Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przedstawiam wam Maszkę – dumną suczkę, która nie potrzebowała szkolenia, żeby ratować ludzkie życie. Robiły to razem ze swoją panią w Borodiance, w czasie, kiedy znajdowała się ona pod rosyjską okupacją.
Pies ratownik
Tamtego dnia, niedługo po inwazji, kobieta szła przez miasto ze swoim wózkiem i trzema psami. Jak opowiadała, miasto było starte na proch i wydawało się całkowicie bezludne. W pewnym momencie Maszka, jedna z psich towarzyszek, zaczęła przeraźliwie szczekać. Do tego chwyciła swoją opiekunkę za ubranie i zaczęła ciągnąć w stronę pozostałości jednego z bloków.
„Powiedziałam psu, co o nim myślę, używając odpowiedniego słownictwa, jednak to nie zniechęciło Maszy. Szczekała i szczekała, i ciągnęła mnie za ubranie w stronę ruin” – opowiadała potem o. Miszce Romanivowi OP. Pies ewidentnie prowadził przeklinającą i szarpiącą się z nim kobietę w konkretnym kierunku. Na dziewiąte piętro bloku, gdzie zatrzymał się w jednym miejscu, nadal szczekając.
Kiedy dotarła tam też ona, usłyszała spod gruzów cichy ludzki głos: „Jesteśmy tu od sześciu dni, brak nam wody i jedzenia, pomóżcie”. W pułapce utknęło osiem osób. A Maszka, chociaż nigdy jej do tego nie szkolono, kilka dni później wywąchała pod gruzami kolejnych czworo potrzebujących, w innym domu.
Siła małości
Dla okupantów to była tylko „jurodiwa” z trzema psami i wózkiem, błąkająca się po ruinach. Człowiek bez znaczenia i wartości, który budzi mieszaninę niechęci i lęku. To paradoksalnie zdecydowało o powodzeniu jej misji.
Pomimo zagrożenia śmiercią, codziennie wracała w miejsca wyszukane przez Maszkę, z wózkiem, na którym wiozła wodę i jedzenie. Kiedy żołnierze ją zatrzymywali i przepytywali, odpowiadała, że karmi psy, więc puszczali ją wolno. Przez prawie miesiąc była jedynym źródłem pożywienia i wody dla dwunastu osób, które dzięki temu przetrwały do zakończenia okupacji.
Hot dogi i kawa
Także z jedzeniem i napojami, choć bardziej wyrafinowanymi, przyjechał do wolnej już Borodianki 20 maja 2022 r. food truck z Centrum św. Marcina de Porres. Ojciec Miszka Romaniv razem z wolontariuszami i pracownikami kawiarni Sant’ Angelo chcieli dać tamtejszym mieszkańcom choć odrobinę normalności. Rozdawane przez nich burgery, hot dogi, a przede wszystkim kawa i piknikowy nastrój sprzyjały rozmowom.
Przyszła tam i „jurodiwa” ze swoimi psami, trzymając się jednak na uboczu. Zresztą pozostali mieszkańcy też nie odnosili się do niej szczególnie serdecznie. Zaintrygowało to dominikanina, więc podpytał znajomą, kim jest ta kobieta. Po trzech hot dogach i kawie (wymagania były bardzo jasne i wskazujące na smakosza – „Bez cukru, bo z cukrem to nie kawa”) sama opowiedziała, jak mądra jest jej Maszka. Przy okazji wyszło też na jaw, jak współczującym ona sama jest człowiekiem.
Jak podsumował to dominikanin, opowieść ta pokazuje wielką siłę miłości, która sprawia, że słaby staje się silnym, a człowiek zaczyna rozmawiać ze zwierzętami jak św. Franciszek z Asyżu. Cóż, nie ma znaczenia twoje miejsce w społeczności czy gatunek, zawsze możesz pomóc Opatrzności w okazywaniu miłosierdzia. Wystarczy tylko mieć otwarte na nie serce.
Zachęcam do wsparcia Centrum św. Marcina de Porres, które na miejscu pomaga ofiarom wojny. Wpłat można dokonywać na konta:
Sekretariat Misyjny oo. Dominikanów
ul. Freta 10
00-227 Warszawa, Poland Santander
PLN: 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728
EUR: 03 1090 2851 0000 0001 0591 8140
KOD SWIFT: WBKPPLPP
z dopiskiem: darowizna na rzecz Domu św. Marcina