separateurCreated with Sketch.

Polski misjonarz w Kazachstanie: pierwszą propozycję wyjazdu odrzuciłem, ale potem wszystko się zmieniło

ks. Łukasz Chłopek na misjach w Kazachstanie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dariusz Dudek - publikacja 19.08.22, aktualizacja 23.02.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Moje duszpasterstwo to po prostu bycie. Nie ma tu katechezy w szkole, przy parafii pojawia się garstka dzieci czy młodzieży. Ewangelizuję w codzienności: w sklepie, w wiejskiej bani, gdzie wszyscy spotykają się raz w tygodniu, czy na pogrzebach, gdzie przychodzą wszyscy: i muzułmanie, i katolicy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Od seminarium do wyjazdu na misje

Dariusz Dudek: Łukaszu, znamy się już kilka ładnych lat, ale nigdy nie zapytałem cię, dlaczego Wschód tak bardzo cię pociągał.

Ks. Łukasz Chłopek*: Mam wschodnie korzenie. W moich żyłach płynie krew ludzi ze Wschodu, odzywała się ona we mnie i zawsze ciągnęło mnie na tamte tereny.

Jak wyglądała twoja droga od seminarium do wyjazdu do Kazachstanu?

Przez pierwsze trzy lata seminarium byłem mocno zafascynowany Wschodem, także Kościołem tej tradycji. Po połowie trzeciego roku poznałem ks. Jana Radonia, który pracował wtedy na Kamczatce. Postanowiłem zobaczyć jego pracę i wyjechałem do niego w czasie wakacji, na miesiąc.

Przez kolejne trzy lata formacji nie wracałem do tego tematu, a po święceniach pochłonęła mnie praca na parafii: szkoła, sakramenty, grupy. Ale ciągle pojawiała się myśl, by służyć tam, gdzie nie ma tylu księży, co w Polsce.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie ks. Radoń, który pracował już wtedy w Kazachstanie i zaprosił mnie do siebie na dwa tygodnie. Pojechałem podczas ferii. Po dwóch i pół roku, gdy chodziłem w styczniu po kolędzie, zadzwonił do mnie ponownie, mówiąc, że przyjechał do biskupa rzeszowskiego Jana Wątroby, by prosić o księży do pracy na Wschodzie.

Spytał, czy może mu powiedzieć o mnie. Zgodziłem się, choć nie sądziłem, że biskup zgodzi się na taki wyjazd. Nie przeszedłem pięciu następnych domów, gdy zadzwonił ponownie z informacją, że biskup wyraził zgodę!

Widzę, że ks. Radoń ma siłę przekonywania. Kim on jest? Jego nazwisko pada już kolejny raz.

To dla mnie wzór prawdziwego misjonarza. Bardzo rozmodlony, a jednocześnie twardo stąpający po ziemi. Jako młody człowiek był uzdolniony sportowo, ale zrezygnował z różnych ofert po to, by zostać misjonarzem. Niemal zaraz po święceniach wyjechał na Wschód. Pracował w Ukrainie, Rosji, a teraz posługuje w Kazachstanie.

Misyjna praca w Kazachstanie

Gdzie pracujesz w Kazachstanie?

Gdy przyjechałem 1 września 2021 roku, zostałem przydzielony jako wikary do dwóch parafii w północnym Kazachstanie: Jasna Polana i Zielony Gaj. Po roku zostałem proboszczem Zielonego Gaju.

Jakie było twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do Kazachstanu?

Gdy po raz pierwszy jechałem do Kazachstanu na dwutygodniową wizytę do ks. Radonia, byłem pełen oczekiwań, że spotkam świat taki, jak w Rosji: cerkwie, prawosławie i wielogłosowy śpiew, ale szybko uświadomiłem sobie, że to nie jest kraj chrześcijański, ale muzułmański, a zamiast cerkwi są meczety! W ogóle mi się tam nie podobało!

Ks. Jan zabrał mnie do abp. Tomasza Pety, który zapytał mnie, czy chcę pracować w Kazachstanie. Odpowiedziałem, że nie, bo mi się tu nie podoba. Biskup odpowiedział: „Ojcze Łukaszu, to my się będziemy modlić, żeby się ojcu spodobało!”.

I rzeczywiście, gdy po paru latach pojawiła się możliwość pracy w tym miejscu, to momentalnie moje myślenie się odmieniło! Kazachstan stał się dla mnie pociągający i co tu dużo mówić: pokochałem tych ludzi!

Jak wygląda twoja praca na co dzień? Wnioskuję, że nie masz zbyt dużej liczebnie parafii!

W Zielonym Gaju i pobliskich wioskach, do których jeżdżę, mieszka może łącznie 2000 ludzi. Katolików jest ok. 600, ale regularnie praktykuje może 100 osób. Codziennie odprawiam mszę, która jest poprzedzona godzinną adoracją.

Moje duszpasterstwo to po prostu bycie. Nie ma tu katechezy w szkole, przy parafii pojawia się garstka dzieci czy młodzieży. Ewangelizuję w codzienności: w sklepie, w wiejskiej bani, gdzie wszyscy spotykają się raz w tygodniu, czy na pogrzebach, gdzie przychodzą wszyscy: i muzułmanie i katolicy.

Chrześcijanie i muzułmanie

Jak wyglądają twoje kontakty z muzułmanami?

Mieszka tu ponad 120 różnych narodowości, więc nikogo nie dziwi różnorodność. Gdy pojawiam się w sutannie, początek rozmowy jest zawsze taki sam: ile mam dzieci i jaką mam żonę. Gdy wyjaśnię, dlaczego ich nie mam, dochodzimy do rozmowy o Jezusie.

Za pierwszym razem, gdy przyjechałem do Kazachstanu, poszedłem zobaczyć meczet. Wszedłem tam w koszuli z koloratką i z dużym krzyżykiem na piersi. Gdy zobaczył mnie jeden z muzułmanów i zobaczył krzyżyk, zaczął mnie wypytywać, co to jest, a po chwili poszedł po kolegów!

Przyznam, że gotowałem się na śmierć, gdyż miałem w głowie obraz muzułmanów, jaki kreują często media (śmiech). A z tej sytuacji wywiązała się ponadgodzinna rozmowa o naszej wierze, o Jezusie, którego uznajemy za Boga, podczas gdy oni za proroka. Pożegnaliśmy się w bardzo przyjaznych stosunkach!

Są ludzie, którzy patrzyliby krzywo na to, że jako ksiądz wszedłeś do meczetu!

Och, serdecznie zapraszam tych, którzy tak myślą, by przyjechali do Kazachstanu i pomieszkali tu jakiś czas wśród muzułmanów. Gdy człowiek przyjeżdża na misje, to zmienia całkowicie myślenie, bo widzi inne potrzeby!

ks. Łukasz Chłopek na misjach w Kazachstanie
Z przyjaciółmi w meczecie

Powiedz zatem, co musiałeś zmienić w swym myśleniu?

Jako przykład podam pogrzeby. Gdy przyjechali tu nasi rodacy, przesiedleńcy z 1936 r., to nie było tu księdza przez ponad 20 lat! Potem kapłani przyjeżdżali tu w wielkiej konspiracji. To, co ci ludzie zapamiętali odnośnie do swej wiary, to starali się kultywować, ale wiele tych rzeczy się rozmyło i wkradły się zabobony.

Tutaj pogrzeb trwa ponad 4 godziny i obrzęd katolicki jest bardzo krótki! Staram się zatem być z nimi, wprowadziłem modlitwę psalmami podczas kilku pożegnań, które następują w trakcie pogrzebu. Staram się natomiast tłumaczyć bezzasadność zabobonów, jak np. wkładania monet do kieszeni czy wiązania czerwonej wstążki pod karawanem.

Pokochałem to miejsce

Jesteś birytualistą? Służysz też w obrządku wschodnim?

W mojej parafii są potomkowie Polaków, a zatem rzymscy katolicy, więc nie mam okazji posługiwać w obrządku wschodnim, mimo że są tu prawosławni. Przed Bożym Narodzeniem ogłosiłem jednak, że jeśli jest tu ktoś z tradycji wschodniej i chciałby obchodzić święta później, to jestem do dyspozycji!

Na samą uroczystość nikt się nie zgłosił, ale przyszła pewna pani, z rodziny prawosławnej, i zapytała, czy mógłbym kogoś ochrzcić “po prawosławnemu”. Wytłumaczyłem, że to będzie wyglądać, jak w cerkwi, ale będzie to katolickie. Gdy zapytałem, kogo chce ochrzcić, powiedziała, że siebie! Zatem mogłem ją do tego przygotować i przyjąć do Kościoła. Teraz chodzi na msze do naszej wspólnoty.  

Czy można jakoś włączyć się w twoją posługę?

Zapraszam do śledzenia mojego fanpage’a na Facebooku: StepMisja oraz do patronatu misyjnego, czyli deklaracji wsparcia modlitewnego, a jeśli ktoś chce, to także materialnego.

Na te wakacje szukam ponadto wolontariuszy do pracy przy remontach w parafii. Gdyby ktoś był zainteresowany, zapraszam do kontaktu!

Czy tęsknisz za czymś?

Nie. Nie tęsknię. Poczułem się tu jak u siebie w domu. Pokochałem to miejsce. Nie wiem dlaczego, ale nie wszystko da się wytłumaczyć ludzkimi słowami! Tak po prostu jest, to jak z zakochaniem się!

Ks. Łukasz Chłopek – prezbiter diecezji rzeszowskiej, misjonarz w Kazachstanie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.