separateurCreated with Sketch.

Karla Niko. Cudem przeżyła poważny wypadek, dziś cieszy się każdym dniem

Karla Niko (Karolina Smoleńska)
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Beata Dązbłaż - 17.06.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zderzenie czołowe skutera z tirem... Mimo niepełnosprawności mówi, że ma powody, by dobrze żyć. I nadal czuje się dobrze w swoim ciele!

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Beata Dązbłaż: Zaraz po wypadku psycholog zapytał panią, czy chce się pani żyć. Wymieniła pani podobno kilka plusów sytuacji, w której się pani znalazła? Co to było?

Karolina Smoleńska (Karla Niko): Tak, rzeczywiście tak było. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nerwy w ręce są poprzerywane, podejrzewano, że pod krwiakiem jest ucisk na nerwy i wraz z jego wchłonięciem, ręka wróci do sprawności. Powiedziałam, że plusem jest to, że ta ręka zacznie wracać do sprawności i że to bardzo ważne, że mam kolano, bo brakuje mi tylko jednego stawu skokowego. Pamiętam, że powiedziałam, że szybko nauczę się chodzić o protezie i nawet nie będę kulała. Tyle pamiętam, to było już 4 lata temu.

Choć największym plusem, mówiąc trywialnie, było to, że pani przeżyła wypadek zderzenia czołowego na skuterze z tirem…

Lekarze mówili, że nie ma logicznego wytłumaczenia tego, że przeżyłam, obrażenia były tak poważne… Ze skutera nie zostało nic. Mam świadomość tego, że osoby z o wiele mniej poważnych wypadków wychodzą w dużo gorszym stanie. Ja od powrotu do domu praktycznie robię wszystko sama, zajmuję się domem, sprzątam, zaczęłam to robić będąc jeszcze na wózku. Byłam tak stęskniona za synkiem, że nie chciałam, by mnie ktokolwiek wyręczał. Cieszę się z życia takiego, jakim ono jest.

W chwili wypadku pani syn miał dwa miesiące. Powrót ze szpitala był dla pani zderzeniem z zupełnie nową rzeczywistością. Jak poradziła sobie pani z ograniczeniem sprawności i samodzielności?

Nie miałam wcześniej dużej styczności z osobami z niepełnosprawnościami i dalej jej nie mam. Nie czuję się niepełnosprawna, bardziej myślę o sobie jako o nie w pełni sprawnej. Mimo to, bardzo ważne dla mnie jest, żeby zajmować się samej domem, dzieckiem, po prostu zwyczajnie żyć. Taki mam charakter po babci, że nie usiedzę w miejscu.

Gdyby nie obóz letni Activ_amp_ dla osób m.in. po amputacjach, na który jadę już trzeci raz w tym roku, nie znałabym osób z niepełnosprawnościami. Nie widzę takich osób w swoim otoczeniu. Proteza jest dla mnie mniejszym problemem, bardziej odczuwam brak sprawnej ręki i nie ma dnia, żebym nie pomyślała „jaka szkoda, że jej nie mam”.

Mam wrażenie, że nie boi się pani odważnych kobiecych zdjęć w mediach społecznościowych, gdzie niesprawność nie gra roli. To bardziej dla pani, czy też przekaz dla innych?

Przed wypadkiem nie robiłam takich zdjęć, może teraz są trochę inne czasy. Mimo tego, co mnie spotkało, nadal dobrze czuję się w swoim ciele. Widzę oczywiście jego mankamenty - brak sprawnej ręki, proteza - ale nie czuję, że mi to dużo odjęło. Jestem dietetykiem z zawodu i zawsze estetyczne i zdrowe ciało było dla mnie ważne i to się nie zmieniło. Teraz treningi na siłowni zastąpiła rehabilitacja.

Ale próbuje też pani nowych rzeczy, jak np. wakeboarding.

Myślałam, że to się w ogóle nie uda, ale udało się i sprawia mi to wielką frajdę. Wcześniej jako zdrowa nie potrafiłam się tak utrzymać na wodzie, jak teraz na protezie i jedną ręką.

Siła woli?

Mam takie zacięcie faktycznie. Chciałam też spróbować nart biegowych, ale na razie z jedną ręką jest trudno. Może po kolejnej operacji, która niebawem, gdy uda mi się zgiąć rękę w łokciu, będzie to możliwe.

Dzieli pani życie na przed i po wypadku?

Tak, zdecydowanie. W ogóle nie odliczam ile mam lat, tylko że coś było przed wypadkiem, albo po wypadku.

Czy to jest podział na lepsze i gorsze? Czy też tylko stwierdzenie faktu, że jest tak, a było inaczej?

Teraz to już bardziej stwierdzenie faktu, bo zwyczajnie zaczynam zapominać, jak było przed. Na początku wstawałam z łóżka i chciałam się oprzeć na nodze, której nie mam i się przewracałam siłą rzeczy. To było nieprzyjemne, robiło mi się smutno i chciało mi się popłakać z bezsilności. Teraz zaakceptowałam to, jak jest.

A jak jest dziś?

Pracuję jako rejestratorka w przychodni zdrowia, mam fajną pracę i ludzi w niej. Pracuję na pół etatu, bo muszę dzielić czas na ciągłą rehabilitację. Odbieram synka z przedszkola, zajmuję się domem. Lubię mieć wszystko przez siebie zrobione, jestem czasami perfekcjonistką.

Nie wróciłam do zawodu dietetyka, bo jednak czuję, że po wypadku moja głowa czasami się „zacina”, brakuje mi słowa albo urywa mi się wątek – przyjęłam wiele leków i myślę, że może to być efekt tego. Nie chciałabym popełnić błędu w pracy z pacjentami.

Mogę śmiało powiedzieć, że jest dobrze, wstaję rano i cieszę się na nowy dzień. Nie ma tego, co kiedyś, że zawsze się na coś czekało – na weekend, wakacje, wyjazd. Jest dobrze, jak jest. Zawsze ktoś nas odwiedza, nasz dom jest otwarty.

Największe zaskoczenie w życiu po wypadku?

Ludzie. Narzeka się często na znieczulicę, ale ja doświadczyłam wiele dobra od czasem nawet obcych ludzi, począwszy od zbiórek na protezę. Do szpitala przyjeżdżały osoby z bardzo daleka, których nawet dobrze nie znałam, aby mnie odwiedzić. Może zawiodły te najbliższe przyjaciółki, które potem tłumaczyły, że nie wiedziały, jak się zachować. Bo zawsze byłam energiczna, optymistyczna, a teraz nagle wypadek i brak sprawności. To było błędem, bo bardzo wtedy ich potrzebowałam. Nie czuję jednak urazy, nie można nikogo zmusić do obecności w czyimś życiu.

Myśli pani czasami, że ma pani darowane życie?

Myślę, że każdy dostaje tyle, aby sobie z tym poradzić, ile jest w stanie udźwignąć. Nie wiem, na jak długo przed wypadkiem, ale czułam, że będę go miała… Mówiłam nieraz do bliskich, że najbardziej boję się, żeby mnie szybko znaleźli, żebym nie leżała gdzieś długo i nie marzła. Nie lubię zimna… Nie wiem, skąd te myśli. Niektórzy uważają, że jak się ma takie myśli, to ściąga się na siebie takie zdarzenia. Nie wiem. Jednak teraz odpycham od siebie jakiekolwiek złe myśli, które przychodzą mi do głowy. Cieszę się tym, co jest.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!