Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Droga na MAXa już za nami. To już VI edycja konferencji formacyjnej dla mężczyzn połączonej z nocną pielgrzymką z Ożarowa Mazowieckiego do Niepokalanowa, którą organizuje katolicki ruch dla mężczyzn Droga Odważnych.
W tym roku spotkaliśmy się pod patronatem dwóch wielkich ludzi: św. Maksymiliana Kolbe i Sługi Bożego Franciszka Blachnickiego, którego słowa stały się hasłem spotkania: „Służę, więc jestem”. Czego doświadczyło ponad stu mężczyzn z Polski, Norwegii i Niemiec?
Msza na dobry początek
Pierwszym i najważniejszym krokiem, jaki zrobiliśmy na naszej drodze, była uroczysta msza święta. Odprawiliśmy ją w kościele pallotynów w Ożarowie Mazowieckim, a przewodniczył jej kapelan Drogi Odważnych z Warszawy – o. Piotr Owczarz OFMCap. Msza święta w soboty jest często odprawiana ku czci Najświętszej Maryi Panny, tak było i tym razem. Kogo lepszego możemy prosić o pomoc w przeddzień zesłania Ducha Świętego, by uczyć się służby, niż Maryję, Oblubienicę Ducha Świętego!
Służę, więc jestem – o co w tym chodzi?
Po spotkaniu z Jezusem i solidnym obiedzie rozpoczęliśmy konferencję formacyjną, w czasie której usłyszeliśmy trzy tematyczne prelekcje, które pogłębiły rozumienie służby w mocy Ducha Świętego.
Pierwsza z nich, pod tytułem „Służę, więc jestem” została wygłoszona przez Mariusza Marcinkowskiego, lidera głównego Drogi Odważnych, teologa, trenera rozwoju osobowego i coacha Maxwell Leadership Certified Team, a prywatnie męża i ojca.
Mariusz skupił się na służbie jako istotnej części męskiego życia. Przywołał również wzór autentycznego poświęcania się dla innych, jakim był św. Maksymilian Kolbe. Miał on jasny cel – chciał być największym ze świętych, wytrwale do tego dążył, m.in. przez intensywną pracę. Był posłuszny Bogu i przełożonym. Tak przygotowany był w stanie służyć, aż do końca, oddając swoje życie za innego człowieka.
Druga konferencja została wygłoszona przez Michała Paczułę – dyrektora Drogi Odważnych, lidera, a także męża i ojca. Tytuł prelekcji brzmiał: „Niepokalana jako wzór człowieka żyjącego Duchem Świętym”. Maryja to najlepszy dla nas, wierzących, wzór do naśladowania. Mogą się na niej wzorować zwłaszcza członkowie Drogi Odważnych, której ideałem życia jest: miłość, służba i formacja. To przecież Maryja ukochała Boga i ludzi najdoskonalej ze wszystkich ludzi, służyła całą sobą i była też gotowa do formacji swego serca, przez słuchanie słowa Bożego.
Do ideału życia Drogi Odważnych nawiązał też Sławomir Leszczyński w prelekcji „Służyć w mocy Ducha Świętego”. Mówił o owocach działania Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, które łączą się z miłością, służbą i formacją. Stwierdził także, że autentyczne owocowanie w nas wiary niemożliwe jest bez Ducha Świętego.
Trasa: cisza, służba i dziękczynienie
Po pracy w grupach rozpoczęliśmy bezpośrednie przygotowanie do wyjścia na nocny szlak pielgrzymi. Modlitwą śpiewem błagaliśmy Boga, aby dał nam swego Ducha nie tylko na czas wędrówki, ale na całe nasze życie. Pomodliliśmy się za siebie nawzajem i wyruszyliśmy w trasę – około 30 km. Czekało nas 6 etapów oraz 5 stacji.
Każda stacja składała się z fragmentu nauczania Franciszka Blachnickiego na temat Ducha Świętego i Jego działania w Kościele oraz Akatystu do Ducha Świętego, który wspólnie śpiewaliśmy. Następnie ruszaliśmy dalej w drogę i realizowaliśmy konkretne zadania. Mieliśmy czas na to, by się lepiej poznać i podzielić tym, co najbardziej dotknęło nas w czasie spotkania.
Jeden z etapów przeszliśmy w ciszy, rozmyślając jak kochamy i jak doświadczamy miłości. Podczas kolejnego z etapów służyliśmy sobie nawzajem nosząc swoje plecaki, a później przez godzinę maszerowaliśmy z uniesionymi rękoma przyzywając Ducha Świętego. Przedostatni etap był czasem rozmów z każdym członkiem małej grupy. Na ostatnim odcinku mieliśmy dziękować sobie wzajemnie za to, czego doświadczyliśmy w czasie drogi.
Finałem naszej podróży był Niepokalanów – kaplica adoracji, zawierzenie się Niepokalanej oraz Eucharystia w uroczystość Zesłania Ducha Świętego.
Czy było warto podejmować ten trud?
Nie doszedłem do końca trasy. Zmęczenie, niewyspanie oraz ból pleców sprawiły, że wezwałem wparcie i dwa ostanie odcinki pokonałem w wygodnym samochodzie. Nie żałuję jednak, że podjąłem ten trud!
Doświadczyłem wielkiej pomocy i wsparcia ze strony braci oraz uświadomiłem sobie, że najlepszą modlitwą i sposobem na budowanie relacji, tak z Bogiem jak i z drugim człowiekiem jest… okazywanie miłości.
Banalne, czyż nie? Ale jeśli w ten sposób spojrzę na mój codzienny plan dnia, mogę kształtować ten dzień w całkiem nowy sposób!
Świadectwa uczestników pielgrzymki
Droga na MAXa to przezwyciężanie swoich słabości. Ale to, co było w niej dla mnie kluczowe, to to, że nie byłem wtedy sam. Są inni mężczyźni których na początku drogi niewiele znałem, a nad ranem byli mi naprawdę bliscy. W tym roku temat służby pokazał mi, jak ważne jest dla kogoś obok mnie wzięcie jego plecaka w wędrówce, bo akurat ma trudniejszy moment. Niby nic dużego, a jednak pozwala komuś dojść do końca - Michał Kowalczyk
Mimo iż byłem wśród osób, które z różnych przyczyn nie mogły uczestniczyć w marszu, Droga na MAXA była bardzo owocnym dla mnie czasem. Wspólna modlitwa i dzielenie się w grupie naszymi historiami pod bazyliką w Niepokalanowie pokazało, że nieprzypadkowo spotkaliśmy się w takim gronie i wiele nas łączy. Owoców służby doświadczyłem jeszcze podczas powrotu z Drogi na MAXa pociągiem, gdy pomogłem konduktorce w opiece nad pasażerką, która upadła i doznała obrażeń wymagających oczekiwania na służby medyczne. Jak się okazało, potrzebowała też wsparcia w trudnej życiowej sytuacji i było to dla mnie bardzo poruszające, że znalazłem się w tym miejscu i czasie, mogąc służyć swoim czasem i dobrym słowem - Adam Foks.
Przez całe nasze spotkanie, już od konferencji, czułem działanie Ducha Świętego. Cieszyłem się, że mogłem z braćmi wyruszyć do naszej Matki. Niosłem pewne intencje, te które przywiozłem z Norwegii ale i te, którymi podzieliliśmy się w grupie. Pierwsze kilometry szedłem bez problemów. Był to czas rozmów, dzielenia się, słuchania. W pamięci najbardziej utkwił mi moment, gdy szliśmy z podniesionymi dłońmi i uwielbialiśmy Boga. Mogłem tak iść i cały czas wielbić, bez końca! Nad ranem, na ostatnich 10 km dopadł mnie lęk o to, czy dam radę. Co będzie jeśli moje nogi odmówią posłuszeństwa? Przestałem koncentrować się jednak na sobie, kiedy zobaczyłem, że każdy z nas się z czymś zmaga. Każdy ma jakiś kryzys, próbowałem podejść do każdego z braci i porozmawiać, aby nasza droga przeminęła jak najmilej, aby zapomnieć o trudzie. Dziś już odpocząłem i zastanawiam się, czy jeszcze raz nie wybrać się na szlak, choćby za tydzień… - Jarosław Pędrak.