym, wpatrujmy się w Niego: jest wywyższony na krzyżu.
Skoro Chrystus jest przybity do krzyża, nie narzekajmy, jeśli musimy jeszcze stać u Jego stóp.
O mój biedny Jezu! Chciałabym mieć serce utworzone ze wszystkich serc najbardziej rozmiłowanych w Tobie, aby Ci współczuć i pomóc. Ale i tak wszystkie siły mego biednego ciała i wszystkie uczucia mego godnego pożałowania serca Tobie ofiarowuję. Nigdy tak się nie stanie, że zostawimy Jezusa samego w drodze na Kalwarię. Będziemy z Nim nie tylko w drodze na Kalwarię, ale na krzyżu i podczas śmierci.
Biegnijmy razem ku krzyżowi, co więcej, ku nowym krzyżom. Obejmijmy je razem i wołajmy: O krzyżu święty, z myślą o bezgranicznym uczuciu, z jakim przyjął cię Jezus, pragniemy podjąć mocne postanowienie, by nigdy więcej nie oddalić się od ciebie” – pisała w notatkach autobiograficznych.
„Jezu, pozwól mi czerpać z Twojej Męki”
„O Jezu, ja jestem owocem Twojej Męki, młodym pędem Twoich ran. O Jezu, poszukaj dla mnie miłości, bo nie mam jej więcej, ukradłeś mi serce. Mówisz mi zawsze, że kto cierpi, kocha, a krzyż dajesz temu, kogo kochasz. Ty traktujesz mnie tak, jak Ciebie traktował Twój Ojciec.
Jezu, pozwól mi czerpać z Twojej Męki aż do ostatniej kropli. Udzielaj mi tego po trochu. Nie opuszczaj, o Jezu, tych biednych grzeszników. Jestem gotowa uczynić wszystko. Ty umarłeś na krzyżu, spraw, abym i ja tam umarła. Wszyscy oni są Twoimi dziećmi – jeśli są Twoimi dziećmi, nie opuszczaj ich.
Ja pragnę zbawić ich wszystkich, o Jezu. Jeżeli Ty ich opuścisz, nie ma już nadziei. Czyż nie ja powinnam cierpieć za nich? Dlatego weź mnie. Grzeszników masz wielu, ale osób ofiarujących siebie mało…”.