Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Gdy lecą bomby, nie wiadomo, gdzie spadną. Jesteśmy przygotowani na nagłą i niespodziewaną śmierć – mówi biskup charkowsko-zaporoski Pawło Honczaruk. W rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie 44-letni hierarcha, który był kiedyś kapelanem wojskowym, zaznacza, że „Kościół służy ludziom, osobom starszym i dzieciom”, ale także „żołnierzom, którzy bronią naszej ojczyzny”.
Zapewnia, że pomimo wojny Kościół jest „żywy i aktywny”. Księża i wierni są w parafiach, codziennie odprawiane są liturgie. Nie jest to możliwe jedynie „tam, gdzie trwają walki oraz na terenach okupowanych”.
Przygotowani na śmierć
Ludzie żyją jednak w nieustannym napięciu. – Żyjemy w ciągłym oczekiwaniu, szczególnie gdy lecą bomby i nie wiadomo, kiedy i gdzie spadną. Przedwczoraj spadły około 1100 metrów od nas. Wczoraj wieczorem spadły gdzieś blisko. Nie wiem, czy miałbym czas usłyszeć pocisk, którzy we mnie uderzy.
Jesteśmy przygotowani na nagłą i niespodziewaną śmierć. Dlatego często uciekamy się do sakramentów, szczególnie do spowiedzi. Jest to zupełnie nowe doświadczenie, nowy sposób życia. Rano wstaję i zadaję sobie sprawę z tego, że żyję – wyznał bp Honczaruk.
Mimo wszystko zauważa on „wielkie znaki obecności Boga pośród wojennego zamętu, szczególnie w sercach ludzi, którzy służą w różnych miejscach jako żołnierze, lekarze, strażacy, policjanci, jak również którzy pracują w innych służbach”.
– Patrząc na twarze tych ludzi jest się świadkiem wielkiej mocy miłości, do jakiej Bóg ich inspiruje – podkreślił ordynariusz diecezji charkowsko-zaporoskiej.
Sytuacja humanitarna jest tragiczna
Biskup poinformował, że w nieustannie bombardowanym i zniszczonym w 15 procentach Charkowie, który znajduje się 20 km od linii frontu, z 1,7 mln mieszańców pozostało około 700 tys. Inne miasta diecezji, takie jak Słowiańsk, Kramatorsk, Bachmut „praktycznie wszyscy opuścili i mało kto został”.
Zwrócił uwagę, że tam, gdzie trwają walki „sytuacja humanitarna jest tragiczna”, gdyż dostarczanie żywości i lekarstw jest zbyt niebezpieczne. Ale już 10-20 km od linii frontu można żyć i wiele osób próbuje wracać. Często okazuje się jednak, że nie ma już ich domu ani miejsca pracy.
Ludzi ci „potrzebują ubrań, butów, żywności, lekarstw, a także zrozumienia i wsparcia”. – Jeśli dom jest zburzony, człowiek nie ma gdzie mieszkać. A jeśli nie ma pracy, bo jego miejsce pracy zostało zburzone, zostaje bez pieniędzy. A gdy jeszcze do tego jest ranny… Czasem ludzie zostają tylko z tym, co mają przy sobie, bo wszystko spłonęło wraz z domem – opowiada ukraiński hierarcha.
Życie w Charkowie
W Charkowie niektóre fabryki i przedsiębiorstwa są w stanie nadal prosperować. Działają szpitale i służby miejskie odpowiedzialne za dostawę elektryczności, gazu, wody, kanalizację, wywóz śmieci, sprzątanie ulic, transport publiczny.
– Gdy coś zostało zniszczone, w ciągu 24 godzin nie ma żadnego śladu tego, co się wydarzyło, bo służby miejskie wszystko sprzątnęły i usunęły. Strażacy, policja i inne służby również pracują przez cały czas. Ludzie próbują prowadzić normalne życie, choć wojna zewsząd nas otacza. Szkoły i uniwersytety działają online – poinformował bp Honczaruk. Dodał, że oddziały niektórych banków są otwarte i można płacić kartami, a część sklepów jest otwarta.